Outlander to strzał w dziesiątkę
Tomasz Sikora opowiada o swojej pasji do motoryzacji i sportu.
Jak to się stało, że został Pan właścicielem samochodu Mitsubishi?
Długo szukałem samochodu dla siebie. Wspólnie z bratem zjeździliśmy chyba całe województwo zaglądając do niemal wszystkich salonów samochodowych. Pewnego dnia, kiedy wracaliśmy z takiego objazdu, mój brat powiedział żebyśmy zajrzeli do salonu Mitsubishi, który jest niemal pod moim domem. Tak też zrobiliśmy. Przed wejściem stał Outlander i od razu wiedziałem, że go kupię.
To pierwsze auto tej marki w Pana rękach?
Tak. I w tym roku bardzo się przydało, bo wszyscy wiemy, jaka była zima i jakie warunki mieliśmy na drogach. Napęd na cztery koła okazał się nieocenionym udogodnieniem.
Co jeszcze przypadło Panu do gustu w tym samochodzie?
Oprócz tego napędu obu osi, bardzo istotne dla mnie jest przestronne wnętrze auta. Dużo jeżdżę z rodziną, z tyłu miejsce zajmuje nasz dwuletni syn, który potrzebuje dla siebie sporo przestrzeni, zatem to dosyć ważny z mojego punktu widzenia parametr.
Jedynie elementy praktyczne zdecydowały o wyborze Outlandera, czy też były jeszcze inne aspekty, które wpłynęły na Pańską decyzję?
Chyba przede wszystkim jednak jego walory użytkowe i poręczność. Bardzo podoba mi się to, że siedzę nieco wyżej niż inni użytkownicy drogi, mam doskonałą widoczność. Samochód jest też łatwy w prowadzeniu. Początkowo miałem obawy, że moja żona będzie miała kłopoty z prowadzeniem go, ale okazało się już po pierwszych kilometrach za kierownicą, że doskonale pasuje jej to auto. Niebagatelne znaczenie mają też osiągi Outlandera. Nasze wcześniejsze samochody nie miały takiego przyspieszenia, więc to bardzo miła zmiana. Co prawda, ostatnio udało mi się przejechać Outlanderem Turbo, i tu wrażenie jest jeszcze większe, ale na razie pozostanę przy tym, który mam.
Jak ocenia Pan siebie w roli kierowcy?
To nie jest łatwe zadanie. Wydaje mi się, że większość ludzi powie, że są dobrymi kierowcami. Ja myślę, że mieszczę się w średniej. Co prawda ostatnio żyję na nieco przyspieszonych obrotach, jeżdżę trochę więcej i chyba trochę szybciej niż zwykle, ale jest to wymuszone sytuacją.
A interesuje się Pan sportami samochodowymi? Ostatnio narciarze i Mitsubishi mają ze sobą wiele wspólnego.
Chodzi oczywiście o Luca Alphanda. Oglądam zwykle rajd Dakar, ale zwykle najbardziej kibicuję Hiroshiemu Masuoce. To pasjonująca walka i piękne zawody. A jak ja widziałbym się w takiej roli? Oczywiście moje umiejętności w prowadzeniu auta znacznie odbiegają od możliwości tych panów. Nie sądzę abym umiał wystartować w jakimś rajdzie czy wyścigu. Ale szczerze mówiąc, bardzo chciałbym przejechać się z zawodowym kierowcą prawdziwą rajdówką, np Lancerem Evolution. Tak, dla samej przyjemności. A już poprowadzenie tego typu samochodu to szczyt marzeń. Ale myślę, że stres miałbym jeszcze większy, niż przed startem olimpijskim.
Jeżeli już jesteśmy przy Pana dyscyplinie. Co takiego jest w biathlonie, że warto temu poświęcić się w 100 procentach?
Przede wszystkim to, że jest połączeniem dwóch konkurencji, które teoretycznie wzajemnie wykluczają się. A to ogromne wyzwanie, by jak najlepiej wykonać dwie rzeczy będące nie do pogodzenia ze sobą, czyli wyczerpujące bieganie i precyzyjne strzelanie. A poza tym, wychodzę z założenia, że sport daje najwięcej satysfakcji w tych dyscyplinach, gdzie jest największy wysiłek. Im więcej włożę go w to, co robię, tym większa jest nagroda. Oczywiście nie zawsze praca ma przełożenie na sukces, ale jeśli już wszystko się uda, to ta radość jest olbrzymia.
Ma Pan na swoim koncie tytuł mistrzowski, jest Pan obecnie najlepszym sprinterem na świecie, zdobył Pan medal olimpijski. Do czego dąży teraz Tomasz Sikora?
Teraz będę przygotowywał się do kolejnego sezonu mistrzostw świata, a takim moim marzeniem jest zdobycie żółtej koszulki lidera klasyfikacji pucharu świata. Wiem, że będzie o to niesamowicie ciężko, ale wiedziałem także, że zdobycie małego pucharu świata to coś niemal nieosiągalnego, a jednak udało mi się to zrealizować. To mój wielki sukces, ale żółta koszulka, to dzisiejszy szczyt marzeń.
Jak zmieniło się Pańskie życie po ostatnich igrzyskach?
Przede wszystkim wcześniej, po każdym sezonie, w kwietniu spędzałem czas z rodziną. Teraz sezon skończył się dla mnie w drugiej połowie marca, ale od tego czasu udało mi się może ze dwa, trzy dni spędzić wyłącznie z moimi bliskimi. Mam bardzo mało czasu. Mnóstwo wyjazdów, spotkań z mediami, w szkołach, z oficjelami. Bardzo dużo czasu spędzam w samochodzie i na spotkaniach. Wcześniej tego nie było.
Czego możemy się spodziewać w przyszłym sezonie? Ten zamknął Pan w wielkim stylu.
Myślę, że te pierwsze starty będą dla mnie ciężkie, bo zawsze początek sezonu jest dla mnie trudny, a wszyscy będą liczyć na bardzo dobre wyniki. Ale myślę, że jestem już doświadczonym zawodnikiem i nie popełnię tego samego błędu, który zrobiłem po wygraniu mistrzostw świata, kiedy to oczekiwania mnie przerosły. To był bardzo ciężki okres dla mnie, ale teraz podchodzę do tego nieco inaczej i wiem, że poradzę sobie z presją. Będą po prostu czekał na swój czas, a nie walczył ze sobą.
Wracając jeszcze do samochodów. Jeżdżąc odpoczywa Pan, czy to wyłącznie środek transportu z miejsca na miejsce?
Szczerze powiem, że wcześniej bardzo lubiłem jeździć samochodem i odpoczywałem za kierownicą. Wręcz uwielbiałem jechać gdzieś dalej, w dłuższą podróż. Teraz mam tak napięty czas i tyle go spędzam w drodze ze spotkania na spotkanie, że czuję się już nieco zmęczony. Wstaję o 4 rano, jadę gdzieś pięć godzin, cały dzień spędzam na spotkaniach i wieczorem mam znów pięć godzin jazdy do domu. I tak jest przez 4-5 dni w tygodniu. Ale myślę, że jak już wszystko wróci do normy, to z pewnością znów nabiorę ochoty do jeżdżenia moim samochodem.
Życzyć sukcesów, czy spokoju i odpoczynku?
Na najbliższe miesiące, jednak odpoczynku.