Podsumowanie tygodnia 09.07-14.07
W dzisiejszym, nieco nostalgicznym Niepokornym Podsumowaniu Tygodnia przeczytacie o tym jak jedni producenci odchodzą, drudzy walczą o swoją pozycję na rynku, a inni mają się tak dobrze, że próbują swoich sił w niszowych segmentach.
To zawsze smutne, kiedy jakiś producent samochodów przechodzi do historii. Nawet jeśli nie budził szczególnych emocji, to jego obecność sprawiała, że świat motoryzacji był odrobinę bardziej zróżnicowany i ciekawy. Co zatem można powiedzieć, kiedy musimy pożegnać markę posiadającą całe rzesze fanów, taką, która odcisnęła swoje piętno na historii samochodu, albo po prostu miała w sobie coś niezwykłego? Dlatego też z żalem przeczytałem w tym tygodniu, że De Tomaso ogłosiło bankructwo. Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że nie stało się nic strasznego – widzieliście kiedyś na żywo samochód tej marki? Ja tak – w muzeum motoryzacji w Turynie, gdzie wydaje się, że jest miejsce tego producenta. Modelem, który widziałem, była Pantera i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Może dlatego, że jako mały chłopiec ekscytowałem się jego zdjęciami w jakimś katalogu, więc można powiedzieć tu o pewnej nostalgii. Na pewno jednak miało znaczenie też to, że widząc go mogłem w pełni docenić pracę stylistów i próbować wyobrazić sobie jakie to mogło być uczucie jechać takim potworem. Dlatego też bardzo żałuję, że nie usłyszymy już o nowych planach De Tomaso. Nawet jeśli ich ostatnie zapowiedzi dotyczyły crossovera oraz nowej Pantery, która zamiast supercarem z centralnie umieszczonym silnikiem miała być limuzyną. To mogło być nawet ciekawe – mamy więcej niż dość włoskich supercarów, za to brakuje włoskich ekskluzywnych limuzyn, które mogłyby stanąć w szranki z niemiecką konkurencją.
Jakby jeszcze było nam mało złych wieści, upadłość ogłosił również brytyjski TVR. No dobrze, nie do końca brytyjski, jako że obecnym właścicielem jest Rosjanin, ale nie w tym przecież rzecz. Trudno było o bardziej nietypowe i udziwnione, ale w pozytywnym sensie, projekty, niż te powstające na deskach kreślarskich stylistów TVR’a. Najlepszym tego przykładem jest Sagaris, którego postrzępiona maska i odstający tylny „zderzak” sprawiają wrażenie, jakby auto właśnie przeżyło bliskie spotkanie z kombajnem. Trudno też przejść obojętnie obok Typhon’a, którego „kropkowane” światła przypominają oczy jakiegoś dziwacznego insekta. Dla odmiany wnętrza, choć również bardzo nietypowe, bywały nieco bardziej minimalistyczne, ale ich obsługa przeraźliwie czasem trudna. Polecam test Tuscan’a, w którym Jeremy Clarkson poprosił kilka osób, aby spróbowały wsiąść do auta, zapalić silnik i wysiąść. Nikomu się nie udało, co więcej, nikt nie wiedział jak otworzyć drzwi od środka samochodu. TVR produkował zatem auta egzotyczne niczym wakacje w Amazonii i równie nieprzewidywalne. Miło było pomyśleć czasem, że są na rynku producenci, którzy stawiają na oryginalność i nietypowość swoich samochodów, a nie na ich praktyczność i niską emisję CO2. Tym smutniejsza jest zatem wiadomość, że nie zobaczymy już więcej nowych samochodów z elektryzującymi literami TVR na masce…
Tak niestety wyglądają skutki recesji – jedni producenci upadają, inni zaś próbują na nowo przyciągnąć do siebie klientów. Taką marką jest z pewnością Seat, którego linia modelowa wydaje się być nieco… uboga. A do tego trochę podstarzała – jedynie Ibiza i Alhambra mogą nosić miano współczesnych konstrukcji. To się jednak ma zmienić za sprawą nowego, choć nieco budżetowego, Toledo, a także trzeciej już generacji Leona. Ten drugi model jest szczególnie ważny, jako że do kompaktów należy spora część europejskiego rynku. On zatem miałby największe szanse, aby przyciągnąć rzesze klientów do salonów Seata. Stylistycznie nowy Leon podąża drogą wyznaczoną przez odświeżoną Ibizę, a technologicznie czerpać ma z najnowszych rozwiązań koncernu Volkswagena. Czyli wszystko się zgadza i jest on na dobrej drodze do zdobycia sporej popularności. Mnie jednak nurtuje jedno pytanie – dlaczego dostał tak beznadziejnie nudne wnętrze? Wszystko w nim ma ten sam szary kolor i gdyby nie kilka drobnych, czerwonych akcentów, można by sądzić, że zdjęcie deski rozdzielczej jest czarno-białe. Coś takiego zrozumiałe jest w Skodzie, ale Seat ma budzić emocje. Do tego dziwnie pusty i bardzo plastikowy panel klimatyzacji z mikroskopijnymi wyświetlaczami i przyciskami, wzięty żywcem z nowego Beetle’a oraz system nawigacji, który choć wygląda jak ten znany z wielu Volkswagenów oraz Skód, odrobinę zmodyfikowano, aby nadać mu mniej elegancki i bardziej nudny wygląd. Ogólnie całość przypomina mi trochę deskę rozdzielczą Subaru Imprezy – po prostu wieża plastiku.
Innym autem, które jeszcze bardziej ma bazować na budzeniu emocji, jest nowy gracz w klasie stylowych, miejskich wozidełek – Opel Adam. Nazwany imieniem założyciela marki ma ambicje powalczyć z Mini oraz Fiatem 500. Będzie on o tyle ciekawą propozycją, że wspomniani konkurenci bazują na designie retro, odwołującym się do ich poprzedników. Adam ma po prostu być sobą, a czy to dobra droga – każdy powinien ocenić sam. W jego linii nadwozia, a także w srebrnym lub czarnym dachu, kontrastującym z kolorem lakieru, łatwo doszukać się inspiracji Audi A1. Nie do końca za to przekonuje mnie przeniesienie grilla z firmowym znaczkiem na zderzak, który wydaje się być nienaturalnie wysoki – nie przypomina to żadnego z aut Opla, które przecież mogą pochwalić się miłą dla oka, zadziorną stylistyką. Zapowiedź nowego designu, czy po prostu chęć zrobienia autka pozbawionego zapożyczeń z innych modeli marki? Sympatycznie i wesoło prezentuje się za to wnętrze, szkoda tylko, że spory ekran systemu multimedialnego umieszczono tak nisko – będzie to przeszkadzać i dodatkowo rozpraszać w czasie jazdy. Ogólnie rzecz jednak biorąc, Adam zapowiada się na bardzo ciekawą alternatywę dla dobrze zadomowionych na rynku konkurentów. Dużo z pewnością zależeć będzie od ceny, która powinna raczej oscylować w rejonach Fiata 500 niż Mini.