Nie tylko na "żółtym" ...
Jakie najczęstsze błędy popełniają kierowcy samochodów?
„Oops! I did it again” to słowa pochodzące z piosenki znanej na pewno wszystkim fanom, a obecnie nieco już zapomnianej Britney Spears. Okazuje się jednak, iż pod tym stwierdzeniem mogliby się podpisać praktycznie wszyscy użytkownicy samochodów, bo któż z nas nie przejechał po raz kolejny na palącym się już żółtym świetle, nie zajechał drogi kierującemu jednośladem, czy wreszcie nie wymusił pierwszeństwa na rondzie lub na przejściu dla pieszych? Pół biedy, gdy nie dochodzi przy tym do kolizji z innym użytkownikiem drogi, zawsze jednak warto pomyśleć przed wykonaniem ryzykownego manewru i popełnieniem kolejnego błędu.
Żółte nie znaczy „jedź!”
Jeżdżąc dużo i często mam okazję bacznie przyjrzeć się współużytkownikom dróg. Dla wielu z nich palące się już żółte światło na sygnalizatorze nie jest wcale sygnałem do zatrzymania się, ale do głębszego wdepnięcia na pedał gazu. Oczywiście nic złego się nie stanie, gdy takiemu delikwentowi uda się opuścić skrzyżowanie na „żółtym”. Znacznie gorzej może natomiast wyglądać sytuacja, gdy sygnalizator zmieni już swoją barwę na czerwoną, a na drodze przecinającej nasz tor ruchu znajdzie się równie „wyrywny” kierowca … O wypadek wtedy nietrudno. Oczywiście są również i takie sytuacje, kiedy można, a nawet trzeba przejechać na żółtym świetle. Gdy jesteśmy rozpędzeni i nie zdołamy się szybko zatrzymać, nie powinniśmy ostro hamować, ponieważ możemy spowodować kolizję poprzez najechanie na tył auta przez innego kierującego, który będzie zaskoczony naszą nagłą decyzją. Znacznie lepiej i przede wszystkim bezpiecznej jest wtedy jak najszybciej przejechać skrzyżowanie na „żółtym”. A swoją drogą warto byłoby pomyśleć o przeszczepieniu na polskie drogi rozwiązania stosowanego od lat w wielu krajach europejskich. Chodzi o specjalne sygnalizatory – w formie wygaszających się stopniowo zielonych diod lub cyfrowego zegara, które informują ile czasu zostało jeszcze do kolejnej zmiany świateł. Dzięki nim kierujący dojeżdżający do skrzyżowania wiedzą czy mają wytracać prędkość, czy też jeszcze przez nie spokojnie przejadą.
Rondo to (też) skrzyżowanie!
Wielu kierujących, w szczególności tych mało doświadczonych, obawia się jazdy po rondach tłumacząc to sobie trudnościami wynikającymi z ich przejechaniem. Wcale się im nie dziwię – sam pamiętam jak bardzo obawiałem się przejechać przez bardzo ruchliwe rondo w centrum Katowic, w kilka tygodni po zdobyciu prawa jazdy … Wszelkie obawy są jednak nieuzasadnione, ponieważ w myśli prawa o ruchu drogowym, ronda traktowane są jak wszystkie inne skrzyżowania i obowiązują na nich te same przepisy. Przed wjechaniem na rondo powinniśmy włączyć lewy kierunkowskaz kiedy chcemy objechać rondo, a następnie włączyć prawy przed wykonaniem manewru wyjechania z niego. Z kolei jeśli chcemy przejechać przez rondo na wprost, nie włączamy kierunkowskazów. Tyle przepisy, a jak to wygląda w życiu codziennym? Wielu kierujących nie stosuje się do znaków poziomych nakazujących kierunek ruchu, (zajmując np. niewłaściwy pas), nie ustępuje pierwszeństwa przejazdu, a także przejeżdża wyznaczone linie ciągłe. Uwaga! Zdarzają się nawet próby wjazdu na rondo pod prąd (!) Wielu niecierpliwych kierowców nie toleruje na drodze nowicjuszy. Odnosi się to również do rond: zbyt ostrożny posiadacz czterech kółek jest często poganiany przez innych sygnałem dźwiękowym. W efekcie spina się on jeszcze bardziej, robiąc przy tym więcej błędów. Bądźmy zatem bardziej wyrozumiali – każdy z nas zdobywał przeciez kiedyś swoje Alamo … przepraszam: rondo. A tak na marginesie, dobrym rozwiązaniem, obecnie często stosowanym przy budowie nowych rond, jest wyznaczanie osobnego pasa ruchu dla pojazdów skręcających w prawo. Dzięki niemu nie trzeba włączać się do ruchu okrężnego, a samo rondo da się objechać bokiem.
„Motocykle są wszędzie” …
Plakietki z takim hasłem można zobaczyć na tylnych częściach nadwozi wielu samochodów jeżdżących po naszych drogach. O co chodzi? Twórcy tego sloganu chcą uzmysłowić posiadaczom czterech kółek, iż nie są oni jedynymi uczestnikami ruchu i powinni zwracać baczną uwagę na poruszających się jednośladami. A jak jest w rzeczywistości? Dla większości kierujących samochodami ci ostatni są prawdziwym utrapieniem: przepychają się pomiędzy pojazdami, zmieniają pasy ruchu bez kierunkowskazów, wyprzedzają na ciągłej, itd. Tymczasem my, zostawiający na jezdni dwa ślady, wcale nie jesteśmy lepsi. Wielu z nas ciągle nie przyjmuje do wiadomości, iż po polskich drogach nie jeżdzą wyłącznie szybkie motocykle i choppery, ale przede wszystkim popularne skutery, różnego rodzaju motorowery, czy wreszcie rowery. Tymi ostatnimi zaś kierują przeważnie młodzi ludzie, często dojeżdżający nimi do szkół. Czy potrafimy ich dostrzec na drodze? Nie zawsze, często nie widzimy ich w ogóle, co powoduje opłakane skutki. Przykład z ostatnich dni: jedna z głównych arterii Warszawy, kierujący Volkswagenem zmienia pas ruchu ze skrajnego prawego na środkowy, bez zasygnalizowania swojego zamiaru. Na skutek zajechania pasa ruchu prawidłowo poruszającemu się skuterowi, ten ostatni najeżdża na tył wspomnianego auta, a kierujący koziołkuje na jezdni doznając przy tym licznych obrażeń. Przykład kolejny z moich rodzinnych Katowic: kierowca Seata Ibizy skręcając w prawo w boczną uliczkę nie zauważa rowerzysty poruszającego się jak najbardziej prawidłowo wyznaczoną dla niego drogą rowerową. Skutek? Jednoślad „zatrzymuje” się na przednich drzwiach od strony pasażera, a nieszczęsny rowerzysta na masce hiszpańskiego auta … Patrzmy zatem w lusterka zewnętrzne i dostrzegajmy na drodze naszych zmotoryzowanych „braci mniejszych”, którzy również mają do niej pełne prawa.
… a piesi na "pasach"
I na koniec jedno z najgroźniejszych przewinień przytrafiających się wielu kierujących samochodami (i nie tylko) przy przejeżdżaniu przez przejścia dla pieszych. Wszyscy wprawdzie wiedzą, iż „na pasach” to właśnie niezmotoryzowany ma absolutne pierwszeństwo i łamanie tego przepisu może z jednej strony narazić nas na mandat i punkty karne, z drugiej natomiast doprowadzić o nieszczęśliwego w swoich skutkach wypadku, jednak codzienne sytuacje drogowe pokazują coś zgoła odmiennego. Ileż to razy zdarza się, iż pieszy na oznakowanym przejściu czuje się jak na przysłowiowym polu minowym, nie wiedząc do końca czy jego marsz na drugą stronę ulicy zostanie zauważony przez wszystkich kierujących. Problem ten dotyczy szczególnie ulic dużych miast, na których wyznaczono kilka pasów ruchu i często wygląda tak, iż kierowca samochodu jadącego skrajnie prawym pasem jezdni zatrzymuje się aby przepuścić pieszego, a poruszający się lewym lub środkowym już nie. Stwarza to ogromne niebezpieczeństwo potrącenia przechodnia, zwiększające się wprost proporcjonalnie do szybkości i sprawności poruszania się tego ostatniego. Dlatego też zbliżając się do „pasów” zachowajmy szczególną ostrożność, pozwalając również niezmotoryzowanym na skorzystanie z jezdni … i vice versa! W tym ostatnim stwierdzeniu zawiera się apel do pieszych, również o zachowanie ostrożności przed wejściem na jezdnię. Nagłe wtargnięcie nie wyegzekwuje na pewno należnego pierwszeństwa, a może zakończyć się bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z rozpędzoną bryłą metalu, po którym nie będą już obowiązywały przepisy rządzące ruchem drogowym na tym świecie …