Zły stan techniczny pojazdów - przyczyna poważnych wypadków?
Ostatnie miesiące upływają pod znakiem debaty na temat ograniczeń prędkości, ich przekraczania oraz wpływu tego zjawiska na bezpieczeństwo na drogach. Niezwykle mało mówi się natomiast o stanie technicznym pojazdów.
Główna przyczyna wypadków? Ze statystycznych opracowań policji wynika, że od lat jest nią „niedostosowanie prędkości do warunków ruchu”. Trudno zadać kłam temu twierdzeniu. W końcu gdyby pojazdy poruszały się w tempie 5-15 km/h na polskich drogach nie zginąłby nikt. Aby doszło do kolizji lub wypadku, prędkość zwykle musi zostać poparta innym czynnikiem - np. błędem kierującego lub usterką techniczną pojazdu. Wspomniana definicja dostarcza śladowej porcji wiedzy na temat faktycznych przyczyn zdarzeń drogowych.
W policyjnych opracowanych znajdziemy informację, że "w 2011 roku stan techniczny pojazdu był przyczyną 80 wypadków drogowych, zginęło w nich 5 osób, a rany odniosło 97. Najwięcej stwierdzono braków w oświetleniu (53,8% ogółu) oraz niesprawności układu hamulcowego (22,5% ogółu)". Braki w ogumieniu miały przyczynić się do zaledwie 13 wypadków, w których nikt (!) nie zginął. Nie pozostaje nic innego, jak cieszyć się z wyśmienitego stanu samochodów jeżdżących po polskich drogach... Ale czy na pewno?
80 wypadków spowodowanych stanem pojazdów z 40 650, które miały miejsce w 2011 roku to niecałe 0,2% całości. Jak analogiczna statystyka wygląda w innych krajach? W Wielkiej Brytanii usterki pojazdów doprowadziły do 1,9% wypadków, a niedostosowanie prędkości do warunków bezpośrednio przyczyniło się do ok. 10% wypadków (w Polsce - ponad 30% zdarzeń).
Nie podejmujemy próby oceniania, czy też podważania powyższych liczb. Do myślenia dają jednak inne dane. Z sondaży przeprowadzonych w stacjach kontroli pojazdów wynika, że stan techniczny 10% aut przyjeżdżających na obowiązkowe przeglądy jest na tyle marny, iż w ogólnie nie powinny one wyjechać na drogi publiczne... A co z pojazdami, których użytkownicy ani myślą odwiedzać SKP?
Niestety wielu z nas wciąż po macoszemu traktuje samochody. Pokutuje przeświadczenie, że kwestię usterek wykrytych podczas przeglądu uda się jakoś „załatwić”. Z opracowań statystycznych wynika, że na przestrzeni ostatniego roku aż 79% diagnostów spotkało się z propozycjami łapówki za przedłużenie badań technicznych. Można odnieść wrażenie, że nadrzędną wartością jest kolejna pieczątka w dowodzie rejestracyjnym, a nie rzeczywisty stan auta.
Problem złego stanu technicznego dotyczy zarówno leciwych, jak i nowych samochodów. W przypadku pierwszych w grę wchodzi zużycie mechaniczne oraz zaniedbania serwisowe – trudno oczekiwać, by użytkownik pojazdu decydował się na fachowe naprawy, jeżeli rachunek za nie mógłby opiewać na równowartość połowy samochodu.
Najbardziej negatywny wpływ na kondycję względnie nowych aut mogą mieć niedbałe naprawy powypadkowe. Oczywiście nie mówimy tutaj o usuwaniu skutków mniej lub bardziej poważnej „obcierki”, tylko reanimacji pojazdów z naruszonymi podłużnicami oraz innymi elementami konstrukcyjnymi, które wciąż szerokim strumieniem płyną na Polski z zachodu Europy. W wielu przypadkach naprawa teoretycznie jest możliwa, ale jej przeprowadzenie z wykorzystaniem nowych części oraz odpowiednich technologii zminimalizowałoby potencjalny zysk sprzedającego.
fot. Newspress, autor