Ofiara praktyczności - Peugeot 1007
Największą zmorą kierowców w mieście jest, poza korkami, problem z miejscami parkingowymi. Albo ich nie ma, albo jeśli jakieś się znajdzie i uda nam się w nie wcisnąć auto, nie sposób otworzyć drzwi. Peugeot postanowił wyjść naprzeciw tym problemom i stworzyć idealne autko miejskie.
Europejska ciasnota
Jakim autem jeździć po mieście – oto problem, który od lat gnębi Europejczyków i zaowocował powstaniem mnóstwa modeli w różnych rozmiarach, stworzonych z myślą o przeciskaniu się wąskimi uliczkami i parkowaniu zakamarkach. Zawsze jednak trzeba było się godzić na pewien kompromis – małym autkiem łatwiej będzie nam zaparkować, ale podczas jazdy nim będziemy czuli się jak przysłowiowa sardynka w puszce i mieli do dyspozycji podobny poziom wyposażenia. Jazda autem większym, bardziej przestronnym i lepiej wyposażonym z kolei zapewni nam komfortowe warunki podczas niekończących się prób znalezienia wolnego miejsca, pozwalającego nie tylko w nim zaparkować, ale również wysiąść z samochodu. Problem ten postanowili raz na zawsze rozwiązać panowie z Peugeota, wprowadzając na rynek model 1007. To, przynajmniej w teorii, idealne połączenie niewielkiego nadwozia z przestronnym wnętrzem, auta miejskiego z minivanem.
Peugeot 1007, czyli mikrovan idealny?
Mając 373 cm długości 1007 był krótszy o 9 cm od Peugeota 206, ale nieco ponad centymetr szerszy i aż o 18,5 cm wyższy. Wyglądał zatem jak pudełko, a co za tym idzie, zapewniał sporo miejsca w środku. A przynajmniej na przednich fotelach – dwa oddzielne z tyłu można było przesuwać, co owocowało albo mikroskopijnym bagażnikiem (175 l), ale możliwością posadzenia tam dorosłych osób, albo pozbawieniem pasażerów z tyłu jakiegokolwiek miejsca na nogi, kosztem przestrzeni bagażowej zdolnej pomieścić coś więcej, niż dwie siatki z zakupami. To najlepsze rozwiązanie w tak małym aucie, pozwalające wykorzystać dostępną przestrzeń na to, co w danym momencie jest nam potrzebne. Nie to jednak było najważniejszą cechą Peugeota 1007 – były nią naturalnie jego drzwi. Klasyczne rozwiązanie nie sprawdza się kompletnie na ciasnych parkingach i nieraz wymaga od prowadzącego idealnej figury oraz umiejętności zahaczających o gimnastykę artystyczną. Dlatego też drzwi francuskiego mikrovana są przesuwane. Rozwiązanie genialne w swojej prostocie, chciałoby się rzec. Wystarczy zaledwie parę centymetrów „luzu”, żeby je otworzyć, a ponieważ mają one 1/3 długości całego samochodu, możemy swobodnie wysiąść i przeciskać się ku wolności.
Miejski nie znaczy nudny
Praktyczność to jednak nie wszystko, zwłaszcza w przypadku aut miejskich, dlatego też Peugeot 1007 oferował wiele gadżetów i ciekawych rozwiązań. Już w podstawowej wersji mogliśmy liczyć na 4 poduszki, ABS, elektrycznie sterowane szyby, lusterka oraz… drzwi! Tak, Francuzi stwierdzili, że jak szaleć, to szaleć i nawet w najtańszej wersji mogliśmy szpanować otwierając drzwi pilotem. Jeśli dla kogoś było to jednak mało, mógł dokupić klimatyzację automatyczną, nawigację satelitarną, skórzaną tapicerkę, czy też sporych rozmiarów szklany, otwierany dach. Bardzo ciekawym rozwiązaniem była też możliwość personalizowania wnętrza swojego Peugeota 1007. Boczki drzwi, otoczki nawiewów, fragmenty wykończenia deski rozdzielczej, a nawet środkowa część siedzisk i oparć foteli były wymienne. Każdy z tych elementów można było błyskawicznie zamienić na inny kolor – do wyboru było aż 12 zestawów, dzięki czemu łatwo było dopasować wnętrze do, na przykład, koloru nadwozia. Bardzo pomysłowy i prosty sposób na walkę z monotonią plastików dominującą w tej klasie samochodów.
Co poszło nie tak?
Peugeot 1007 wydaje się być zatem pełen świetnych pomysłów i niekonwencjonalnych rozwiązań, ubranych w bardzo praktyczne i ciekawe (jak na pudełko) nadwozie. Dlaczego zatem trudniej spotkać go na naszych drogach, niż Malucha? Jednym z głównych powodów była z pewnością cena – 46 tys. zł trzeba było zapłacić za najtańszą wersję. To o 8 tys. zł więcej, od modelu 206. Jeśli zaś dla kogoś 75-konny silnik był zbyt słaby (a sprint do „setki” w około 15 s raczej nie zachwyca), mógł zdecydować się na odmianę 110-konną, ale to wydatek ponad 58 tys. zł, a zatem terytorium modelu 307/308 i to w wersji kombi. Dlaczego tak drogo? Winę za to ponoszą naturalnie przesuwane drzwi, które same w sobie są drogie, rodzą problemy (a więc i dodatkowe koszty) podczas projektowania, a fakt, że były serynie przesuwane elektrycznie wcale nie pomagał. Przykład Smarta pokazuje jednak, że wiele jest osób skłonnych zapłacić krocie, za praktyczne miejskie autko. Wygląda jednak na to, że kierowcy chętnie dopłacają za ekstremalnie krótkie nadwozie, ale nie za praktyczne drzwi. Zwłaszcza, że nietrudno było odkryć pewną lukę w rozumowaniu inżynierów Peugeota. Otóż, przesuwane drzwi pozwalały zaparkować i wysiąść na przestrzeni niewiele szerszej, niż sam samochód, ale co z kierowcami aut, pomiędzy którymi zaparkowaliśmy? Oni nie mają przesuwanych drzwi, więc albo przecisną się z drugiej strony, albo pozostaje czołganie się przez bagażnik. Mogą też, mimo wszystko, podjąć próbę wejścia do samochodu, co może skończyć się porysowaniem naszego Peugeota 1007.
Tak naprawdę trudno jednoznacznie wskazać co było problemem tego modelu i jak można było go rozwiązać. Francuzi mieli interesujący pomysł, a efekt końcowy trzeba ocenić całkiem wysoko. Widocznie jednak Europejczycy uznali, że auto wyglądające jak minivan, z którego ktoś wyciął kawałek nadwozia na długości przednich drzwi, jest zbyt nietypowe i udziwnione. Efektem tego były bardzo niskie wyniki sprzedaży i brak perspektyw na powstanie następcy.