Need for Speed: Rivals - recenzja
Need for Speed: Rivals powraca do tematyki eksploatowanej ostatnio w Hot Pursuit: zabawy w policjantów i piratów drogowych. To od nas zależy czy wcielimy się w oficera drogówki wyposażonego w nowoczesne radiowozy czy maniaka szaleńczych wyścigów.
Zapowiedź rozgrywki brzmi zachęcająco, ale pierwsze chwile z Need for Speed: Rivals nie nastrajają pozytywnie – film wprowadzający jest wręcz odpychający. Wszystko za sprawą miałkich tekstów narratora. Później przystępujemy do pierwszych kilkunastu minut jazdy, która jest swoistym samouczkiem. Twórcy starają się wyjaśnić dosłownie wszystko, więc wprowadzenie ciągnie się i ciągnie, mimo że doskonale wiemy, że powinniśmy wygrywać wyścigi lub unieszkodliwiać uczestników nielegalnych zmagań. Pierwsze pół godziny może zniechęcić. Później jest lepiej.
Zabawę zaczynamy od deklaracji: stajemy po stronie prawa lub wcielamy się w ulicznego banitę. Między karierami możemy się łatwo przełączać, więc nie jesteśmy skazani na ściganie się tylko po jednej stronie. Tym bardziej, że zabawa jest dość gruntownie odmieniona w obu ścieżkach rozwoju. Jak łatwo się domyślić, priorytetem policjanta jest zatrzymanie uczestników wyścigu. Robimy to tradycyjne – taranując posiadaczy supersamochodów. Po kilku uderzeniach samochody są unieruchamiane, a my pędzimy do kolejnego pirata drogowego. Z czasem możemy korzystać z dodatków takich jak impuls elektromagnetyczny czy wsparcie z powietrza. Jako policjant mamy również do wykonania zadania czasowe. Wcielając się w pirata drogowego korzystamy z gadżetów, które wykorzystuje policja – pola elektrostatycznego, impulsu elektromagnetycznego czy min ogłuszających.
Bogactwo gadżetów, których można użyć podczas jazdy, pasuje do modelu jazdy, który jest czysto zręcznościowy. O ile nie mam nic do gier z lekkim, łatwym i przyjemnym sposobie prowadzenia samochodów, o tyle w Need for Speed: Rivals trochę mi to przeszkadza. Samochody na zakrętach zachowują się skrajnie nienaturalnie, przez co nie czuć frajdy z jazdy supersamochodem prestiżowej marki. Wiadomo, to gra, ale pokonując kilometry w Forza Motorsport czy Gran Turismo jest jakaś więź z wirtualnym samochodem. Tutaj jej nie ma, bo i auto w NFS nie zachowuje się jak samochód. Bliżej mu do gokarta. Seria NFS nie miała nigdy charakteru symulacyjnego, ale z rozrzewnieniem wspominam NFS: Porsche, które posiadało idealnie zbalansowany model jazdy. Need for Speed: Rivals bliżej Burnout Paradise niż kultowej już grze z Porsche w tytule.
W zasadzie model jazdy oraz sama rozgrywka to miks najnowszego NFS: Most Wanted oraz NFS: Hot Pursuit. Według mnie, wielu chciałoby nieco bardziej złożonego modelu jazdy. Oczywiście, oczekiwanie symulacyjnego charakteru w grze o pościgach byłoby nielogiczne, ale wydaje się, że w przypadku Rivals producenci poszli o krok za daleko i samochody prowadzą się zbyt sztucznie, szczególnie w zakrętach. Jestem jednak przekonany, że wielu graczom taki model jazdy będzie odpowiadał.
Kolejne zgrzyty pojawiają się w momencie, gdy dostrzeżemy, że gra nieco oszukuje. Gdy nam nie idzie – kierowcy zwalniają. Jeśli jesteśmy na pozycji lidera, sztuczna inteligencja przyspiesza starając się zachować adrenalinę do końca. Dzięki temu ciągle coś się dzieje, nigdy nie jesteśmy na przegranej pozycji, ale duch rywalizacji jest nadszarpnięty.
Środowisko gry to Redview County, czyli malownicze hrabstwo pełne płaskich jak stół dróg, po których można osiągać prędkości rzędu 300 km/h. Na terenie całego okręgu, wzorem ostatniego Most Wanted, rozlokowano fotoradary. Na szczęście, zamiast mandatów, dostajemy Speed Points –wirtualną walutę w grach z serii. Nawiązaniem do ubiegłorocznej gry są licznie wyskocznie oraz przydrożne stacje naprawy pojazdów, które starsi gracze dobrze znają również z serii Burnout.
O ile Need for Speed: Rivals w trybie dla pojedynczego gracza może nudzić, o tyle jako gra sieciowa, daje więcej frajdy. Twórcy postawili na społeczność: co owocuje łatwością wejścia w interakcję z innymi użytkownikami: możemy mierzyć się w pojedynkach czasowych, a także brać udział w bezpośrednich zmaganiach. Po trasach Redview County jeżdżą gracze, których można zaczepić i rozpocząć współzawodnictwo. Tym razem postawiono na totalną integrację multiplayera z singlem – nie musimy co prawda uczestniczyć w rozgrywkach sieciowych, ale w naszym środowisku gry znajdziemy osoby pędzące na złamanie karku. Jeśli zechcemy – możemy z nimi spędzać czas (ściągając się lub biorąc udział w pościgach). Jeśli nie – pozostają statystami, a my skupiamy się na tradycyjnej karierze dla pojedynczego gracza. Dobre rozwiązanie, które wpisuje się w trend tworzenia gier łączących tryb wieloosobowy z tradycyjną kampanią dla samotnika.
Ferrari powraca!
Po 7 latach do serii Need for Speed wraca jedna z najbardziej kultowych marek samochodów – Ferrari. Z tego względu producent przygotował 6 modeli z koniem na masce. W garażu pirata drogowego możemy mieć Ferrari Enzo, F12, Forda GT czy McLarena MP4-12C Spider. Nie brakło również kilku modeli Porsche (911 Turbo, Carrera GT), Audi R8, BMW M3 GTS, Lamborghini Aventador LP 700-4, Bugatti Veyron 16.4 Super Sport czy Pagani Huayra. Słowem: standardowy kanon superaut z serii NFS, do którego dołączono wytwory z Maranello. Nowością jest za to Lamborghini Veneno czy nowe Corvette.
Wcielając się w stróża prawa otrzymujemy nowe samochody za wykonywanie kolejnych zadań: zaczynamy z Mercedesem C63 AMG Coupe Black Series i Chargerem SRT8. Później jest tylko ciekawiej: bardzo szybko otrzymujemy dostęp do supersamochodów, kończąc na Hennessey Venom GT. Analogicznie sytuacja wygląda w przypadku kariery pirata drogowego, uczestniczącego w pierwszych wyścigach w Caymanie S, by później przesiąść się do wspomnianych powyżej samochodów.
Need for Speed: Rivals bazuje na doskonałym silniku graficznym – Frostbite 3. Każdy kto widział w akcji Battlefield 4 wie, co potrafi technologia studia DICE. Twórcy nowego NFS-a mieli doskonałą szansę na stworzenie świetnej oprawy audiowizualnej. I tak rzeczywiście jest – gra wygląda bardzo ładnie zarówno jeśli chodzi o odwzorowanie modeli samochodów, jak i obszar gry, który jest całkiem spory. Środowisko jest szczegółowe, większość elementów otoczenia można widowiskowo roztrzaskać. Kraksy i wypadki wypadają już nieco gorzej – winny jest przeciętny model zniszczeń pojazdów. Nie ma co ukrywać – to nie symulator, więc wizualizacja wypadków jest umowna.
Szkoda, że użytkownicy komputerów PC zostali potraktowaniu jak konsolowcy – ograniczono im liczbę klatek do 30. Oczywiście, gra jest płynna, jednak jeśli ktoś ma sprzęt umożliwiający na utrzymanie 60 klatek, dlaczego nie jest to możliwe? Przecież bardziej wprawne oko znajdzie różnice. Niestety, w ramach uniformizacji sprzętowej, nie jest to możliwe.
Need for Speed: Rivals nie zawodzi jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, listę licencjonowanych samochodów czy świat gry. Dla wielu okaże się świetna, jednak doświadczeni gracze mogą mieć już dość – to kolejna gra z serii, która niewiele wnosi do cyklu. Ocenę u osób lubiących pojedynki sieciowe może podnieść ciekawie zaprojektowany model wieloosobowy. Ci, którzy nie mają ochoty na wyścigi i pościgi z żywym przeciwnikiem, dostają dość wtórną grę. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku Electronic Arts postawi na coś nowego: może nowy Shift? Albo powrót do Undergrounda?