Uwaga - dziki zwierz!
Ona miała dziewiętnaście lat, On niespełna siedemnaście. Oboje zawsze uśmiechnięci, przyjacielscy i pogodni. Znali się od najmłodszych lat, mieszkali w tym samym domku, chodzili do tej samej szkoły, bawili się na tych samych imprezach. Gdy Ona zrobiła prawo jazdy, On cieszył się jak dziecko - w końcu stali się bardziej niezależni, nie musieli nikogo prosić o to, by ich podwiózł na imprezę, czy do kina. A kino kochali - to była ich wspólna pasja. Tego wieczoru właśnie wracali z seansu. Był listopad, przed północą, padał lekki deszcz, a kręta droga była śliska. Nie jechali szybko, zresztą ona nigdy szybko nie jeździła...
Ze śladów na drodze i ustaleń policji wynika, że w momencie wypadku auto poruszało się z prędkością 58 km/h. Całe zdarzenie rozpoczęło się tuż za zakrętem, który znajdował się na szczycie delikatnego wzniesienia. Ślady hamowania jednoznacznie wskazują, że samochód próbował ominąć przeszkodę, która nagle pojawiła się na drodze. Jednak gwałtowny manewr sprawił, że kierowca stracił panowanie nad samochodem, który z impetem wpadł do jeziora, które znajdowało się tuz przy krawędzi drogi, tyle, że jakieś 3 – 4 metry niżej. Upadek spowodował, że auto obróciło się na dach i w takiej postaci wpadło do wody. Lodowata woda, szok, uderzenie głową w dach auta – to wystarczyło, by oboje stracili przytomność. Niestety, nigdy już jej nie odzyskali…
Zaniepokojony ojciec dziewczyny po godzinie pierwszej w nocy już wiedział, że coś się stało. Ona nigdy się tak nie spóźniała, jak już wiedziała, ze wróci później, to zawsze dzwoniła. Tym razem nie zadzwoniła, a jej telefon milczał. Wsiadł w samochód i pojechał drogą, którą ona miała wracać. Jechał wolno i się rozglądał, doskonale znał tą drogę – w końcu mieszkał tu już dobrych kilkanaście lat. Poza tym o tej porze roku „one” często są przy drodze i często zmuszają do gwałtownego hamowania. Nie chciał się na „nie” nadziać. W pewnym momencie wydało mu się, że coś mu mignęło przed oczyma – ścięty znak. Zatrzymał się, wziął latarkę, wysiadł z auta i już wiedział. Pobiegł, próbował ratować, wyciągnął ją z auta. Ale już było za późno…
Brzmi jak historia z filmu. Niestety, to nie był film. To nie byli aktorzy. Znałem tą dziewczynę, jego też znałem, choć nie tak dobrze. Wiedziałem też o tej drodze, którą oni jechali, że może być niebezpieczna. Ze względu na „nie”, na jelenie. To właśnie one stanowiły największe niebezpieczeństwo na tej trasie. Wiosną i latem praktycznie nie schodziły na dół ze szczytów gór, ale jesienią i zimą, kiedy w wyższych partiach robiło się zimno i wietrznie, schodziły na dół, by tutaj przeczekać najchłodniejszą część nocy. Czasami, jadąc nocą tą drogą, widziałem ich dziesiątki stojących tuż przy drodze, posilających się trawą, dlatego zawsze jechałem wolno, nawet bardzo wolno. Dlatego nie znosiłem jeździć nocą tą drogą, bo to tempo mnie irytowało. Jednak wiedziałem, że tak trzeba.
Jeleń na zdjęciach, czy w książce, nie wydaje się przesadnie dużym zwierzęciem. Jednak ten sam jeleń widziany na skraju szosy, tuż przed maską naszego samochodu wydaje się być ogromny, bardzo wysoki i masywny. Ale przede wszystkim jeleń i każde inne dzikie zwierzę jest nieprzewidywalne. Ni stąd, ni zowąd potrafi, przebiec przez drogę, tuż przed maską samochodu. Praktycznie nie ma czasu na reakcję, a już na pewno nie ma czasu na myślenie…
A zima to okres wyjątkowo fatalny dla kierowców. Krótkie dni, przytłaczająco długie noce, fatalna pogoda niezachęcająco do przebywania na świeżym powietrzu, niemal nieustanna egzystencja przy sztucznym oświetleniu – wszystko to sprawia, że mamy gorsze samopoczucie i problemy z koncentracją. Wtedy też jesteśmy dużo gorszymi kierowcami…
Niektórzy preferują podróżować nocą, ja nie przepadam. Owszem, ruch jest mniejszy, nie trzeba tak często wyprzedzać i ogólnie jedzie się bardziej płynnie. Ale nocą zawsze istnieje ryzyko, że tuż przed maską pojawi się… jeleń. I nie wiesz, co wtedy zrobisz: czy wyhamujesz, czy w niego uderzysz, czy będziesz się starał go wyminąć i wpadniesz w poślizg, a może uda ci się go wyminąć, ale zarzuci Cię i wpadniesz do rowu. Po prostu nie wiesz. Możesz nie jechać szybko, ale i tak to może okazać się za jednak szybko…
Ostatnio coraz więcej mówi się o bezpieczeństwie kierowców, o kulturze na drodze, o dostosowaniu prędkości do panujących warunków atmosferycznych. Ale mało mówi i pisze się o niebezpieczeństwie, jakie stanowią dla kierowców dzikie zwierzęta naglę pojawiające się na drodze. Nie tylko jelenie, ale sarny, dziki, lisy, żubry. Często samo zwierzę i zderzenie z nim nie stanowi aż tak wielkiego zagrożenia (wyjątek to duże zwierzęta, jak żubr czy jeleń), jak reakcja kierowcy na pojawienie się niespodziewanej przeszkody na drodze. Tak naprawdę zwierzęciu najczęściej udaje się uciec, ale reakcja kierowcy bywa nieprzewidywalna. Najczęściej kierowca najpierw coś robi, a dopiero potem myśli. A to niestety prowadzi do wielu niebezpiecznych sytuacji na drodze: zjechanie na przeciwległy psa ruchu, gwałtowne skręcenie kierownicy, gwałtowne hamowanie – tak naprawdę niewiele potrzeba, by doszło do tragedii…
Śnieg na drogach, gołoledź, „czarny lód”, marznąca mżawka – zagrożeń czyhających na kierowcę jest wiele. Zwykle mówiąc o ciężkich warunkach drogowych ma się na myśli warunki pogodowe. Jednak zimą, gdy bardzo szybko robi się ciemno i noc jest bardzo długa, na drogach międzymiastowych istniej jeszcze jedno zagrożenie – dzika zwierzyna. I bardzo często to nie sama zwierzyna stanowi największe zagrożenie dla bezpieczeństwa kierowcy, ale… jego reakcja na widok tej zwierzyny. Gwałtowne, nieprzemyślane manewry przy wysokich prędkościach mogą się skończyć tragicznie. Dlatego zimą jadąc samochodem szosą biegnąca przez las zwracajmy uwagę nie tylko na warunki pogodowe, ale także bierzmy pod uwagę, że nagle przed maską naszego auta może pojawić się dzikie zwierzę. I nasza reakcja w takim momencie może okazać się daleka od rozsądnej. Dlatego zawsze warto zwolnić – dla bezpieczeństwa naszego i naszych najbliższych.