Rozgrzewać czy nie?
Pytanie zawarte w tytule niniejszego artykułu, to dylemat, towarzyszący niemal wszystkim właścicielom samochodów, próbującym uruchomić je po mroźnej nocy. Warto wiedzieć, jakich błędów nie popełniać.
Kilkanaście sekund i… bez mandatu
Obrazek dobrze znany z naszych osiedli: zimowy poranek, właściciel auta odpalający silnik, a następnie odśnieżający nadwozie w czasie pracy tego ostatniego na wolnych obrotach. Mogłoby się wydawać, iż wszystko w porządku, przecież w czasie odmiatania zalegającego śniegu jednostka napędowa nagrzeje się do temperatury roboczej i będzie prawidłowo funkcjonować. Tymczasem okazuje się, iż nic bardziej mylnego i to zarówno z technicznego, jak i prawnego punktu widzenia. W opinii fachowców, rozgrzewanie silnika na postoju jest wręcz szkodliwe, głównie ze względu na jego przyspieszone zużycie. O co chodzi? W ujemnych temperaturach zwiększa się lepkość oleju, a podczas pracy na niskich obrotach następuje dodatkowo wypieranie tzw. filmu olejowego ze współpracujących elementów metalowych jednostki napędowej. Zamiast zatem dłuższego rozgrzewania na postoju, powinno się odczekać kilkanaście sekund, aby olej dotarł do wszystkich elementów wymagających smarowania, a następnie ruszyć w drogę – oczywiście unikając w czasie pierwszych kilometrów wchodzenia na wysokie obroty. Poza tym pamiętajmy, iż zabawa w rozgrzewanie silnika może zakończyć się uszczupleniem zasobności naszego portfela o kwotę od 100 do 300 złotych. Prawo o ruchu drogowym zakazuje bowiem postoju z włączonym dłużej niż minutę silnikiem.
W dieslach raz…
A w jaki sposób uruchamiać samochody wyposażone w silniki wysokoprężne? Również w tym przypadku pokutuje pogląd (wyrażany przy tym znacznie częściej niż w przypadku benzyniaków), iż warto rozgrzewać jednostkę napędową na postoju, a dopiero później wyruszyć w trasę. Skąd bierze się takie podejście do tematu? Odpowiedź jest prosta: silniki Diesla są o wiele bardziej wrażliwe na niskie temperatury niż jednostki benzynowe. W ich przypadku zachodzi bowiem bardzo prosta zależność – im niższa temperatura, tym trudniej o samozapłon mieszanki paliwowej, ze względu na niskie ciśnienie w komorze spalania. W samochodach z silnikami wysokoprężnymi, zamiast świec iskrowych znanych z jednostek benzynowych, montowane są żarowe. Te ostatnie mogą rozgrzewać się nawet do temperatury 900 st. C, pomagając w ten sposób zwiększyć ciśnienie w komorze spalania w czasie rozruchu. Jak zatem prawidłowo uruchamiać silnik Diesla na mrozie? Po przekręceniu kluczyka w stacyjce, należy odczekać z uruchomieniem rozrusznika do momentu, aż zgaśnie lampka sygnalizująca działanie świec żarowych, czyli do ich rozgrzania. Wówczas można już uruchomić rozrusznik. Uwaga! Fachowcy zalecają, aby po „odpaleniu” silnika odczekać około 30 sekund i dopiero potem ruszać, operując przy tym pedałem przyspieszenia w sposób bardzo delikatny. Dzięki takiemu postępowaniu, jednostka wysokoprężna odpowiednio się nagrzeje, bez ryzyka przyspieszonego zużycia jej samej, jak i oleju napędowego.
… a może jednak dwa razy?
Jeszcze dość często użytkownicy aut wyposażonych w diesle, próbują „podwójnie” rozgrzewać świece żarowe. Ja się to odbywa? W czasie mrozów niektórzy kierowcy po zgaśnięciu lampki sygnalizującej ich rozgrzanie wycofują kluczyk, a następnie włączają świece żarowe ponownie. Nie ma to większego sensu ponieważ w odróżnieniu od starszych konstrukcji, w których świece żarowe grzały przez ściśle określony czas, we współczesnych samochodach są one sterowane za pomocą jednostki zawiadującej silnikiem. O tym, iż współcześnie rola świec żarowych jest znacznie większa niż miało to miejsce kilkanaście lat temu, niech zaświadczy następujący przykład: w niektórych najnowszych dieslach, te ostatnie mogą grzać nawet po uruchomieniu silnika, w celu jak najszybszego osiągnięcia przez niego temperatury roboczej (w zimie o wiele dłużej niż w lecie). Jak zatem widać, w tym przypadku świece żarowe służą nie tylko do zwiększenia ciśnienia w komorze spalania podczas rozruchu, a zatem nie ma sensu rozgrzewać ich dwukrotnie.