Uwaga! Złom na drogach!
Jaki jest rzeczywisty stan techniczny użytkowanych samochodów w Polsce?
Obserwując samochody poruszające się po polskich, wciąż jeszcze mało rozbudowanych autostradach, trudno nie ulec wrażeniu, iż dogoniliśmy już Europę. Ba! Możemy nawet skonstatować, iż już ją przegoniliśmy, patrząc na kawalkady aut przewalające się po zakorkowanych ulicach naszych miast. O ile jednak ta ostatnia uwaga może odnosić się do liczby pojazdów, to już z pewnością nie do ich stanu technicznego. Ten ostatni jest bowiem w wielu przypadkach zatrważający i urągający wszelkim przepisom i normom.
12-latki (niestety) „rządzą”
Według badań przeprowadzonych przez firmy zajmujące się analizą rynku motoryzacyjnego w Polsce, średni wiek samochodów jeżdżących po naszych drogach mieści się w granicach 11-12 lat. Czy to dużo? Przykładowo w Niemczech eksploatowane są auta o cztery lata młodsze, z kolei w krajach skandynawskich średni wiek pojazdów wynosi około 10 lat. Wydawać by się zatem mogło, iż rocznikowo nie jest tak źle. No właśnie – rocznikowo. O wiele gorzej przestawia się bowiem stan techniczny naszych kilkunastolatków. Jak twierdzą właściciele warsztatów samochodowych, bardzo często trafiają do nich auta, które w ogóle nie powinny poruszać się po drogach. Lista zaniedbań ich właścicieli jest długa, począwszy od niesprawnych układów kierowniczych i hamulcowych, uszkodzonych zawieszeń i wycieków z amortyzatorów, a skończywszy na kompletnie „łysych” oponach (nie mówiąc już o często opłakanym stanie karoserii). Czy może być jeszcze gorzej? Niestety, tak. Niektórzy kierujący idą bowiem jeszcze dalej, dokonując samodzielnych napraw i modyfikacji, w postaci np. pospawania tłumików lub (i) wycięcia katalizatora!
Ubóstwo? Nie, niechlujstwo!
Przeważająca większość właścicieli kilkunastoletnich aut, tłumaczy niechęć odwiedzania warsztatów samochodowych szczupłością swoich portfeli. W dobie światowego kryzysu, który coraz bardziej dotyka również nasz kraj, argumenty takie wydają się być w pełni zasadne. Czy jednak rzeczywiście? O ile przegląd techniczny samochodu wiąże się rzeczywiście z określonym kosztem, to bieżącej oceny np. stanu technicznego świateł reflektorów, stopu i kierunkowskazów, można dokonać przecież samodzielnie i do tego gratis! Jak zatem wytłumaczyć częstą obecność „jednookich” wehikułów na naszych drogach, które stwarzają dodatkowe niebezpieczeństwo podczas wykonywania skrętów i hamowania, na skutek niesprawnych świateł? To już nie ubóstwo, ale zwyczajne niechlujstwo, zważywszy na niski koszt żarówek i łatwość ich wymiany we własnym zakresie, w większości starszych rocznikowo aut. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, iż jazda z uszkodzonymi światłami jest szczególnie niebezpieczna po zmroku, nie wspominając już o narażaniu się na otrzymanie mandatu karnego.
Strzeżonego … mechanik strzeże
„Za wszystko trzeba płacić” – to znane wszystkim powiedzenie odnosi się również do samochodów, a w szczególności tych kilkunastoletnich. Warto przy tym pozbyć się złudzeń i przygotować na częstsze niż w przypadku nowych aut, wizyty w warsztacie, nie czekając z wymianą części do ostatniego momentu. Pamiętajmy, iż będzie to na pewno z korzyścią dla auta, które dłużej nam posłuży, a przede wszystkim dla bezpieczeństwa naszego i innych użytkowników dróg. Na co powinniśmy zwrócić szczególną uwagę oddając naszego kilkunastolatka w ręce fachowców? Warto, aby ci ostatni dokonali kompleksowego przeglądu technicznego, a przede wszystkim skontrolowali stan klocków i tarcz hamulcowych: nigdy nie dopuszczajmy do sytuacji, kiedy tych pierwszych już praktycznie nie ma i blacha trze o blachę … Poza tym nieodzowne jest szczegółowe sprawdzenie stanu technicznego zawieszenia, amortyzatorów, a także końcówek drążków kierowniczych, sworzni wahaczy, no i oczywiście ogumienia.
Ile to kosztuje?
O tym, iż nie warto przesadnie oszczędzać na kontaktach z warsztatami mechanicznymi, przekonują ceny usług. I tak przykładowo wymiana klocków hamulcowych (przednia oś, z tyłu większość kilkunastoletnich aut ma bębny) wraz z robocizną to wydatek rzędu 120-150 zł, zaś kompleksowa regeneracja drążków kierowniczych lub sworzni wahaczy uszczupli nasz portfel o jeden banknot stuzłotowy. Z pewnością warto tyle wydać, aby poczuć się bezpiecznie na drodze. Poza tym wymiana newralgicznych elementów pozwoli również na uniknięcie bliskiego spotkania z lawetą, które znacznie bardziej wydrenuje nasz budżet, niż okresowa wizyta u mechanika.