Koło zapasowe czy zestaw naprawczy?
Piąte koło u wozu to problem. W dosłownym tego słowa znaczeniu! Koło zapasowe zwiększa masę pojazdu, ogranicza przestrzeń na bagaże oraz podnosi koszty produkcji. Nic dziwnego, że coraz częściej producenci rezygnują z "zapasu" na rzecz zestawów naprawczych.
W krajach zachodniej części Europy ma to sens. Drogi są równie, na poboczach rzadko kiedy można dostrzec wyrwy o geologicznej głębokości, a coraz lepiej dopracowane opony są naprawdę odporne na uszkodzenia. W takich warunkach koło zapasowe jest po prostu zbędnym balastem. Do naprawy przebicia, które powstało w wyniku najechania na gwóźdź lub inny ostry przedmiot o niewielkiej średnicy, w zupełności wystarczy zestaw naprawczy.
To proste w użyciu i „czyste” rozwiązanie – nie wymaga wyciągania koła zapasowego lub dojazdowego, mocowania się ze śrubami oraz podnoszenia pojazdu. Rozpakowujemy zestaw, wtłaczamy pianę uszczelniającą do koła, włączamy kompresor i po dwóch minutach kontynuujemy podróż. Akcesoryjne rozwiązania bywają jeszcze mniej skomplikowane. Wiele z nich ma formę butelki z środkiem uszczelniającym, który pod wysokim ciśnieniem jest wtłaczany do koła.
Nawet najlepsza pianka nie pomoże, gdy dojdzie do rozerwania ściany bocznej opony o krawędź wyrwy w asfalcie. Zestaw naprawczy zda się również na niewiele, gdy ostry przedmiot przetnie czoło bieżnika na długości kilku centymetrów. W takich przypadkach jedynym ratunkiem jest „zapas” lub... telefon po assistance.
Obecnie koła zapasowe coraz częściej stanowią opcję, za którą trzeba dopłacić kilkaset złotych. Wielu zamawiających nowe samochody decyduje się na głębsze sięgnięcie do portfela. Czy warto? Każdy musi odpowiedzieć sobie sam, uzależniając odpowiedź przede wszystkim od stanu dróg, z których korzysta.
W wielu krajach podjęto próby statystycznego opisania zjawiska przebitych opon. Wynika z nich, że każdy z kierowców podczas swojej kariery złapie średnio pięć „kapci”. Inne opracowania mówią o jednej przebitej oponie na 12 lat lub „gumie” co 30-40 tysięcy kilometrów. Jak widać rozstrzał wyników jest ogromny.
Poradniki ecodrivingu zapewniają, że ograniczenie masy pojazdu o 10 kilogramów pozwala na zaoszczędzenie ok. 0,1 l/100km. Pozbywając się koła zapasowego osoba, która pokonuje samochodem ok. 20 tysięcy kilometrów rocznie może wydać na paliwo 100-200 złotych mniej. Oczywiście takiej oszczędności nikt nie jest w stanie zagwarantować – znacznie większy wpływ na spalanie będzie miała technika jazdy i stan samochodu. Jeżeli wszystkie kluczowe warunki zostaną spełnione, redukcja masy może mieć niewielki wkład w pulę oszczędności.
Na zastąpienie koła zapasowego zestawem naprawczym mogą z powodzeniem zdecydować się osoby, które jeżdżą samochodem w promieniu kilkunastu kilometrów od domu. Nawet gdy koło zostanie poważnie uszkodzone, transport "zapasu" przechowywanego w piwnicy lub garażu nie powinien być wyzwaniem logistycznym. W trasę warto zabierać pełnowymiarowy „zapas”. Na dojazdówce będziemy mogli jechać najwyżej 80 km/h. Jeżeli uszkodzonej opony nie uda się naprawić lub wymienić w przydrożnym warsztacie, może to być naprawdę uciążliwe.