125 ccm na trasie. Przygoda czy wyzwanie?
Motocykle z silnikami o pojemności 125 ccm przebojem wdzierają się na polskie drogi. Nic dziwnego. Stanowią szybki, a zarazem efektywny środek lokomocji. W wielkomiejskiej dżungli nie mają sobie równych.
Dysponując najmniejszymi Suzuki – Burgmanem 125 oraz VanVanem 125, postanowiliśmy sprawdzić, czy nadają się również do wypadów na kilkuset kilometrową trasę. Teoretycznie nie powinno stanowić to problemu. 12-konne Suzuki legitymują się prędkością maksymalną na poziomie 100 km/h (VanVan 125) oraz 105 km/h (Burgman 125). Można więc założyć, że na drogach drugiej i trzeciej kategorii nie będziemy utrudniali życia innym kierowcom. Czy teoria znajduje odzwierciedlenie w praktyce?
Częściowo. Utrzymywanie katalogowych 100 km/h nie zawsze jest możliwe. VanVan osiąga licznikowe 115 km/h, a Burgman 125 jest w stanie rozpędzić się do 125 km/h. Bardziej strome wzniesienie, mocniejszy powiew wiatru, większe wyboje lub asfalt o wyższej chropowatości odczuwalnie redukują prędkość maksymalną. Zdarza się, że trzeba walczyć o utrzymanie 90 km/h.
Planując wyprawę 125-tką, warto z góry założyć, że maksymalna prędkość przelotowa będzie oscylowała w przedziale 80-90 km/h. Kiedy nie próbujemy wyciskać z silnika siódmych potów, jazda staje się bardziej przyjemna – skupiamy się na drodze, a nie nieustannym przepinaniu biegów oraz wpatrywaniu we wskazania prędkościomierza i obrotomierza. Nie można też zapomnieć, że jazda z wykorzystaniem 75-80% prędkości maksymalnej istotnie zmniejsza obciążenie silnika, jak również zużycie paliwa.
Niższe prędkości oraz wydłużenie czasu podróży niosą ze sobą także inne korzyści. Czasu na podziwianie krajobrazów jest więcej. Skoro nigdzie się nie śpieszymy, pomylenie drogi przestaje być powodem do zmartwień. Można pokręcić się po okolicy, poprosić kogoś o pomoc. Nie czując presji czasu, chętniej zjedziemy też z zaplanowanego szlaku czy wygospodarujemy chwilę na zatrzymanie się w sklepie z pamiątkami bądź skosztowanie przysmaków z przydrożnego baru. Klimat na miarę motocyklowych podróży sprzed lat może uzależnić.
Lekkie motocykle najlepiej czują się na drogach z dwu- lub trzycyfrowym oznaczeniem, gdzie ruch jest relatywnie mały, proste nie ciągną się po horyzont, a wąskie pobocza czy drzewa w skrajni drogi potęgują wrażenie prędkości. Tempo szczególnie odczuwamy w VanVanie. Pozbawione owiewek Suzuki funduje kierującemu poczucie pełnego zespolenia z przyrodą. Miękko zestrojone zawieszenie z dużym skokiem (110 mm / 136 mm) i balonowe opony dzielnie wybierają nierówności. Na siodło przenoszone są tylko informacje o potężnych uskokach asfaltu. Specyficzna charakterystyka pracy zawieszenia sprawia, że użytkownikowi VanVana pojęcie nieprzejezdnych dróg jest praktycznie nieznane. Kocie łby, wyboista szutrówka, piasek poligonu, plaża? Przy odrobinie wprawy i odpowiednim doborze prędkości VanVan dotrze niemal wszędzie. Gdyby kierowca przecenił siły na zamiary, niewielka masa pojazdu (122 kg) ułatwi podniesienie go do pionu bądź wykopanie z pułapki.
Jedynym zgrzytem jest zaledwie 6-litrowy bak. Nie przewidziano wskaźnika poziomu paliwa. Musi wystarczyć kontrolka rezerwy. Podczas wyprawy w mało uczęszczane zakątki, benzynę warto dolewać niemal na każdej stacji. Lepiej odżałować kilka minut, niż stracić kilkadziesiąt na szukanie pomocy. W Burgmanie 125 kwestia zasięgu nie jest paląca – bak mieści 10,5 l, a o zapasie benzyny informuje 5-sekcyjny wskaźnik.
Na gładkich asfaltach skuter ze stajni Suzuki oferuje jeszcze wyższy komfort od VanVana. Cięższa maszyna z niżej położonym środkiem ciężkości skuteczniej utrzymuje zadany kierunek. Kwestię operowania sprzęgłem i wybierania biegów rozwiązała bezstopniowa przekładnia. Nogi można rozprostować na wygodnych i długich podestach. Rozbudowane owiewki skutecznie odchylają strugę powietrza, a dźwięk osadzonego w okolicach tylnego koła i szczelnie zabudowanego silnika jest stłumiony. Na dłuższych trasach docenimy też obszerną kanapę. Bugman jest wrażliwy na stan nawierzchni. Koła o średnicy 13 i 12 cali (przód / tył) oraz równie skromny skok zawieszenia – odpowiednio 92 i 83 mm – nie są w stanie skutecznie wybierać wertepów. Trzeba zwolnić.
„Patrz w lusterka. Motocykle są wszędzie” - któż nie widział naklejki o podobnej treści na tylnych szybach samochodów. W przypadku 125-tek reguły gry ulegają zmianie. To motocyklista powinien spoglądać lusterka, gdyż nawet na bocznych drogach będzie często wyprzedzany. Samochody osobowe nie mają problemów ze sprawnym wykonaniem manewru. Gorzej, gdy za tylnym błotnikiem 125-tki pojawi się ciężarówka. Za sprawą ogranicznika prędkości, nie pojedzie więcej niż 89 km/h - może długo czekać na okazję do rozpoczęcia wyprzedzania. Lepiej na moment zwolnić i zrobić kierowcy TIR-a miejsce, niż czuć na plecach presję rozpędzonych kilkudziesięciu ton.
Właściciele „dużych motocykli” użytkowników 125-tek traktują ze sporym dystansem – widząc niewielki sprzęt, rzadko decydują się na uniesienie dłoni na powitanie. Najwyżej odpowiadają, a i to nie zawsze... Budująca okazuje się natomiast postawa kierowców samochodów. Starają się ułatwić wyprzedzanie czy zrobić miejsce podczas pełzania w korku. Nie potrzeba wiele, by szeroki na niecałe 80 cm jednoślad zmieścił się obok auta. Czasami wystarczy lekki ruch kierownicą lub wciśnięcie przycisku odpowiadającego za złożenie lusterek...
W sprzyjających okolicznościach 12-konne Suzuki dotrą do celu szybciej od samochodów. Na wielu odcinkach dróg międzymiastowych ruch jest na tyle duży, że wyższa prędkość maksymalna aut nie jest w stanie skompensować strat, które ich kierowcy ponoszą podczas postojów w korkach bądź wyczekiwania na dogodną chwilę do wyprzedzenia wolniejszego pojazdu. Przy żwawej jeździe na trasie lekki motocykl zużywa 2,7-3,5 l/100km. Skrajnym scenariuszem jest podróż drogą szybkiego ruchu – przy odkręconej do końca manetce jeden cylinder potrafi skonsumować ok. 4,5 l/100km.
Motocykl z silnikiem o pojemności 125 ccm sprawdza się nie tylko podczas jazdy po mieście. Za ich kierownicami można z powodzeniem wyruszać ku przygodzie. Przy planowaniu trasy trzeba jedynie unikać głównych ciągów komunikacyjnych. Im niższa kategoria drogi, tym podróż będzie bardziej przyjemna. Weronika Kwapisz za kierownicą Suzuki VanVan udowodniła, że granicę wyznacza jedynie wyobraźnia i ilość czasu przeznaczonego na ekspedycję. W 48 dni Weronika pokonała VanVanem niebagatelne 12000 kilometrów. To średnio 250 kilometrów dziennie, co można uznać za granicę komfortu za sterami 125-tki.