Bezpośredni wtrysk benzyny – dlaczego turbo?
Początki powszechnie stosowanego bezpośredniego wtrysku benzyny okazały się falą niepowodzeń, ale producenci szybko znaleźli rozwiązanie na rozczarowania użytkowników. Było nim doładowanie.
Wtrysk bezpośredni okazał się sukcesem pośrednim, bo wczesne jednostki napędowe typu GDI (końcówka lat 90. i pierwsza dekada XXI wieku) cechowały się wyższą mocą i momentem obrotowym niż odpowiedniki z wtryskiem pośrednim, a dzięki spalaniu mieszanki uwarstwionej były także oszczędniejsze. Ale niższe zużycie benzyny pojawiało się głównie podczas testów wewnętrznych, natomiast w ruchu drogowym już niekoniecznie.
Oszczędności tak, ale tylko na papierze
Wyższa moc i moment obrotowy to oczywiście wyższe osiągi samochodu, a na przełomie wieków kierowcy aut klasy średniej i kompaktów, w których debiutowały pierwsze rozwiązania typu GDI różnych producentów, byli spragnieni lepszych osiągów ze standardowych wówczas jednostek o pojemności 1,6-2,0 l. Zwłaszcza kiedy takie obietnice składali producenci, oferując droższe wersje z wtryskiem bezpośrednim.
Za auta z silnikami o wyraźnie lepszych parametrach trzeba było płacić znacznie więcej nie tylko w salonie, ale także na stacji benzynowej, bo zakup odmian 2,5-3,0 l czy wysokoobrotowych, mocnych 2-litrówek wiązał się z wyższym spalaniem. Również silniki benzynowe turbo kosztowały więcej i zużywały więcej benzyny.
Przy wczesnym wtrysku bezpośrednim producenci tacy jak Mitsubishi, Renault, Citroën, Peugeot, Volkswagen czy Alfa Romeo nie tylko składali obietnice w salonie, ale potwierdzali to na papierze, podając w katalogach wyższą moc i moment obrotowy, również prędkość, a także krótszy czas rozpędzania do 100 km/h oraz niższe zużycie paliwa. Różnice nieduże, ale jednak dawały wyraźny sygnał kierowcy – możesz jeździć szybciej, a silnik spali mniej paliwa. I nie musisz kupować wersji sportowej.
W praktyce różnice były na tyle nieduże, że kierowca niekoniecznie czuł tę lepszą dynamikę, a chciał ją czuć, więc chętniej wciskał pedał gazu i korzystał z wyższych obrotów. A to skutkowało spalaniem mieszanki homogenicznej w niemalże normalnym trybie, jak z wtryskiem pośrednim. W efekcie czego wczesne silniki GDI nie okazały się ekonomiczne na miarę oczekiwań, a dla wielu kierowców były po prostu rozczarowaniem. Tym bardziej że były też znacznie bardziej awaryjne.
Doładowanie rozwiązuje problem
Niektórzy producenci, jak Alfa Romeo czy Mazda, a także Mercedes-Benz czy BMW, osiągnęli zadowalające rezultaty w wolnossących silnikach benzynowych z wtryskiem bezpośrednim, co przełożyło się na rosnące zadowolenie klientów. Jednak by osiągnąć to, co zostało osiągnięte dziś, trzeba było zrobić krok dalej. Okazało się, że rozwiązanie czekało od lat i było to doładowanie. Na pomysł wpadli inżynierowie Audi (a przynajmniej jako pierwsi zastosowali doładowanie i wtrysk bezpośredni).
Dzięki bezpośredniemu wtryskowi benzyny można było stosować turbodoładowanie lub doładowanie mechaniczne bez konieczności zmniejszania stopnia sprężania, co pozwoliło zachować wysoką sprawność silnika, wyższe osiągi i realnie niższe zużycie paliwa za sprawą bardzo korzystnego przebiegu momentu obrotowego. Dla przykładu - popularny silnik Audi 1.8T z wtryskiem pośrednim pracuje na stopniu sprężania 9,3. Dla porównania - wczesne warianty 2.0 TFSI z wtryskiem bezpośrednim mają stopień sprężania 10,3-10,5. Nie do pomyślenia wcześniej w normalnym silniku produkcyjnym turbo.
Korzystny przebieg dużego momentu obrotowego, który swoją maksymalną wartość osiąga poniżej 2000 obr./min, przekłada się na realnie niższe zużycie paliwa i wyraźną subiektywną poprawę osiągów. Taka charakterystyka silników sprawia, że kierowca nie musi głęboko wciskać pedału gazu, by uzyskać dobre przyspieszenie, a ponadto nie musi korzystać z wysokiego zakresu obrotów, więc włącza wyższe biegi wcześniej. W ten sposób osiągnięto to, czego szukano – przewagę GDI nad MPI.
Dziś praktycznie tylko Mazda (w mniejszym stopniu Hyundai i Kia) stosuje silniki GDI bez doładowania. Z silnikiem Skyactiv-G uzyskuje zadowalające rezultaty, ale znacznie gorsze od konkurencji z turbo. Zwłaszcza w zakresie osiągów.
Redaktor