Podsumowanie tygodnia 20.08-26.08
W dzisiejszym Niepokornym Podsumowaniu Tygodnia przeczytacie o zupełnie odmienionym aucie (co jest jego wadą) oraz takim, które zbytnio się nie zmieni (co jest jego zaletą), a także o samochodzie, który zabiła jego wyjątkowość.
Świat motoryzacyjny codziennie karmi się drobnymi informacjami, rzadko kiedy przeżywając emocjonujące chwile. Jedną z takich rzadkich okazji jest z pewnością prezentacja nowego modelu samochodu i w mijającym tygodniu się ona nadarzyła. Toyota ujawniła zdjęcia i pierwsze informacje dotyczące kolejnej generacji Aurisa, co powinno być ekscytujące. Jak będzie wyglądać, jakie silniki znajdą się pod maską, jakie nowinki techniczne będzie można do niego zamówić? Te i inne pytania natychmiast cisną się na usta, ale odpowiedzi na nie mogą… sprawić zawód. Póki co, jest bowiem tylko mowa o znanych już silnikach, co w przypadku diesli i hybrydy można zrozumieć, ale gdzie nowoczesne jednostki benzynowe? Już nawet Koreańczycy zapowiadają nieśmiało pierwsze silniki o niedużej pojemności wspomagane turbiną, dlaczego więc nie robi tego Japonia? Jedyna nadzieja w zapowiadanych jednostkach od BMW – wtedy może dopiero pojawią się jakieś nowości. Niestety, nic nie wiemy o wyposażeniu i o tym, czy pojawią się w nim jakieś nowinki w porównaniu z poprzednikiem. Domysłom za to nie pozostawiono wyglądu samochodu – już teraz bowiem możemy oglądać zdjęcia nowego Aurisa, które… mówiąc delikatnie, nie zachwycają. Moje pierwsze wrażenie było takie, że to auto jest zwyczajnie brzydkie. Po kilku dniach „przespania się z tematem” już tak nie uważam, ale… nowy samochód powinien nas przynajmniej pozytywnie zaskoczyć, a nie zmuszać do przyzwyczajania się do jego stylistyki! Poza tym pełno w niej „inspiracji” konkurencyjnymi modelami. Patrząc na przód auta, światła wyglądają jak te w nowej Hondzie Civic, a tył niczym połączenie Hyundaia i30 oraz Lexusa CT200h. Całość wygląda tak, jakby Toyota chciała zerwać z imagem producenta stonowanych i nudnych samochodów, ale moim skromnym zdaniem próby nadania Aurisowi wyrazistego charakteru wyglądają jak zbieranina nie najlepszych pomysłów konkurencji połączona w jedną, niezbyt pociągającą całość. Również spoglądając na zdjęcia wnętrza, trudno się czymś zachwycić – taka deska rozdzielcza równie dobrze mogłaby się znaleźć w aucie sprzed 10 lat. Ogólnie mam dziwne wrażenie, że Japończykom (nie tylko tym z Toyoty) zajęło dużo czasu trafienie w europejskie gusta, a kiedy to zrobili… bardzo szybko znów przestali rozumieć czego od nich oczekujemy.
Podobnych problemów z pewnością nie będzie miał producent najbardziej popularnego z kompaktów – Volkswagen. Po wypuszczeniu na rynek Golfa VI, który tak naprawdę był Golfem V, tylko po liftingu, mającym na celu głównie obniżenie kosztów produkcji, czas wreszcie nadszedł na prawdziwego następcę. Czego możemy się spodziewać? Póki co, informacje są dość skąpe, ale Niemcy dobrze wiedzą, czego od nich oczekujemy – auto będzie takie samo, tylko odrobinę lepsze. Stylistyka nieco mniej stonowana, materiały wykończeniowe odrobinę lepsze, silniki nieco mocniejsze i oszczędniejsze, a na liście opcji pojawi się z pewnością kilka nowych gadżetów. I dlatego to auto będzie się sprzedawało i kontynuowało sukces poprzedników. Ludzie nie lubią zbytnio niespodzianek i zupełnie nowych rzeczy. Tak, Golf VII będzie bazował na nowej platformie, będzie lżejszy o 100 kg i oferował zapewne jeszcze szereg innych usprawnień, ale to właśnie brak eksperymentów będzie jego siłą. Można narzekać, że takie podejście hamuje postęp, ale bez wątpienia przyciąga klientów. Kiedy Toyota mówi „nowy Auris to rewolucja”, tak naprawdę trudno powiedzieć, czego się po nim spodziewać, zwłaszcza kiedy wygląda zupełnie inaczej niż poprzednik. Czyżby był nieudany i teraz próbowali, czy inna koncepcja okaże się słuszna? Kiedy zaś Volkswagen powie „nowy Golf jest taki jak stary, tylko lepszy”, czego dowodem jest podobna stylistyka, mówią tym samym, że już stworzyli świetny samochód, a teraz go jedynie doszlifowują.
Na koniec zaś wspomnę o samochodzie, który, dla odmiany, może nie doczekać się następcy. Mówię o Maździe CX-7, której produkcja się właśnie zakończyła. Przyjąłem to z niemałym żalem, jako że był to samochód naprawdę wyjątkowy. Wyróżniał się na drodze dynamiczną stylistyką i proporcjami typowymi dla samochodów sportowych – małe powierzchnie szyb i wielkie, 19” koła nadawały mu charakteru, jakiego próżno szukać w innych SUVach. Równie co wygląd podobało mi się jego zachowanie na drodze – jak na sporą pseudoterenówkę był zwinny i z wielką ochotą połykał zakręty. Najciekawszy chyba jednak był silnik, który przez długi czas stanowił jedyny dostępny wybór – turbodoładowana benzyna o mocy 260 KM, która czyniła z CX-7 prawdziwą rakietę. Niestety, to zapewne było jednym z powodów niezbyt dużej sprzedaży, której najwyraźniej nie uratowało wprowadzenie jednostki wysokoprężnej. Wielka też szkoda, że wycofanie tego wyjątkowego auta ze sprzedaży, Mazda kwituje słowami „CX-5 dobrze się sprzedaje, więc po co nam CX-7”. W moim odczuciu to jednak zupełnie inne samochody i mam cichą nadzieję, że włodarze koncernu też to zrozumieją i doczekamy się następcy.