Auto za 1000 zł. Do czego może się przydać?
W bazie dwóch największych polskich serwisów ogłoszeniowych można znaleźć ponad 4000 samochodów oferowanych w cenie poniżej 1000 zł. Do czego może się przydać auto warte tyle, co przeciętny smartfon? Jak wyłowić perełkę z morza rdzawego złomu, spowitego niebieskim dymem?
Do napisania tego artykułu skłoniła mnie rozmowa z Pawłem – mechanikiem-amatorem, którego poznałem podczas Wrak Race, wyścigu aut o wartości ok. 1000 zł. Paweł dwukrotnie startował w nim za kierownicą Renault Megane z 1996 roku, które kupił za 970 zł (z czego 630 zł odzyskał oddając go na złom). Teraz przygotowuje się do kolejnego startu – tym razem Nissanem Almera, który kosztował go 1100 zł.
Do czego może przydać się wehikuł w takiej cenie? Przede wszystkim warto pamiętać, że z pewnością nie sprawdzi się on w charakterze podstawowego środka transportu. Nie znaczy to jednak, że każdy samochód oferowany za takie pieniądze jest bezużyteczny. Przy odrobinie szczęścia można bowiem trafić na maszynę, która jeszcze trochę pojeździ. Można go wówczas wykorzystać do jazdy w niekorzystnych warunkach (np. po wertepach) czy przewożenia przedmiotów, które mogłyby zabrudzić wnętrze auta którego używamy na co dzień.
Ponadto, jeśli w takim aucie wystąpi usterka (a jest to z oczywistych względów bardzo prawdopodobne), można spróbować naprawić go własnoręcznie z pomocą doświadczonej osoby lub podręcznika (np. z serii „Sam Naprawiam”). Będzie to cenna lekcja mechaniki, której nie sposób nauczyć się z książki.
Auto za 1000 zł idealnie sprawdzi się także na amatorskich zawodach typu Wrak Race. Można tam sprawdzić się w rywalizacji z innymi samochodami o podobnej wartości. Należy jednak pamiętać o tym, że aby przejechać więcej niż kilka okrążeń szutrowego toru, niezbędne jest wprowadzenie kilku modyfikacji. Typowe zabiegi to pozbycie się zbędnych kilogramów z wnętrza, zamontowanie dodatkowych wzmocnień i osłon chłodnicy, w miarę potrzeby usztywnienie i wzmocnienie struktury nadwozia. Wiąże się to z dodatkowymi kosztami i nakładem pracy, jednak w dalszym ciągu jest to najtańszy znany sposób na sprawdzenie swoich sił w sporcie motorowym (może z wyjątkiem amatorskich zmagań na torze gokartowym).
O czy powinno się pamiętać, chcąc sprawić sobie auto za 1000 zł? Przede wszystkim trzeba wiedzieć o tym, że 9 na 10 aut w tej cenie nadaje się już tylko na złom. Bardzo często auta są wystawiane przez handlarzy, którzy skupują je po cenie złomu (zwykle ok. 500 zł za średniej wielkości auto) i próbują wcisnąć je komuś dalej, doliczając kilkaset złotych do ceny. Nie ma zatem sensu jeździć na oględziny auta dalej niż 50 km od miejsca zamieszkania, chyba że ktoś ma zbyt dużo czasu – mówi nasz rozmówca. Zdecydowanie łatwiej będzie kupić sensowne auto od osoby prywatnej.
Nie należy się też spodziewać dużego wyboru – zwykle w tych cenach trafiają się modele nudne i popularne. Najczęściej w ogłoszeniach można spotkać takie modeie jak Daewoo Tico i Matiz, Fiat Cinquecento i Uno, Opel Corsa i Astra – wymienia Paweł. Ceny ciekawszych aut, jak np. BMW E36, raczej nie spadają tak nisko. Warto szukać Nissanów Almera i Micra, Hondy Civic V generacji, a także Seatów Ibiza i Cordoba.
Kiedy już uda się znaleźć ogłoszenie z sensownym opisem i dokumentacją fotograficzną, można udać się na oględziny. Nie można oczekiwać fajerwerków - te auta nie bez powodu kosztują 1000 zł. Czynnikiem najczęściej eliminującym samochód z ruchu, a także obniżającym wartość auta do poziomu poniżej 1000 zł, jest korozja. Dlatego nie powinny dziwić purchle i ślady napraw blacharskich. Usterki mechaniczne to norma, jednak kluczowe podzespoły powinny być we względnie dobrym stanie. W pierwszej kolejności warto zwrócić uwagę na kilka najistotniejszych cech:
- kompletność dokumentów (bez dowodu rejestracyjnego ani rusz)
- ciągłość umowy (z umów kupna musi wynikać, kto był właścicielem auta od wyjechania z salonu)
- ważny przegląd (auto raczej nie przejdzie go ponownie bez dokonania kilku napraw) i ubezpieczenie OC
Jeśli auto posiada wszystkie powyższe atrybuty, możemy zabrać się za sprawdzenie jego stanu technicznego. Wymagania nie mogą być zbyt wysokie, jednak pojazd musi spełniać kilka kryteriów, żeby w ogóle było warto się nim interesować: Oględziny auta zaczynamy od kół – warto sprawdzić, czy się ruszają, kiedy auto stoi w miejscu. Jeśli tak jest, mamy do czynienia z usterką zawieszenia, która pochłonie kilkaset złotych. Następnie otwieramy maskę i zwracamy uwagę na kielichy zawieszenia. Jeśli dosięgła je korozja, auto jest skreślone. W skrajnych przypadkach sprężyny z amortyzatorami mogą wypaść przez maskę(!) na wybojach – przestrzega nasz rozmówca. Jeśli kielichy są w porządku, należy odkręcić korek od oleju i zobaczyć, czy nie zbiera się pod nim maź przypominająca majonez. Jej obecność świadczy o wypalonej uszczelce pod głowicą, której naprawa może pochłonąć ok. 50 proc. wartości auta – wyjaśnia interlokutor. Końcowy sprawdzian to sprzęgło. Jego zużycie można sprawdzić w łatwy sposób, naciskając jednocześnie hamulec i gaz (delikatnie!), a następnie wysprzęglając. Jeśli auto nie zgaśnie, oznacza to, że sprzęgło jest zużyte, co również eliminuje dany pojazd.
Jeśli udało nam się znaleźć pojazd spełniający wszystkie powyższe kryteria, można spisać umowę kupna. Warto pamiętać, że przy tym poziomie cenowym sprzedający raczej nie będzie skory do negocjacji. Trzeba też liczyć się też z tym, że takie auto nie posłuży nam dłużej niż do końca ważności badania technicznego. Zdecydowanie nie polecamy więc takiego samochodu jako podstawowego środka transportu.