Alfa Romeo 164 - piękna inaczej
Ludzie mają to do siebie, że uwielbiają komplikować wszystko co ich otacza. Nie dostrzegają, że życie samo w sobie i tak jest już wystarczająco zawiłe i nie ma potrzeby dodatkowo go gmatwać. Żyją nadzieją "na lepsze jutro" zapominając o tym, że to, co "tu i teraz" także może być piękne. Wystarczy tylko inaczej na to spojrzeć. Nie dociera do nich to, że jutro może nigdy nie nadejść.
Podobnie sprawa ma się z samochodami – zawsze marzą o lepszym, nie potrafiąc docenić tego, który aktualnie posiadają. Wyjątkiem w tym przypadku są posiadacze... Alf Romeo. Ta specyficzna grupa osób zakochanych w tej wyjątkowej włoskiej marce, gloryfikuje swoje auta ponad wszystko inne, co jeździ po ziemi. I nie ważne czy mają szczęście jeździć najnowszą Giuliettą, kontrowersyjną MiTo, piękną 159 czy zadziorną Brerą. Ba, nawet posiadacze dwudziestoletnich Alf 164 uważają, że ich auto jest najlepsze, jakim kiedykolwiek dano im jeździć. Urodzeni optymiści, albo raczej szczęśliwcy dotknięci wirusem... szczęścia przenoszonym drogą asfaltową.
Model 164 to konstrukcja szczególna w dziejach włoskiego producenta: dostojna, masywna, w każdej wersji szybka i moim zdaniem niestety nienajładniejsza. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że za takie stwierdzenie mogę otrzymać tęgie baty, jednak już spieszę z wyjaśnieniem dlaczego moim zdaniem „wątpliwej urody”. Otóż obecnie produkowane Alfy starzeją się bardzo wolno. Ot, choćby model 147 czy 156. Od ich debiutu minęło grubo ponad 10 lat, a nadal prezentują się jakby deski kreślarskie opuściły przedwczoraj. Natomiast starsze modele włoskiego producenta, z racji dość kanciastej natury i mniej wyszukanej stylistyki, zestarzały się szybciej niż wiele innych konstrukcji.
Model 164 debiutował w 1987 roku. By zredukować koszty opracowania i realizacji projektu tę samą płytę podłogową zastosowano nie tylko w Alfie 164, ale także w Fiacie Croma, Lancii Thema i Saabie 9000. Natomiast za projekt nadwozia odpowiadało studio stylistyczne Pininfariny. Rezultat prac projektantów i stylistów z perspektywy czasu wygląda mało atrakcyjnie. Potężne przednie reflektory, na siłę wtopione w pas przedni logo producenta i płaska niczym stół krawiecki maska niczym szczególnym się nie wyróżniają. Delikatne boczne przetłoczenia i nadspodziewanie duża powierzchnia przeszklona w nijaki sposób nawiązują do sportowych korzeni marki.
Pomimo archaicznego wyglądu jednego Alfie 164 odmówić nie sposób – zadziorności. Mimo, że auto szybko się zestarzało i stylistycznie odstaje od jakichkolwiek współczesnych trendów, to jednak zachowało swój niepowtarzalny styl. Wyposażona w masywne aluminiowe felgi potrafi wyglądać naprawdę groźnie.
Wnętrze to już zupełnie inna bajka. Mimo, że pazur czasu zostawił wyraźne piętno na włoskiej konstrukcji, to poziom wyposażenia i wykończenia auta nawet dzisiaj pozytywnie zaskakuje. Doskonałe fotele, przyjemna w dotyku welurowa lub skórzana tapicerka siedzeń i bardzo bogate wyposażenie wynagradzają braki stylistyczne nadwozia. No i ta przestrzeń – podróż autem nawet z kompletem pięciu pasażerów na pokładzie to czysta przyjemność.
Jednak najlepsze w przypadku aut tego typu zawsze tkwi pod maską. Podstawowa, dwulitrowa jednostka Twin Spark dysponowała mocą blisko 150 KM. To wystarczyło, by auto osiągało prędkość 100 km/h w czasie 9 s. Z czasem dołączyła także wersja Turbo, dysponująca mocą 200 KM. W jej przypadku sprint do 100 km/h zajmował już tylko 8 s, a prędkość maksymalna „dobijała” do 240 km/h. Dla fanów jednostek widlastych także przygotowano coś specjalnego – trzylitrowy motor w początkowej fazie osiągał ponad 180 KM, a w późniejszym okresie produkcji wzbogacono go o kolejne 12 zaworów (łącznie 24V), dzięki czemu moc wzrosła do ponad 230 KM (wersje Q4 i QV). Tak wyposażona Alfa pierwszą „setkę” osiągała w nieco ponad 7 s i maksymalnie mogła rozpędzić się do 240 km/h. Zużycie paliwa jak zwykle pozostawało tematem tabu. Jak można się domyślić przy dynamicznej jeździe wyniki na poziomie 15 – 20 litrów nie były czymś nadzwyczajnym. Jednak dźwięk jaki wydobywał się spod maski dla fanów marki jest wart każdych pieniędzy.
W kartach historii modelu 164 zapisano jeszcze jedną stronnicę, o czym nie wszyscy pamiętają. Otóż Alfa Romeo nosiła się z zamiarem powrotu do sportów motorowych. W tym celu opracowano jednostkę napędową oznaczoną symbolem V1035, która trafiła pod maskę omawianej Alfy 164, oznaczonej przyrostkiem „pro – car”. No prawie „omawianej Alfy 164”. Owe 10-cylindrowe cudo techniki rodem z wyścigów Formuły 1 trafiło pod maskę auta, które tylko zewnętrznie wyglądało jak seryjna Alfa 164. W rzeczywistości samochód został poddany modyfikacjom, które zniwelowały jego masę do regulaminowych 750 kg masy. Niska masa własna w połączeniu z ponad 600-konnym silnikiem zaowocowała piorunującymi osiągami: 2 s do 100 km/h i prędkość maksymalna na poziomie 350 km/h! Powstały tylko dwa egzemplarze tego auta, przy czym jeden z nich znajduje się w rękach prywatnego kolekcjonera, a drugie auto zdobi sale muzealne Alfy Romeo w Arese, przypominając, że włoski producent raz na jakiś czas potrafi w sposób niezwykle wyrafinowany o sobie przypomnieć. I jak tu nie kochać aut tej marki?