Nietrzeźwi kierowcy - współwinny ustawodawca?
Ileż to już razy na łamach AutoCentrum i w innych mediach pojawiały się apele do kierowców, którzy bez oporu wsiadają za kółko po alkoholu, by dwa razy pomyśleli, zanim zdecydują się na ten krok ponownie. Ileż to już razy w tych apelach odwoływano się do najbardziej poruszających i chwytających za serce i rozum argumentów. Ileż to już razy napisano "Piłeś - nie jedź!". A jednak policyjne statystyki jednoznacznie wskazują, że niewystarczająco dużo, że poziom nasycenia tego typu apelami nie został jeszcze osiągnięty...
Zgodnie z danymi z Komendy Głównej Policji 23 lutego br. Policja zatrzymała 243 nietrzeźwych kierowców, 24 lutego było ich już 285. W sobotę 25 lutego u 329 kierowców stwierdzono niedopuszczalny poziom alkoholu w wydychanym powietrzu, natomiast w niedzielę 26 lutego takich delikwentów zatrzymano już w liczbie 382. Jedyne co ciśnie się na usta w takim momencie, to: Dramat!!!
Zresztą, niewiele potrzeba, by stać się jednym z takich zatrzymanych. Bo w większości przypadków osoby przyłapane na prowadzeniu samochodu po alkoholu to tzw. „wczorajsi kierowcy”, osoby, które dzień wcześniej sporo wypiły i nieświadome tego, że ciągle są pod wpływem alkoholu, siadają za kierownicę.
Problem pijanych kierowców dotyczy nie tylko Polski, ale i większości państw europejskich. Powszechnie uważa się, że to Polacy nie stronią od alkoholu i często „zaglądają do kieliszka”. Owszem, jest w tym sporo prawdy. Ale bardzo często opinie takie wysnuwane są przez przedstawicieli państw, które mają zdecydowanie większy problem z obywatelami przesadzającymi z alkoholem, w tym z takimi, którzy po znacznych ilościach alkoholu siadają „za kółko”.
W dużej mierze za sytuację na drogach odpowiada… sam ustawodawca. Zgodnie z obowiązującymi przepisami dopuszczalny, nieprzekraczalny poziom alkoholu we krwi polskiego kierowcy to 0.2 promila. W wielu krajach europejskich mocodawcy ustalili ten poziom na zdecydowanie wyższym pułapie. Przykładem niech tutaj będzie Brytyjskie Prawo o Ruchu Drogowym, które dopuszcza, by kierowca poruszający się po brytyjskich drogach miał we krwi nie więcej niż 0.8 promila alkoholu! Ta wartość, w odczuciu wielu przedstawicieli władz, jest wartością zdecydowanie za wysoką. Oznacza to mniej więcej tyle, że za kierownicę samochodu legalnie siadać mogą osoby, które wypiły dwa, a nawet trzy piwa lub kilka kieliszków wina (w zależności od organizmu).
Polski ustawodawca w tej materii jest o wiele bardziej restrykcyjny i w 1 dm3 wydychanego powietrza kierowcy dopuszcza co najwyżej 0.1 mg alkoholu (równowartość 0.2 promila alkoholu we krwi). W rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (Dz.U. z 2002 nr 147, poz. 1231, art. 46), Ustawy Prawo o ruchu drogowym (Dz.U. z 1997 nr 98, poz 602 z późniejszymi zmianami) oraz Kodeksu karnego (Dz.U. z 1997 nr 88, poz. 553 z późniejszymi zmianami Dz.U. z 2000 nr 48, poz. 548) kierowca „po spożyciu alkoholu” to taki, który w 1 dm3 wydychanego powietrza ma 0.1 – 0.25 mg alkoholu (0.2 – 0.5 promila alkoholu we krwi). O „stanie nietrzeźwości” w rozumieniu Ustawy można mówić wówczas, gdy stężenie alkoholu w 1 dm3 wydychanego powietrza przekracza 0.25 mg (ponad 0.5 promila alkoholu we krwi).
Jednak przyglądając się tym wszystkim wskaźnikom, normom i jednostkom jedyne co przychodzi mi na myśl, to „Po cóż tak sobie komplikować życie?”. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że alkohol i samochód zdecydowanie nie idą w parze. Skoro wszyscy mamy świadomość, że po alkoholu nie należy siadać „za kółko”, to po cóż wprowadzać normy, które dopuszczają takie zachowania, ale w niewielkim stopniu.
Toż 0.2 promila alkoholu we krwi to wartość śladowa, a jednak wykrywalna. Po cóż wmawiać polskiemu kierowcy, że może siadać za kierownicę auta, ale tylko wówczas, gdy w jego krwi jest nie więcej niż 0.2 promila alkoholu? Czy nie prostszym byłoby ustalenie limitów na poziomie… zero! Zero alkoholu we krwi, zero alkoholu w wydychanym powietrzu! Takie postawienie sprawy przed osobami kierującym się w życiu zasadą „A może się uda” odebrałoby im nadzieję, że „może się uda” i w moim mniemaniu, zmniejszyłoby liczbę nietrzeźwych kierowców na drogach.