Ridge Racer Driftopia - darmowe driftowanie
Przez blisko 20 lat seria Ridge Racer kojarzyła się z konsolami PlayStation i japońskimi twórcami, którzy tworzą rozluźniające gry wyścigowe, całkowicie pozbawione realizmu. W ostatnich dwóch latach wszystko się odmieniło: Ridge Racer zawitał na komputery, a co więcej - został stworzony przez Europejczyków. Jakby tego było mało, w tym roku premierę będzie miała pierwsza gra "free to play" należąca do tej znamienitej marki.
Nim zajmiemy się samą grą, należą się słowa wyjaśnienia, czym są gry „free to play”. To produkcje stworzone zgodnie z modelem biznesowym: dajmy graczom możliwość zabawy za darmo, ale stwórzmy takie środowisko rozgrywki, by chcieli kupować dodatkowe samochody, trasy i dodatki. Gry tego typu to dość świeży pomysł, ale szybko okazało się, że całkiem dochodowy. W sektorze gier wyścigowych pokazał to NFS World, który od lat działa i ma się świetnie.
Ridge Racer Driftopia zostało wykreowane przez firmę Bugbear Entertainment. Są to autorzy serii FlatOut, pozwalającej na uczestniczenie w festiwalu gniotącej się blachy na szutrowych torach. Tym razem filozofia rozgrywki jest całkowicie odmienna.
Zabawa ma charakter czysto zręcznościowy, w dużej mierze, oparty na drifcie, który ładuje dopalacz. Samochody prowadzą się skrajnie nierealistycznie i dość topornie. Wszystkie trasy zostały rozlokowane w miejskiej scenerii, a jedynym trybem zabawy jest Kariera Ducha, w której mierzymy się z innymi graczami.
Wyróżnikiem trybu jest fakt, że nie ścigamy się z graczami w czasie rzeczywistym – gra posiada zapisane trasy przejazdu różnych graczy i łączy je podczas wyścigu. Mimo, że możemy nawiązać bezpośredni kontakt z innym kierowcą, np. spychając go na mur (za co dostajemy punkty), to gra nie ma tego charakteru rywalizacji znanego z innych sieciowych gier wyścigowych. Tutaj, mimo wszystko, ścigamy się z duchem. Jak na razie, innego modelu rozgrywki nie ma, więc być może Ridge Racer Driftopia będzie oferowała tylko taką formę rywalizacji. Jeśli tak, to może to być gwóźdź do trumny, bo, mimo że wyścig wygląda inaczej niż w większości gier, to zabawa nie jest tak satysfakcjonująca, jak w bezpośrednich starciach graczy.
Plusem takiego rozwiązania jest za to brak kolejek, konieczności wyszukiwania i łączenia się z serwerami, czekania na graczy itd. Płynność gry jest bardzo wysoka, ale co z tego, skoro frajda przez to ucieka?
W odróżnieniu od większości gier, po zderzeniu ze słupem czy barierką, nasz samochód nie zostanie całkowicie zniszczony. Ba, przebije się przez przeszkodę, a my otrzymamy dodatkowe punkty. Świat gry jest bardzo plastyczny, ale zdarzają się elementy, których nie zmieciemy z impetem – wówczas wytracimy prędkość, a w najgorszym razie – zniszczymy pojazd. Oznacza to koniec wyścigu i konieczność wykorzystania karty narzędzi. Jeśli tego nie zrobimy, stracimy samochód. Skąd brać karty?
Po wyścigu, w ramach nagrody, dostajemy różnego rodzaju karty. Niektóre z nich odpowiadają za naprawę, inne za poprawę działania hamulców, dopalacza czy układu kierowniczego. Jeśli będziemy rozbijać się zbyt często, karty narzędzi się skończą. Wówczas możemy kupić je za prawdziwe pieniądze, sprzedać inne samochody, albo pożegnać się ze zniszczoną maszyną.
Wirtualny sklep, w którym płacimy realną gotówką, pęka w szwach. Możemy wydać zarówno 99 eurocentów na podstawowe samochody, jak i 20 euro na duży pakiet narzędzi i samochód najwyższej klasy. Poza tym, gra umożliwia wykupienie sobie znacznie szybszego zbierania doświadczenia – 50% więcej punktów za każdy przejazd? Nie ma problemu – niecałe 10 euro za 30 dni, albo 89 eurocentów za dobę. Każda gra „free to play” bazuje na sprzedaży ułatwień, ale wymóg płacenia za naprawę kartami, które dość szybko się kończą, jest krokiem w złą stronę. Wielu graczy uzna to za „skok na kasę” – zainwestowałeś dużo kart w samochód, rozbiłeś się i możesz go stracić? Płać!
Tak postawiona sprawa spowoduje, że część osób kupi pakiet, ale wielu uzna, że to zbyt wiele i skieruje się do innych gier free to play, które nie są tak ostro nastawione na monetyzację. Pozostaje pytanie: jak wielu będzie tych pierwszych?
W przekonaniu graczy do płacenia nie pomoże grafika. Ridge Racer Driftopia bazuje na technologii zastosowanej w Ridge Racer Unbounded. Silnik graficzny, model zniszczeń, podejście do prezentacji rozgrywki – wszystko jest jakby wyjęte z tytułu z 2012 roku. Jakość oprawy graficznej należy uznać za przeciętną, ale jest to charakterystyczne dla gier „free to play”, które muszą mieć na tyle niskie wymagania sprzętowe, by mogli uruchomić ją nie tylko maniacy gier wideo, ale również posiadacze przeciętnych laptopów. To niestety widać, ale mimo wszystko – gra nie wygląda źle.
Twórcy Ridge Racer Driftopia liczą, że na mikropłatnościach (choć wiele z nich z pewnością nie jest mikro!) zarobią pieniądze pozwalające zwrócić koszty produkcji i poprawić stan konta wydawcy. Czym im się to uda? Mam wątpliwości, bo gra nie przyciąga. Sukces gry „free to play” tkwi w tym, by zainteresować gracza i wciągnąć go na tyle, by z chęcią płacił za dodatki. Nowy Ridge Racer nie pozwala się wciągnąć. Nudzi i zbyt szybko pokazuje graczowi „hej, warto sięgnąć do portfela”. Ja nie sięgam, choć zachęcam – dajcie szansę temu tytułowi. Godzina wystarczy by wyrobić sobie zdanie i zdecydować czy zostaniecie sympatykami nowego dziecka twórców FlatOut. Jako, że są gracze, którzy spędzili z tym tytułem dziesiątki godzin, nowy Ridge Racer nie jest z góry skazany na pożarcie, ale ja nie czuję jego magnetyzmu.
Jak pobrać grę?
Ridge Racer Driftopia jest jeszcze w fazie beta, jednak możemy z powodzeniem grać na PC oraz na PlayStation 3. Premiera planowana jest na ten rok – czy twórcom uda się uatrakcyjnić rozgrywkę? Zobaczymy. Jeśli chcesz sprawdzić jak prezentuje się nowy Ridge Racer – możesz wyszukać grę z poziomu PlayStation Store (PS3) lub w Sklepie platformy Steam. Tutaj znajdziesz kartę produktu. Do instalacji wymaganie jest darmowe konto Steam.