Nie lubisz aut elektrycznych? Zamień jeszcze smartfona na telegraf
Kiedyś Tesla i Edison, dziś Musk konta reszta świata.
Dziś trochę luźniejsza forma, ale wciąż na poważnie. Temat EV jest mi z każdym dniem coraz bliższy i nie ma co się temu dziwić. Codziennie piszę o motoryzacji, a ta ciągle puchnie od nowych modeli zasilanych energią elektryczną. Taki stan rzeczy pchnął mnie w kierunku rozważań o firmie Elona Muska – Tesli. Mercedes dumnie ogłosił, że do gamy wprowadzi EQS, czyli S-klasę zasilaną tylko prądem, Audi niedawno przekazało, że ich e-tron zrobił 1600 kilometrów w dobę po 10 krajach Europy. Koncerny takie jak VAG czy Daimler mają tak abstrakcyjnie duże środki i teoretycznie najlepszych inżynierów na świecie, a jedyne co potrafią to skopiować produkt, który stworzył ekscentryczny miliarder z grupą specjalistów zebranych na politechnice? Trochę słabo.
Cała ta sytuacja przypomina mi historię Thomasa Edisona i Nikola Tesli. Z czego duże koncerny to właśnie Edison, chcące być najlepsze i bogate, a Elon Musk ze swoją marką reprezentuje filozofię Nikola Tesli — jest w swoim fachu faktycznie najlepszy, a pieniądze grają drugie skrzypce. Firma Tesla jeszcze długo nie będzie zagrożona, ponieważ poziomem rozwoju jest spokojnie kilka lat przed resztą peletonu. Podczas gdy Daimler dopracowuje platformę pod EQS, która zdoła pomieścić baterie o pojemności 100 kWh, Tesla już musi się martwić o to, jak nienadające się do zasilania auta baterie o tej samej pojemności zastosować w innych gałęziach przemysłu. A i to nie jest do końca prawdą, bo ten problem został też rozwiązany, a firma oferuje magazyny energii dla domów i przedsiębiorstw.
Elon Musk vs. reszta świata
Rzecz w tym, że Muskowi chodzi o rozwiązanie problemów. Jest to człowiek, który jest ideologicznie niebywale podobny do Nikola Tesli. Różnica jest taka, że Tesla żył w czasach, gdzie było dużo problemów do rozwiązania — teoretycznie łatwiejszych niż dzisiejsze, ale znacznie istotniejszych dla komfortu życia. No i dziś łatwiej być przedsiębiorcą i miliarderem. To, do czego zmierzam, to różnica w postrzeganiu motoryzacji i choć wielu może zaraz krzyczeć: „Łooo Panie, jak to prąd, jak to autonomiczne wozy. Dej no V8 i bajurę za 2 zł”.
Prawda jest jednak taka, że najwięcej problemów generuje człowiek powodujący wypadki, niszczący surowce i ekosystem — czyli w zasadzie każdy z nas.
Bądźmy jednak szczerzy — jak już jesteś człowiekiem, który mówi, że motoryzacja się kończy, to usiądź choć raz za kierownicą takiej Tesli i spróbuj być lepszy dla świata. Przy okazji zrozumiesz, że to wcale nie jest nudny wóz.
Jeżeli końcem dobrej motoryzacji ma być osiąganie większej wydajności, lepszej optymalizacji, a przy okazji bycia, choć odrobinę lepszym dla otaczającego nas świata, to ja poproszę same takie „końce”.
Kochamy silniki spalinowe, bo mają charakter, ale naturalną ścieżką rozwoju jest przejście na elektryki. Dziś, jak chcesz włączyć muzykę, to odpalasz serwis streamingowy i korzystasz z technologii, gdzie tylko chcesz. Noszenie ze sobą płyt winylowych nie jest dobre. I tak jak my dziś postrzegamy właśnie „wosk” (określenie płyty winylowej), tak za jakiś czas będziemy myśleć o autach spalinowych. One wciąż pozostaną dla tych, co chcą — jako ciekawostka, ale po co używać czegoś, co jest obiektywnie gorsze?
Wracając jednak do pana Elona Muska — potrzebujemy takich ludzi jak ryba wody. Ludzie jego pokroju zmieniają rzeczywistość, może nie samodzielnie, ale są zapalnikiem. Sukces samochodów Tesla pokazał, że EV to przyszłość i to właśnie dzięki tej marce nagle wszystkie koncerny propagują napęd elektryczny jako przyszłość. Nie twierdzę, że Mercedes czy Porsche nie stworzyłoby nigdy auta elektrycznego. Tak samo, głupie jest myślenie, że w biurach projektowych i fabrykach pracują sami skąpi inżynierowie. Jest to bzdura, ale w całej hierarchii ogromnych koncernów na końcu stoi ktoś, kto może powiedzieć: „nie, to nie przejdzie”, bo najczęściej są to ludzie ograniczeni i konserwatywni. Musk robi po swojemu — ryzykuje, przewiduje, a jest geniuszem, więc działa nieszablonowo. I to właśnie jemu i jego ekipie należy dziękować za rozwój EV.
Może zadbaj o lepsze jutro?
Usłyszałem kiedyś bardzo ładne zdanie, zdaje się, że odnosiło się do środowiska artystycznego, ale wzorowo pasuje tutaj – „Pieniądze muszą się zgadzać, ale muszą też zostać z tyłu, bo jak postawisz je przed oczami, to zasłonisz sobie rzeczywisty obraz sprawy i twórczości”. No właśnie – „trzepanie pengi” to nie jest sposób na lepsze jutro. Wytworzyliśmy wartość umowną, o którą wszyscy się zabijają, niszcząc przy okazji surowce i wartości, których odbudować się nie da.
Oczywiście pojawią się głosy, że wyprodukowanie „elektryka” i baterii do niego wcale nie jest bardziej ekologiczne od użytkowania auta spalinowego, a surowce tracimy niezależnie od tego, czy produkowane auto jest elektryczne czy spalinowe. Co do pierwszego zarzutu, polecam dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, a nie powielać stereotypy powstałe 10 lat temu, gdy EV raczkowało. A w kwestii wykorzystywania surowców — fakt, jestem tego przeciwnikiem, ale akurat to jest walka, którą już przegraliśmy. To się tyczy wszystkich gałęzi przemysłu. Próby rozwiązania braku surowców pojawią się wtedy, gdy ich realnie zabraknie.
Jest jednak promyk nadziei — my jako cywilizacja zawsze sobie radziliśmy, ludzkość wiele przeżyła. Istnieje więc szansa, że jak na Ziemi zabraknie nam czegoś ważnego, to przyjdzie ktoś pokroju Tesli czy Muska i rozwiąże ten problem.