Ofiara awangardy - Renault Vel Satis
Tydzień temu pisałem o jednym z najbardziej odważnych aut wprowadzonych do seryjnej produkcji, które niestety okazało się kompletną porażką. Renault Avantime był zbyt niezwykły i zbyt oryginalny, tak pod względem stylistyki i samej bryły, jak i zastosowanych w nim rozwiązań. 3-drzwiowe, vanopodobne nadwozie wykorzystujące aluminium, z niezwykłym systemem otwierania drzwi i pozbawione środkowego słupka, sprawiło, że samochód ten był bardzo drogi. Jego niezwykły wygląd miał dać początek nowej linii stylistycznej Renault, ale odziedziczyły go tylko dwa modele - całkiem popularny Megane II oraz bohater dzisiejszego tekstu - Vel Satis.
Szalone wyposażenie…
Popularni producenci nigdy nie mieli lekko w klasie wyższej – w tym przedziale cenowym klienci są bardzo wymagający i zazwyczaj wolą nieco dopłacić, aby postawić w garażu limuzynę z „drogim” znaczkiem na masce. Renault postanowiło jednak walczyć z nimi jak równy z równym i uzbroiło swój topowy model Safrane „po zęby”. Wiecie, że można było zamówić go z elektryczną regulacją, nie tylko przednich foteli, ale również tylnej kanapy oraz kolumny kierownicy? Kierowca i pasażer mieli dodatkowo możliwość pneumatycznej regulacji poduszek fotela. A może lubicie dynamiczną jazdę? Co zatem powiecie na V6 biturbo pod maską, napęd 4x4, blokadę dyferencjału i elektropneumatyczne zawieszenie? Francuzi jednoznacznie pokazywali, że ich limuzyna (mimo, że była 5-drzwiowym liftbackiem) służyć może nawet najbardziej wymagającym biznesmenom.
… a może szalona stylistyka?
Pomimo powyższych bajerów, Safrane nie stał się hitem sprzedaży i Renault musiało poważnie przemyśleć koncepcję swojego nowego modelu w klasie wyższej. Francuzi uznali najwidoczniej, że skoro techniczne zaawansowanie nie przysporzyło im klientów, to może nietypowa stylistyka będzie odpowiedzią na oczekiwania rynku? Tak powstał Vel Satis – limuzyna klasy wyższej o wyglądzie… przerośniętego hatchbacka. Trudno go inaczej sklasyfikować – bagażnik jest zbyt krótki, żebyśmy mogli tu mówić o kombi, a samo nadwozie zbyt niskie, aby mówić o vanie. W polubieniu Vel Satisa nie pomagał przedni pas z pionowymi światłami, który choć łatwo rozpoznawalny, miał raczej niewielkie szanse na przyciągnięcie klientów do salonu. Znacznie większe miała charakterystyczna klapa bagażnika ze schodkiem (zobaczcie ile na ulicach jest Megane’ów II w wersji hatchback, w którym znajdziemy identyczny zabieg), ale wydawała się również zbyt awangardowa jak na gusta klientów z grubymi portfelami.
Wygląd to nie wszystko
Poza zwracającą uwagę stylistyką Vel Satis nie oferował właściwie nic więcej, co odróżniałoby go od dobrze zadomowionej na rynku konkurencji. Próżno szukać wymyślnych opcji wyposażenia jak w Safrane oraz niezwykłych odmian silnikowych. Otrzymywaliśmy po prostu bardzo wygodne, przestronne i dobrze wyposażone auto. Trudno jednak powiedzieć, kto miał być grupą docelową Vel Satisa. Wiele osób szukających auta reprezentacyjnego mogłoby zainteresować się awangardowym Renault, ale pod warunkiem, że byłby to sedan – jazda przerośniętym hatchbackiem ani nie jest pociągająca, ani nie poprawia image’u właściciela. Może zatem biznesmeni z rodzinami, którzy kupują auta klasy wyższej z nadwoziami kombi? To lepszy trop, ale pojawia się mały problem – wewnętrzna konkurencja. Laguna kombi miała bagażnik o pojemności 475 l, Vel Satis 460 l – różnica niewielka, ale pojawia się pytanie dlaczego nie kupić bogato wyposażonej, praktyczniejszej Laguny i zapłacić mniej, niż za podstawowego Vel Satisa? Najtańsza odmiana z 2-litrowym silnikiem turbo kosztowała 135 tys. zł, a Laguna kombi z V6 pod maską i we wszystkomającej wersji Initiale, była parę tysięcy tańsza. Alternatywnie w tej samej cenie dostępny był van Espace z tym samym co Vel Satis silnikiem i w bogatej wersji Privilege – kusząca propozycja dla rodzin szukających bardzo przestronnego i praktycznego, a przy tym awangardowego środka transportu.
Co poszło nie tak?
Chcąc zdefiniować osobę, do której Vel Satis był skierowany, trzeba byłoby powiedzieć chyba o kimś kto „ma rodzinę, ale niedużą, sporo oszczędności w banku i duże zarobki, a do tego bardzo lubuje się w nietypowych rzeczach”. Jednym słowem ktoś, kogo bardzo trudno spotkać. Niełatwo zatem zrozumieć decyzję Renault o wprowadzeniu do sprzedaży takiego samochodu. Pierwszą rzeczą, jaką robi się wprowadzając nowy model na rynek, to określenie grupy docelowej, która, jak łatwo było przewidzieć, jest bardzo nieliczna. Pisałem już wcześniej o Oplu Signum oraz o Fiacie Croma, które, podobnie jak Vel Satis, były dużymi, przestronnymi i komfortowymi hatchbackami z delikatną nutką luksusu. Zarówno Opel jak i Fiat przekonali się jednak, że Europejczycy lubią hatchbacki maksymalnie w rozmiarze kompaktów i podobny los spotkał Francuzów. Rynkowa porażka Vel Satisa jest o tyle przykra, że podcięła skrzydła designerom Renault i ich kolejne modele nie były już tak niezwykłe. Obecny przedstawiciel francuskiej marki w klasie wyższej, model Lattitude, jest już klasycznym sedanem, ale pozbawionym polotu i niezwykłych rozwiązań. Vel Satis zaś, podobnie jak Signum i Croma, stał się teraz ciekawą i tanią propozycją dla rodzin szukających nietuzinkowego samochodu, ale o tym przeczytacie już w innym naszym tekście.