Recydywista na egzaminie
Na temat utraty Prawo Jazdy przez przekroczenie limitu punktów karnych urosło wiele mitów i fascynujących informacji. A jaka jest prawda?
Mam wątpliwą przyjemność być osobą, która wskutek czterech kontroli radarowych przekroczyła liczbę 24 punktów. Dla wszystkich „fachowców” którzy z uśmiechem myślą o „piracie drogowym” który zasłużenie otrzymał dużą liczbę punktów, mam informację że ograniczenie pokonywanych rocznie kilometrów z 60 000 km do 12 000 km sprawiło, że nie miałem żadnej kontroli radarowej. Tak więc punkty za szybką jazdę otrzymuje nie ten kto jeździ w dobrze znanym miejscu, ale osoba która nagle wjeżdża w nieznany teren będący „żyłą złota dla Policji”. Typowym przykładem są miejscowości na trasach szybkiego ruchu, jak „teren zabudowany Pamiątka” na trasie S7 Warszawa – Grójec, który ma długość zaledwie ok. 300 metrów. To w sam raz tyle aby ustawić radiowóz i łapać „piratów drogowych”...
Niemniej, nie wnikając jak budowa dróg szybkiego ruchu i obwodnic poprawi bezpieczeństwo, płynność i szybkość ruchu, oraz zmniejszy liczbę karanych za punkty i osłabi dochody państwa z tytułu mandatów, chciałem przedstawić co się dzieje po uzyskaniu zbyt dużej liczby punktów.
Najpierw otrzymuje się z Komendy Policji informację o przekroczonej liczbie punktów i przesłaniu informacji do Wydziału Komunikacji. Następnie z Wydziału Wysyłana jest informacja o konieczności zgłoszenia na egzamin kontrolny. Po ustaleniu terminu zgłaszam się więc na egzamin teoretyczny i praktyczny. Przyznam, że nie poszedłem „z marszu”, ale poświęciłem trochę czasu na poznanie aktualnych przepisów i rozwiązanie testów. Dla kogoś kto z uśmiechem i pewnością siebie myśli o znajomości przepisów mam propozycję rozwiązania testów egzaminacyjnych i przekonanie się, że wiedza to jedno, a testy to coś całkowicie odmiennego. Ten czas na poznanie testów okazał się dobrze spożytkowany, gdyż zdałem teorię i przeszedłem do testów praktycznych.
Tutaj zaś zaczęło się prawdziwe polowanie na czarownice.
Na początek musiałem sprawdzić światła drogowe i poziom płynu w spryskiwaczu. Przyznam, że jako kierowcy ze stażem 25 lat, ponad milionem przejechanych kilometrów i wykształceniem wyższym z zakresu eksploatacji pojazdów samochodowych wydało się to idiotyzmem, ale … w końcu to ja byłem w pozycji proszącej, wiec grzecznie wykonałem zadanie.
Pierwsze potknięcie było już na placu manewrowym gdzie miałem przejechać do przodu i do tyłu po łuku, a egzaminator stał obok. Wsiadłem, przejechałem szybko i … usłyszałem od egzaminatora: „Proszę Pana nie mogłem Pana dogonić. Po co tak szybko. A dodatkowo najechał Pan kołem na linię”. Tak więc drugi przejazd zrobiłem wolno i delikatnie, aby egzaminator nadążył i zobaczył prawidłowy tor przejazdu. Po tym pierwszym zbesztaniu ruszyłem na miasto, a tam polowania część dalsza…
Zaczęło się już po około 1000 metrach, gdy usłyszałem „proszę zmienić pas ruchu”. Był wiec kierunkowskaz, spojrzenie w lusterko, zjazd na sąsiedni pas i słowa „ŹLE” Kolejna próba mych zdolności jako kierowcy odbywała się na wąskiej uliczce, na której miałem zawrócić. Podjechałem wiec do prawego krawężnika, włączyłem lewy kierunkowskaz, dojechałem do lewego krawężnika, szybko wsteczny i wycofanie, po czym lewy kierunkowskaz, jazda na wprost i … „ŹLE”. Przyznam, że moja pewność siebie w tym momencie zniknęła. Egzaminator powiedział mi, że manewr będę jeszcze wykonywał gdyż niezaliczony egzamin to dwa błędy, a mogę się jeszcze poprawić. Następnie zaczęła się jazda trwająca ponad 40 minut po skrzyżowaniach i rondach z sygnalizacją i bez, przejazd przed skrzyżowania ze znakiem stop, skręt z ulicy jednokierunkowej (wszystko skwapliwie notowane) i … powtórne zawracania na dwa razy. Niestety znowu błąd i … oblane. Pytam czy mam się przesiąść, na co egzaminator powiedział że jadę prawidłowo i nie stwarzam niebezpieczeństwa wic mogę jechać do bazy. Wyjaśnił mi też na czym polegał błąd: podczas włączenia biegu wstecznego należy włączyć prawy kierunkowskaz. W przypadku pierwszego błędu był zaś „brak włączenia kierunkowskazu, przy zmianie pasa ruchu”. Dodatkowo na ulicy jednokierunkowej skręcając w lewo ustawiamy się przy lewej krawędzi, a na znaku STOP należy zatrzymać się całkowicie. Na moją odpowiedź, że był włączony kierunkowskaz, bliżej lewej krawędzi nie można było bo stojące przy chodniku samochody zasłoniłyby skrzyżowanie, a na stopie zatrzymałem się usłyszałem: „kierunkowskaz - za krótko, a skręt bliżej krawędzi i pełne zatrzymanie to sprawa dyskusyjna”. Dodatkowo jako poradę przy kolejnym egzaminie zaleca mi mniej manewrować dźwignią zmiany biegów, a więcej trzymać ręce w pozycji książkowej na kierownicy.
Tak więc egzamin ten nauczył mnie jednego: nie należy być dobrym kierowcą. Studia na Politechnice są bowiem niczym w porównaniu z wiedzą gdzie jest wlew płynu do spryskiwacza w konkretnym (!!!) samochodzie. W czasie jazdy nie liczy się zaś szybka ocena możliwość na drodze, ale książkowe i zgodne z wymogami egzaminatora włączenie kierunkowskazu.
Po tym „pokazaniu miejsca w hierarchii” (egzaminujący dokładnie wiedział dlaczego mam egzamin) przypomniało mi się twierdzenie jakie pan Sobiesław Zasada wypowiedział w okresie kartek na paliwo i braku możliwości jazd: „dobry kierowca jest wówczas gdy pokona 100 000 km”. Tak jednak było kiedyś. Obecnie dobry kierowca jest wówczas gdy zachowuje się według książki napisanej przez fachowca od siedzenia w fotelu, a nie zaleceń człowieka znaczącego w świecie motoryzacji bardzo wiele. No i oczywiście zauważalny jest fakt „zgnojenia pirata drogowego”.
Aby przystąpić do następnego egzaminu niezbędne jest oddanie do Wydziału Komunikacji dokumentu Prawo Jazdy.