Podsumowanie tygodnia 16.07-22.07
W dzisiejszym Niepokornym Podsumowaniu Tygodnia przeczytacie o problemach kolejnych brytyjskich marek, prawdopodobnej niechęci japońskiej do postępu oraz zbliżającej się niemieckiej tragedii.
Kolejny tydzień przyniósł nam nowe, bardzo smutne doniesienia. Dopiero co martwiliśmy się tym, że nie zobaczymy już samochodów ze znaczkiem De Tomaso, a na domiar złego z rynku znika TVR. Teraz zaś pierwsze niepokojące sygnały zaczynają dochodzić z obozu Lotusa, który ma być nieobecny na nadchodzącym paryskim salonie. Z jednej strony można powiedzieć, że to nic strasznego, jeśli niewielki producent niszowych samochodów opuści jeden ważny event. Z drugiej jednak strony, Lotus dwa lata temu w Paryżu właśnie zapowiedział znaczne powiększenie swojego portfolio. Lotusa kojarzymy głównie jako producenta małych i wyjątkowo lekkich sportowych samochodów dla prawdziwych facetów - żadnej elektroniki, nowoczesnych udogodnień, a czasem nawet wykończenia wnętrza innego, niż goła blacha. Wiedzieliście jednak, że już za rok na rynku ma pojawić się nowy Esprit wyposażony w ponad 600-konne V8? Potem ma przyjść kolej na model Elite (komfortowe coupe z siedzeniami w układzie 2+2 i silnikiem o podobnych, co wcześniej wspomiany model, parametrach) nowego Elisa, a także na… 4-drzwiową sportową limuzynę Eterne, która dzięki mocarnemu V8 miałaby konkurować z Astonem Martonem Rapide i Porsche Panamerą. Późniejsze plany przewidywały również nowego Elana oraz… hybrydę. Prawda, że sporo tego? Lotus chciałby co roku konkurować w nowym segmencie rynku. Takie plany wzbudzają spore emocje, a także wzbudzają naturalną chęć dowiadywania się coraz więcej o nowych modelach. Co zatem mówi nam nieobecność Lotusa na paryskim salonie? Można powiedzieć, że bardzo dużo. Lotus to nie Volkswagen i nie może liczyć, że i tak ludzie kupią mnóstwo Golfów i Passatów. Zwłaszcza pojawiając się w nowych segmentach rynku, które od dawna okupują nie mniej cenieni konkurenci. Lotus musi chwycić za serca i portfele fanów motoryzacji, a nieobecność na największych imprezach branżowych zdecydowanie mu w tym nie pomoże. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że Lotus wie co robi i już niebawem będziemy mogli zobaczyć ich nowe modele w akcji.
Taki powiew świeżości na rynku byłby o tyle miły i pożądany, że marki ekskluzywne i egzotyczne, jeśli nie borykają się z problemami natury finansowej, to… ekologicznej. Aston Martin ponoć rozważa zastosowanie downsize’ingu w swoich modelach. Co więcej, chce to zrobić pożyczając silniki od… Toyoty. Czy czasy świetności ulubionej marki James’a Bond’a dobiegają końca? Bynajmniej, ponieważ szefostwo marki zapowiada korzystanie tylko z największych ośmio- i dziesięciocylindrowych jednostek japońskiego producenta. Czyli wszystko w porządku – nie zobaczymy Astona z 3-cylindrowym silniczkiem turbo. Rodzi się jednak pytanie: „po co Brytyjczykom te silniki”? Oczywiście, w swojej ofercie operują głównie 6-litrowym V12, ale przecież Vantage oferowany jest z jednostką V8, bazującą na silniku Jaguara. W czym zatem problem? Chcą zamienić swoje jednostki na te od Toyoty? Coś tu się nie zgadza. Pachnie raczej cięciem kosztów, niż ekologią. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że Astony nie stracą swojego charakteru, a decyzja ta nie jest znakiem pogarszających się finansów brytyjskiego producenta.
Skoro już mówimy o salonie w Paryżu i nowych silnikach, to warto wspomnieć o pewnym modelu, który tam właśnie będzie miał zapewne swoją premierę, a najbardziej istotną informacją będzie ta o nowej jednostce napędowej. Mówię o Hondzie Civic Type-R, która na tym polu miała już pewne problemy. VII i VIII generację napędzał ten sam silnik, którego moc wzrosła o 1 KM. W efekcie następca miał gorsze osiągi od poprzednika. Warto byłoby zatem coś wreszcie zmienić, prawda? W czasach, gdy wszyscy konkurenci oferują turbodoładowane silniki z mocą oscylującą w przedziale 250-300 KM, trudno nawiązać z nimi walkę mając 201 KM z wolnossącej jednostki. Niestety z rozmów z przedstawicielami Hondy wynika, że silniki w IX generacji Civica jeśli się zmienią (obecnie oferowane benzyniaki przeniesiono z poprzednika), to będą one „rozwinięciem idei wysokoobrotowych jednostek ze zmiennymi fazami rozrządu”. To chyba oznacza, że nowy Type-R, tak jak jego poprzednicy, dostanie 2-litrowy silnik bez żadnych „wspomagaczy”, który, aby nie sprawiać wrażenia, że zatrzymano się w miejscu, zaoferuje kilka rumaków więcej niż poprzednio. Smutno będzie patrzeć, jak model, będący synonimem świetnych osiągów i radochy z jazdy, zatrzyma się w miejscu i pozwoli wyprzedzić całej konkurencji.
Na koniec informacja, na wieść której zadrżały serca wszystkich miłośników motoryzacji. Legendarny tor Nurburgring już niedługo może zostać zamknięty. Długi na 20,8 km odcinek drogi, wijący się przez niemieckie wzgórza i lasy od lat był mekką fanów motoryzacji i producentów samochodów. Dziwna i surrealistyczna to myśl, że to niezwykłe miejsce miałoby przestać istnieć. Przecież za każdym razem, kiedy powstaje nowy sportowy samochód, jego twórcy chwalą się czasem jaki ich pojazd osiągnął. Gdy tylko pojawił się Nissan GT-R wszyscy zachwycali się, że osiągnął lepszy czas, niż Porsche 911 Turbo – to był wyznacznik jego niezwykłości, dzięki któremu wszyscy wiedzieli, że ten Japończyk jest piekielnie szybki. Ferrari i Zonda licytowały się kto z nich stworzy pojazd bazujący na seryjnym samochodzie, który osiągnie tam najlepszy czas, a Renault z dumą ogłaszało, że ich Megane RS R26R był tam najszybszym autem przednionapędowym. Całkiem niedawno też Opel wprowadził do sprzedaży Corsę OPC Nurburgring Edition, a przykłady producentów, którzy mówili „nasz nowy model prowadzi się wspaniale, ponieważ układ jezdny dopieszczaliśmy na Nurburgringu” można mnożyć bez końca. Jeśli ten legendarny tor przejdzie do historii, pozostawi po sobie ziejącą pustkę w świecie motoryzacji.