BMW 7 e38 - luksus, do którego trzeba dojrzeć
Ponoć rzeczy idealne żyją tylko w naszych głowach. Coś musi w tym być, bo doprawdy trudno wskazać choćby jedną rzecz, która byłaby zbliżona do ideału. Zresztą, ważniejszym pytaniem jest raczej to jakie jest nasze wyobrażenie ideału. Bo natura człowieka, niestety, ma to do siebie, że nawet w rzeczach idealnych potrafi doszukać się drobnych mankamentów i uchybień. Niestety.
Uwielbiam motoryzację i samochody. Nie wiem co takiego kryje się w tych czterech, pięciu metrach stalowej konstrukcji, co mnie tak urzeka. Nie wiem, czy to kształt karoserii, dźwięk wydawany przez poruszające się w cylindrach tłoki, czy też zapach skórzanej tapicerki, która otula moją drobną, zbliżoną do Woody’ego Allena, sylwetkę. Nie wiem i szczerze powiedziawszy nie interesuje mnie to, bo pewnych rzeczy nie powinno się rozkładać na czynniki pierwsze. Bo wówczas tracą swój urok.
BMW. Tej marki nie trzeba nikomu przedstawiać. To marka, która zawsze zajmowała szczególne miejsce w mojej głowie, w moich marzeniach. Jako mały brzdąc spędzałem godziny przy biurku próbując najdokładniej jak to możliwe przenieść kształt stojącego przede mną resoraka na kartkę papieru. Gdy inne dzieciaki biegały po podwórku lub oglądały Smerfy, ja porządkowałem na nowo kolekcję obrazków z gum „Turbo”. Uwielbiałem to. Szczególnie te z autami bawarskiej marki. Wśród nich szczególne miejsce zajmowała „siódemka”. Przeogromna, groźna, mocarna i jakże piękna. Niby taka normalna i niczym się nie wyróżniająca, a jednak dzięki temu piękna.
Seria 7 w wydaniu E38, czyli ta, która moim zdaniem uchodzi za jedno z najpiękniejszych, oprócz BMW serii 5 E60, aut bawarskiej marki, jakie kiedykolwiek jeździły po drodze, to samochód niesamowity. Mierzące niemal 5 metrów auto (a w wydaniu „L” nawet ponad 5 m!) odznacza się jedyną w swoim rodzaju aparycją. Mocarne i groźnie wyglądające nadwozie urzeka jednocześnie wrażeniem lekkości i nieprzeciętnych możliwości. Nisko poprowadzona maska w połączeniu z 18-calowymi kołami sprawia, że sylwetce nie sposób odmówić dynamizmu. Typowe dla aut BMW reflektory przednie wraz z „nerkami” w „siódemce” prezentują się niczym Giewont na tle Tatr. Majestatycznie i bezkompromisowo – po prostu pięknie.
Na majestatycznym nadwoziu urok BMW serii 7 się nie kończy, co więcej, na nim on się właśnie zaczyna. W przepastnym i przeogromny wnętrzu miejsca nie powinno zabraknąć nikomu. Zresztą, przy długości niemal 5 m, szerokości 1.9 m i rozstawie osi 2.9 m nikomu nie ma prawa zabraknąć tam miejsca. Fakt, BMW wypuściło na rynek także wersję L (dłuższą od wersji standardowej o 14 cm), która na tylnej kanapie oferowała przestrzeń godną limuzyn rządowych (?). W sumie urzędnicy, to tacy sami ludzie jak my, zresztą przez nas wybierani, i pojęcie auta „godnego urzędników państwowych” nie powinno mieć racji bytu, ale przynajmniej oddaje przestrzeń panującą na tylnej kanapie BMW serii 7.
W owych czasach najbardziej luksusowe BMW na rynku oferowało praktycznie wszystko w zakresie wyposażenia, co było wówczas dostępne. Komplet poduszek powietrznych, dwustrefowa klimatyzacja automatyczna, system stabilizacji toru jazdy, TV wraz z nawigacją satelitarną, system sprawdzania ciśnienia w oponach, podgrzewana szyba czołowa, podgrzewane fotele i tylna kanapa, czy kamera cofania to tylko niektóre z dostępnych wówczas w topowym modelu BMW elementów wyposażenia.
Jednak najciekawsze, jak zwykle w przypadku aut tej marki, kryło się pod maską. Wybór jednostek napędowych był przeogromny, a na dodatek, po raz pierwszy w przypadku topowego modelu bawarskiej marki, w ofercie pojawiły się także trzy jednostki wysokoprężne. Najsłabsza z nich, i jednocześnie najstarsza, montowana była w modelu 725tds. Dwuipółlitrowy diesel o mocy 143 KM zapewniał ciężkiemu autu mizerne osiągi, a przy okazji nie grzeszył też trwałością. Co innego pozostałe dwie jednostki. Obie bardzo mocne, dynamiczne i, jak się okazało po latach, także trwałe. Mniejsza jednostka napędowa, sześciocylindrowa rzędowa, oznaczona 730d, miała pojemność 2.9 l i generowała moc 193 KM. Mocniejsza, montowana w modelu 740d, to widlasta ósemka o pojemności 3.9 l i mocy 245 KM. BMW 740d z tą jednostką pod maską przyspieszało do 100 km/h w 8 s i maksymalnie było w stanie rozpędzić się do 242 km/h.
Wśród jednostek benzynowych prym wiodły widlaste ósemki o pojemnościach w zakresie 3.0 – 4.4 l i mocach rzędu 218 – 286 KM. Skrajne pozycje w cennikach zajmowały: najsłabszy sześciocylindrowy rzędowy silnik o pojemności 2.8 l i mocy 193 KM oraz montowany m.in. w modelu 750iL, potężny dwunastocylindrowy motor o pojemności 5.4 l i mocy 326 KM! „Siódemka” z tą jednostką pod maską zawstydzała niejedno auto sportowe, przyspieszając do 100 km/h w zaledwie 6.5 s!
Wspaniałe jednostki napędowe byłyby niczym, gdyby układy przeniesienia napędu i kierowniczy nie były w stanie zapanować nad mocą drzemiącą pod maską. Tylny napęd, duża masa własna i perfekcyjnie zestrojony układ kierowniczy sprawiały, że na suchej nawierzchni trudno było wyprowadzić auto z równowagi. Na śniegu lub mokrej nawierzchni – no i owszem, ale przy okazji można się przy tym nieźle zabawić.
Marzenia sprawiają, że rano chce się wstać z łóżka. Plany układane w głowach czynią nas mocniejszymi i sprawiają, że stale możemy podnosić sobie poprzeczkę wyżej. To jest doprawdy piękne. BMW serii 7 znajduje się na liście moich marzeń i z pewnością na wielu innych listach. Kiedyś z pewnością stalowe BMW 740i stanie pod moim domem. Ale zanim to nastąpi muszę dojrzeć do świadomości, że tak potężne i mocne auto nie będzie tanie w utrzymaniu. A wielu właścicieli „siódemek” niestety uzmysławia to sobie już po zakupie. I wówczas pojawiają się negatywne opinie na temat auta…