Podsumowanie tygodnia 29.04 - 06.05
W dzisiejszym Niepokornym Podsumowaniu Tygodnia przeczytacie o dwóch ekologicznych supercarach i jednym nieekologicznym, a także dlaczego Fiat wzoruje się na Mini i Nissanie.
Wreszcie stało się – znamy ceny polskiego supercara, Arrinery! Tak, pół miliona PLNów to całkiem sporo, ale sprawdźcie ceny Lamborghini Murcielago, na którym rodzimi projektanci wyraźnie się wzorowali. Za 500 000 zł znajdziemy co najwyżej egzemplarz bardzo używany. Jeśli zatem ktoś z was zastanawiał się nad kupnem nowego, 430-konnego Audi R8, może warto poczekać na 650-konną Arrinerę? Szkoda tylko, że projekt deski rozdzielczej polskiego supercara nie dorównuje nadwoziu. Wygląda jak żywcem przeniesiona z jakiejś niemieckiej limuzyny. Co nie jest tak abstrakcyjnym skojarzeniem, jak mogłoby się wydawać, jako że panel sterowania klimatyzacją znamy już ze… starych modeli Audi. Obstawiam, że to wszystko wina Noble’a, z którym współpracowali Polacy – auta tej marki nigdy nie zachwycały wnętrzami. Na szczęście o ich prowadzeniu można powiedzieć coś wprost przeciwnego. Jeśli Arrinera przejęła również to od angielskiego konstruktora, sporo namiesza w świecie supercarów. Trzymajmy kciuki!
Zamieszanie z pewnością wprowadzi również Rimac Concept One – elektryczny supercar mający 1088 KM. Na papierze auto to wygląda bardzo zachęcająco, jako że konstruktorzy, pomimo przeraźliwej mocy, obiecują zasięg 600 km. Może „zachęcająco” to jednak nie do końca dobre słowo – przypomnijmy sobie bowiem sportowy samochód produkcji Tesli. Ten bazujący na Lotusie Elise roadster ma 300 KM, obiecywany zasięg 400 km, a jego baterie ważą aż pół tony! Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć jak bardzo waga wpływa na właściwości jezdne samochodu. Pytanie zatem ile ważyć muszą baterie w Rimac’u, aby zapewnić o połowę większy zasięg przy silnikach elektrycznych rozwijających ponad trzy razy większą moc? Tonę? Może więcej? Ile by to nie było, wszystko wskazuje na to, że ten porywająco drapieżny samochód okaże się faktycznie diabelnie szybki, ale ociężały na zakrętach i z zasięgiem o połowę mniejszym niż deklarowany.
W obliczu powyższych doniesień, nagle hybrydowy następca Enzo od Ferrari wydaje się o wiele ciekawszym pomysłem. Nadal jednak uważam, że deklarowany przyrost masy o 120 kg, na które składają się dwa silniki elektryczne i baterie, to przy aucie mającym być bezkompromisowym bolidem dopuszczonym do ruchu ulicznego wciąż za dużo. Można argumentować, że 900 rozjuszonych włoskich rumaków nawet ich nie zauważy, ale doświadczony kierowca wyczuje już na pierwszym zakręcie.
Zwróćmy teraz uwagę na drugi koniec motoryzacyjnego spectrum i porozmawiajmy o samochodach, które kupują ludzie nie będący szejkami. Fiat ogłosił, że po rodzinnej wersji popularnej 500-tki, ochrzczonej 500L, na rynku pojawi się odmiana crossover, nazwana 500X. Włosi wyraźnie podążają za linią modelową Mini, w której znajdziemy już Clubman’a i Countryman’a – bezpośrednich konkurentów nowych odmian małego Fiata. Nie ma się jednak co dziwić posunięciem Włochów – auta niszowe są dziś w cenie i cieszą się sporą popularnością. Dobrze wie o tym Nissan, który w swojej europejskiej ofercie nie ma ani kompaktu, ani auta klasy średniej, za to mnóstwo crossoverów i innych pseudoterentówek. Nieźle na tym wychodzi, ale szkoda by było, gdyby Fiat poszedł jego śladem. Jakiś czas temu jednak pojawiły się pogłoski, jakoby następca Bravo miał również być pseudoterenówką i konkurować ze świetnie sprzedającym się Quashquaiem. Nie mam nic przeciwko stylowej, włoskiej bulwarówce, ale szkoda byłoby, gdyby zabrakło na rynku tak ładnego kompaktu, jak Bravo.
Skłanianie się ku crossoverom to nie jedyna oznaka tego, że Fiat zaczyna spoglądać na strategię Nissana. Niestety również na jego gorsze posunięcia. Dowiedzieliśmy się bowiem w tym tygodniu, że niezbyt popularna Linea doczekała się odświeżonej wersji. Ten sympatyczny, bazujący na Punto sedan, nigdy go nie przypominał, co jest akurat wadą, jako że miejskiemu Fiacikowi trudno odmówić urody. Modernizacja to świetny moment, aby zmienić ten stan rzeczy, ale Włosi najwidoczniej nie chcieli inwestować zbyt dużo w mało popularny samochód i nową Lineę od starej odróżnią tylko nieliczni. Więcej zmian znajdziemy za to we wnętrzu, ale, choć pierwotnie deska rozdzielcza przeszczepiona była z Punto, teraz ma nowy, bardzo zachowawczy wygląd. Całość dopełnia uboga oferta silnikowa (jeden benzyniak i dwa diesle). Ogólnie lifting Liany przypomina to, co Nissan zrobił z Tiidą - obie firmy zdają się nie mieć pomysłu na to jak przyciągnąć klientów do tych mało popularnych modeli. Japończycy już się poddali i wycofali Tiidę z salonów. Szkoda byłoby, gdyby to samo stało się z Lineą, ale Fiat chyba nie zamierza wysilać się w ratowaniu tego modelu.