Podsumowanie tygodnia 22.04-29.04
W dzisiejszym Niepokornym Podsumowaniu Tygodnia przeczytacie o dwóch brzydkich SUVach, młodszych braciach supersportowych samochodów, bolidzie dla prezesa firmy i o tym, jak Ferrari zamierza utuczyć swój nowy model.
A.D. 1996 był ciężkim rokiem dla miłośników Porsche. Okazało się bowiem, że firma ta ma aspiracje do robienia czegoś więcej, niż klasycznej 911stki w dziesięciu smakach. Na rynku pojawił się więc Boxter – natychmiast ochrzczony mianem „Porsche dla ubogich”. Minęło od tego czasu już 16 lat, Boxter doczekał się trzeciej generacji, dorobił sporego respektu, a teraz okazuje się, że również młodszego braciszka. Ponownie rozlegną się teraz głosy purystów, że Porsche rozmienia swoją legendę na drobne, a dziennikarze będą retorycznie pytali w swoich artykułach, czy to auto zasługuje jeszcze na znaczek Porsche. Uprzedzając to wszystko zapytam: cóż w tym złego? Marka z Zuffenhausen zdobyła przecież sławę i popularność nie tylko dzięki morderczym zapędom 911nastek, które przez umieszczenie silnika za tylną osią, przez wiele lat posłuszne były tylko najbardziej doświadczonym kierowcom. Znaczek Porsche jest zapowiedzią wspaniałych osiągów i genialnego prowadzenia, doprawionego przekonaniem, że jeśli kupujemy auto, to powinniśmy móc używać go na co dzień. Nowy roadsterek z pewnością będzie wpisywał się w tę filozofię. Tak wiem, ma mieć tylko 200 KM, ale tyle też miały pierwsze Boxtery, a spójrzcie tylko jaką furorę zrobiły.
Młodszego braciszka doczeka się również niedługo SLS i chociaż Mercedesowi nikt nie zarzuci, że to nie przystoi sprzedawać supersportowe auto w wersji light, to i tak może on wzbudzać kontrowersje. Nowy SLC wydaje się być co prawda bardzo trafionym pomysłem – przód niemal identyczny jak w SLS, ale z odpowiednio krótszą maską, pod którą trafi odpowiednio mniejsze V8, jak również i V6. W czym zatem problem? Spójrzcie na tył tego samochodu… Ideę sportowego hatchbacka już znamy i trudno mi zrozumieć, dlaczego Mercedes chciałby do niej wracać. O tym, że nikt nie chce kupować tego typu samochodów, boleśnie przekonało się BMW, którego Z3 w wersji „coupe” spotkało się z bardzo zimnym przyjęciem. Od tego czasu Bawarczycy konsekwentnie trzymają się roadsterów i nieźle na tym wychodzą. Mam nadzieję, że Mercedes też to zrozumie i przeprojektuje SLC, bo z pewnością będzie to świetny samochód, ale w takiej formie znajdzie niewielu nabywców.
Kontrowersjom w tym tygodniu zdaje się nie być końca, ale największą jest z pewnością zapowiedź Ferrari o wsadzeniu hybrydowego napędu do przyszłorocznego F70. Szefostwo Ferrari zapewnia, że zwiększa on masę samochodu o „jedyne” 120 kg… Powiem w ten sposób: F40 miało tak cienką warstwę lakieru, że widać było przez nią strukturę włókna węglowego, z którego zrobiono nadwozie samochodu. Całe auto ważyło 1100 kg, bo waga to największy wróg sportowego samochodu. Ferrari zapowiada oczywiście, że F70 zostanie odchudzone o te dodatkowe 120 kg, ale, co by nie zrobili, to auto i tak będzie zbyt ciężkie. O dokładnie 120 kg.
Ciekawe wieści dochodzą również z Pekinu – na tamtejszym salonie samochodowym Bentley podzielił się swymi planami dotyczącymi SUVa EXP 9 F. Już na pierwszy rzut oka widać, że popełnił ten sam błąd co Porsche, kiedy po raz pierwszy zaprezentowało Cayenne - próbował sprawić, żeby auto wyglądem wpasowywało się do obecnej linii modelowej. Obie firmy nie wzięły jednak pod uwagę, że przeszczepianie SUVowi „twarzy” innego samochodu zazwyczaj się nie udaje, a do tego zrobiły to w momencie, kiedy styliści… odeszli odrobinę od tradycji marki. Bentleyowi cały zabieg wyszedł lepiej, niż Porsche (wzorem wszak była wielka limuzyna, a nie sportowe coupe), ale efekt raczej nie zachwyca. Skoro mówimy już o Cayenne, to nie sposób nie wspomnieć, że znalazło ono również innego… naśladowcę. Eterniti Artemis Super-SUV wygląda jak obecna generacja SUVa Porsche, którą jakiś domorosły tuner zaciągnął do swojego garażu. Co ciekawe (i bardzo bezczelne) zupełnie niezmieniony został środek – ot, inna skóra na fotelach, ale poza tym wszystko jest tak samo – nawet stoper na desce rozdzielczej. Auto ma mieć ponoć silnik z Cayenne Turbo podrasowany do 600 KM, ale odnoszę dziwne wrażenie, że będzie „nieco” gorsze od pierwowzoru.
Na początku felietonu wspomniałem o tym, jak to Porsche odważyło się zrobić pierwszy krok w stronę produkowania kilku modeli samochodów. Wszystko wskazuje na to, że podobną drogą chce pójść Lamborghini. Tydzień temu ekscytowałem się coraz poważniejszymi zapowiedziami SUVa imieniem Urus, a w tym tygodniu wieść gminna niesie, że wciąż żywe są plany dotyczące supersportowej limuzyny Estoque! Gdyby te modele weszły do produkcji, wiele osób pewnie obraziłoby się na Lamborghini, ale nie zwracajcie na nich uwagi – auta te zapowiadają się niezwykle ekscytująco i każdy fan motoryzacji powinien z niecierpliwością wyczekiwać ich premiery. To by dopiero było zamieszanie w branży!