Niechciany kociak - Ford Puma
Focus był dla Forda modelem, który wyznaczył nowe standardy stylistyki i prowadzenia się samochodów tej marki. Mało kto jednak pamięta, że zanim świat zaczął zachwycać się odważnym następcą Escorta, w sprzedaży pojawił się samochód jeszcze od Focusa ciekawszy.
Kotki dwa
W zeszłym tygodniu pisałem o tym, jak to Opel modelem Tigra próbował zdobyć serca i oszczędności młodych kierowców. Koncepcja była prosta – na bazie taniego i popularnego miejskiego autka (w tym wypadku Fiesty) zrobić budzące emocje, sportowe coupe. Idea całkiem ciekawa i nie pozbawiona logiki, ale, jak się okazało, niezbyt popularna. Jej zwolennikiem jednak nie był tylko Opel, ale również Ford, który Tigrę próbował poszczuć Pumą. Ale czy miała ona większe szanse na sukces, niż konkurentka?
Na zewnątrz drapieżna puma…
Sądzę, że można pokusić się o stwierdzenie, że małe coupe Forda wygląda nawet atrakcyjniej od tego, proponowanego przez Opla. Auto nie ma, co prawda, niezwykłej tylnej szyby, ale odgryza się wieloma drapieżnymi detalami. Weźmy choćby przednie światła – nie dość, że agresywnie nakreślone, to jeszcze „przydymione”. Równie ciekawie prezentuje się tył samochodu zakończony zawadiacko zadartym spojlerem i okrągłymi światłami zamkniętymi w łukowatym kloszu. Całość dopełnia linia boczna o kształcie kropli wody.
… w środku miejska Fiesta.
Tradycyjnie w tego typu autach wnętrze nie zachwyca. Nie inaczej było z Pumą – bazująca na Fieście, przejęła od niej deskę rozdzielczą. Jest zatem plastikowo… ale niekoniecznie brzydko. Design mógł się podobać, a przed monotonią chroniły wstawki z „aluminiowego” plastiku. Pewną namiastką sportowego ducha były też dobrze wyprofilowane fotele.
Zwinna i szybka
Puma nie tylko świetnie wyglądała, ale również dobrze się prowadziła. Auto nie załapało się jeszcze na rewolucję w projektowaniu samochodów przez Forda, ale można powiedzieć, że świetnie by do niej pasowało. Puma potrafiła dać sporo frajdy z jazdy i to pomimo niezbyt dużej mocy dostępnych silników. Na polskim rynku można było wybierać pomiędzy jednostką 1.4 l o mocy 90 KM lub 1.7 l rozwijającą 125 KM. Słabsza rozpędzała to małe coupe do 100 km/h w 11,9 s (a więc skierowana była do osób kupujących Pumę ze względu na jej wygląd), a mocniejsza w 9,2 s (co pozwalało już na w miarę dynamiczną jazdę).
Gatunek zagrożony
Patrząc na to, co napisałem powyżej, trudno znaleźć jakąś istotną wadę Pumy. Jedynym poważnym przewinieniem wydaje się być zatem tylko cena. Podstawowa wersja kosztowała w Polsce 55 tys. zł, nie oferując przy tym nazbyt bogatego wyposażenia. Poduszka powietrzna kierowcy, elektrycznie sterowane szyby oraz wspomaganie kierownicy były wszystkim, na co mogliśmy liczyć. Kto chciał zakosztować nieco lepszych osiągów i kupić wersję 1.7, musiał przygotować dodatkowe 10 tys. zł. Niełatwo podjąć taką decyzję, zwłaszcza jeśli za 53 500 zł można było kupić Focusa z 2-litrowym, 130-konnym silnikiem, który na dodatek był lepiej wyposażony.
Co poszło nie tak?
Ford Puma był małym, stylowym i sprawiającym dużo frajdy, coupe - dlaczego zatem odszedł w niepamięć? Produkowany był zaledwie 4 lata, co jest okresem bardzo krótkim, nawet jak na niezbyt popularny model. Podobnie jak w przypadku Opla Tigry, trudno jest powiedzieć dlaczego auto to nie odniosło sukcesu. Małe, stylowe coupe powinno mieć rzesze fanów, zwłaszcza na Zachodzie, gdzie spora cena nie działała tak zniechęcająco, jak u nas. Co więcej, Ford, w przeciwieństwie do Opla, starał się poprawić atrakcyjność swojego autka, choćby poprzez wersje specjalne (takie jak 155-konna, wykończona alcantarą Racing Puma). Może po prostu rynek na coupe klasy B jest mikroskopijny? A może jednak perspektywa kupna, zamiast „gołej” Pumy 1.7, kompletnie wyposażonego, 2-litrowego Focusa, była zbyt kusząca?