Mandat z zagranicy. Wyrzucić czy zapłacić?
Wróciliśmy z wakacyjnych wypraw. Wielu z nas za granicę wybrało się autem. Zdarza się, że za wycieraczką znaleźliśmy mandat bądź wezwanie do zapłaty przyszło pocztą. Co z nim zrobić?
Oczywiście jedyną poprawną odpowiedzią byłoby – zapłacić. Poprawność poprawnością, a życie życiem. Urzędnicze machiny są rozpędzone, jednak wyspecjalizowały się w karaniu mieszkańców własnego kraju. Taka sytuacja ma miejsce na zachodzie Europy, jak również w Polsce. Na celowniku naszego systemu fotoradarów są tylko samochody zarejestrowane w kraju.
Dlaczego? Prace nad paneuropejską bazą danych, która pozwalałaby na szybką identyfikację kierowców, dopiero trwają. Ustalenie sprawcy wykroczenia po numerze rejestracyjnym pojazdu wiąże się z koniecznością uruchomienia machiny. Konieczne jest wysłanie oficjalnego zapytania do kraju, w którym auto jest zarejestrowane (w Polsce do Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców), poczekanie na odpowiedź, wysłanie pisma do właściciela pojazdu, kolejne oczekiwanie na odpowiedź lub wpłatę. W przypadku braku tej ostatniej pozostaje próba windykacji. Jeżeli mandat opiewał na kilkanaście bądź kilkadziesiąt euro, gra może nie być warta zachodu. Zdjęcia z fotoradarów za niewielkie przekroczenia prędkości najczęściej lądują w koszu. Przy większych można spodziewać się listu. Najczęściej procedura jest wszczynana, gdy do przekroczenia dozwolonej prędkości dojdzie na terenie Austrii, Niemiec, Holandii oraz Włoch. Można spodziewać się korespondencji także z Czech i Słowacji.
Prawdopodobieństwo znalezienia w skrzynce listu o niezbyt przyjemnej treści jest największe, jeżeli za granicą podróżowaliśmy autem z wypożyczalni. Pismo z zapytaniem o dane kierowcy trafi do wypożyczalni. Niezbędne informacje na pewno zostaną udzielone lokalnym władzom. Sporządzenie wezwania do zapłaty stanie się dużo prostsze.
Aktualnie obowiązujące przepisy sprzyjają kierowcom. Nieuregulowanie otrzymanego pocztą mandatu za wykroczenie drogowe zwykle nie wiąże się z nieprzyjemnościami. Urzędnicy nie kryją, że możliwości skutecznego nałożenia sankcji są ograniczone - kierowca musi się po prostu na nią zgodzić i dobrowolnie opłacić mandat. Problemy mogą pojawić się, gdy dana osoba lub pojazd ponownie pojawią się w kraju, w którym wykroczenie zostało popełnione. Jeżeli taki fakt zostanie ujawniony podczas rutynowej kontroli drogowej, mandat trzeba będzie zapłacić na miejscu.
Odrębną kwestią jest nieuiszczenie opłaty za przejazd płatną drogą lub parkowanie. W wielu krajach mają formę opłat dodatkowych, które są nakładane w trybie administracyjnym. Walka z kierowcami unikającymi płacenia często jest powierzana firmom zewnętrznym. Jeżeli dłużnikiem jest kierowca z zagranicy, jego należność może zostać przekazywana do kolejnej, lokalnej już firmy windykacyjnej. Ostatecznie do zainteresowanego dociera wezwanie do zapłaty, powiększone o prowizję firm. Pisma oczywiście można zignorować, ale trzeba mieć świadomość, że dług może zostać ściągnięty przez komornika. Tego typu procedura jest możliwa w przypadku kar za złe parkowanie w Belgii, Holandii, Irlandii, Norwegii, Szwecji, Wielkiej Brytanii oraz na Węgrzech.
Unijni urzędnicy mają świadomość, że pewien odsetek należności z tytułu mandatów bezpowrotnie przepada. Brakuje przepisów, systemów, woli współpracy. Sytuacja niebawem ma ulec zmianie. W listopadzie ma ruszyć paneuropejski system wymiany informacji o sprawcach wykroczeń drogowych oraz ich pojazdach.