Napęd elektryczny powoli zyskuje na popularności
Doniesienia o samochodach elektrycznych coraz częściej pojawiają się w mediach. Widok auta bezszelestnie pędzącego po ulicy wciąż jednak należy do rzadkości. Nie tylko w Polsce.
Organizatorzy tegorocznej edycji Shell Eco-Marathon przygotowali dla mieszkańców Rotterdamu nie lada niespodziankę. Osoby, które przybyły na teren ekologicznego wyścigu oraz dysponowały prawem jazdy, mogły przekonać się, że samochody z napędem elektrycznym przyśpieszają, hamują i skręcają dokładnie tak, jak ich konwencjonalne odpowiedniki.
Zainteresowani mieli do dyspozycji BMW ActiveE (170 KM, 250 Nm), Citroena C-Zero (64 KM, 180 Nm), Nissana Leaf (109 KM, 280 Nm), Mitsubishi i-MiEV (64 KM, 180 Nm), Opla Amperę (150 KM, 370 Nm; po rozładowaniu akumulatorów prąd jest generowany przez silnik spalinowy), Renault Fluence Z.E. (95 KM, 226 Nm) oraz Volvo C30 DRIVe Electric (112 KM, 240 Nm).
Liczba osób zainteresowanych poprowadzeniem „elektryków” była duża, a kierowcy opuszczali samochody z uśmiechem na ustach. Trudno się dziwić. Mieli szanse, by na własnej skórze przekonać się, że wyposażenie samochodu w silnik elektryczny nie musi wiązać się z kompromisami w kwestii komfortu oraz osiągów.
Mimo że samochody prezentowane podczas Shell Eco-Marathon pokonywały tylko niewielkie odległości na placu, obsługa dbała, by przy każdej okazji ich baterie były podłączone do źródła prądu. Wszystko więc wskazuje, że do czasu wynalezienia nowej ogniw nowej generacji samochody z napędem całkowicie elektrycznym pozostaną zdatne wyłącznie do jazdy po mieście.
Wciąż nierozwiązana pozostaje również kwestia koszmarnie wysokich cen samochodów zasilanych prądem. Przychodzi za nie zapłacić kilkukrotnie więcej niż za ich konwencjonalne odmiany. Co prawda późniejsza eksploatacja jest tania, a niektóre kraje przewidują ulgi podatkowe i dotacje, jednak nawet w takim przypadku wymierne oszczędności nie przyjdą szybko.