Mika Hakkinen — „Fruwający Fin”
Niewielu jest kierowców wyścigowych z prawdziwą żyłką zwycięzcy. Szybkich jest całe mnóstwo, ale bardzo szybkich — znacznie mniej.
Na temat Miki Hakkinena zawsze mówiono, że takiego talentu do ścigania nie miał nikt. Nikt, poza największymi — Fangio, Stewartem, Senną... Podobno nawet Michael Schumacher nie był tak uzdolniony jak „Fruwający Fin”. Co z tego — powiemy, skoro kariera Miki przebiegała tak dziwnie? Był na szczycie Formuły 1, a potem słuch szybko po nim zaginął. Dlaczego? Bo Fin zawsze chodził własnymi drogami.
Pewny siebie
Do rangi anegdoty urosła historia z pierwszej jazdy Miki w bolidzie F1. Na torze Silverstone Hakkinen spisał się bardzo dobrze, ale po zakończonych testach podszedł do mechaników i obwieścił im, że „coś jest nie tak z tym samochodem”. Przemądrzały nowicjusz — tego jeszcze nie było Formule 1. Tak, czy inaczej mechanicy sprawdzili auto i... znaleźli awarię.
Gdy na początku lat 90. Hakkinen dostał się do zespołu Lotusa, naiwnie wierzył, że wyciągnie swój team z kryzysu. Choć trafił do niego prosto z Formuły 3, zadziwił wszystkich szybką aklimatyzacją w nowym otoczeniu. Gdy stanął na starcie pierwszego Grand Prix, liczył, że stać go na walkę o zwycięstwo.
— Myślałem, że wygram. Naprawdę. Samochód był dobrze przygotowany, ja czułem się świetnie. Jechałem bardzo szybko, najszybciej jak tylko mogłem, ale do mety przyjechałem dopiero trzynasty. Uświadomiłem sobie, że Formuła 1 jest znacznie bardziej skomplikowana, niż mogło mi się wydawać. Zdałem sobie sprawę, że umiejętności kierowcy stanowią tylko trzydzieści procent sukcesu. Reszta to odpowiedni samochód, silnik, opony i mnóstwo innych niezależnych ode mnie elementów. Jest jeszcze jedno — pieniądze — opowiada Fin.
Ambitny
Po opuszczeniu Lotusa, w 1992 roku Mika trafił do McLarena. Stanowisko kierowcy testowego nie zaspokajało jego ambicji. Liderem zespołu był legendarny Ayrton Senna, „numerem dwa” — Michael Andretti. „ Powtarzałem sobie: jestem lepszy od Andrettiego. Muszę go pokonać” wspomina.
Andretti nie zagrzał miejsca w McLarenie. Jego naturalnym następcą musiał być Hakkinen. W swoim pierwszym wyścigu kwalifikacyjnym zwrócił na siebie uwagę całego świata F1, gdy na torze Estoril pokonał samego Ayrtona Sennę. „Sam byłem zdziwiony” — przyznaje Mika.
Zwycięzca
Gdy w 1998 roku Fin po raz pierwszy usiadł za kierownicą nowego bolidu McLarena, czuł, że nadchodzi jego czas. Na konferencjach prasowych powtarzał, że w tym sezonie zdobędzie mistrzostwo świata. Mało kto traktował te słowa poważnie. Do czasu. Po wyścigu w Melbourne, który okazał się bezapelacyjnym zwycięstwem „srebrnych strzał”, zapewnienia Miki nabrały realnych kształtów. Po drugim zwycięstwie w Brazylii, Hakkinen zaczął przyjmować pierwsze mistrzowskie gratulacje. Kilka miesięcy później, po raz pierwszy w karierze zdobył koronę F1.
Drugi tytuł z rzędu w sezonie 1999 wydawał się formalnością. Ferrari nie dość, że nie pozbierało się po zeszłorocznej klęsce, to jeszcze straciło kontuzjowanego Michaela Schumachera. Gdy rozpoczęło się koronowanie Hakkinena, ten zaczął popełniać błędy. Porażki na torach w Spa i Monzy postawiły jego mistrzostwo pod znakiem zapytania. Ostatecznie Mika wygrał walkę ze swoimi słabościami i w decydującym Grand Prix Japonii udowodnił, że to jemu należy się prymat w Formule 1.
Zdeterminowany
Po ciężkim wypadku w 1995 roku w Adelajdzie, wróżono mu koniec kariery. A, gdy okazało się, że obrażenia nie są poważne, zaczęto powątpiewać, czy jeśli wróci na tor, będzie w stanie jeździć równie szybko, jak do tej pory. Wielu kierowców po takim przeżyciu nigdy nie wygrało walki z lękiem, który powstrzymywał ich przed próbą podjęcia ryzyka na torze.
Mika zapomniał o strachu i po żmudnej rehabilitacji znów usiadł za kierownicą swojego bolidu. Początki nie były łatwe, w Melbourne Hakkinen nie przypominał kierowcy, który wygrywał z Senną. Niezwykły upór i determinacja sprawiły jednak, że Fin znów wspiął się na wyżyny. Po wygranej w Jerez zaskoczył dziennikarzy słowami: „Myślę, że teraz mogę spokojnie zakończyć karierę. Wygrałem wyścig, zdobyłem pole position, miałem najszybsze okrążenie. Czego jeszcze mogę chcieć? ”. Gdy jeden z dziennikarzy przypomniał mu, że jest jeszcze jeden drobny szczegół — mistrzostwo świata, odparł z uśmiechem: „No tak, wiedziałem, że o czymś zapomniałem”.
Dziwak
W 1987 roku Mika dostał się na testy podczas dni Marlboro na torze Donnington. Fin nie był już anonimowym kierowcą — nieźle radził sobie Formule Ford i kartingu. Gorącym orędownikiem jego talentu był Kari Sohlberg, szef fińskiej federacji samochodowej i przyjaciel rodziny Hakkinenów. Sohlberg wspominał po latach, że w parze z umiejętnościami nie szła jednak osobista prezencja. 18-letni Hakkinen poruszał się rozklekotanym busem z przyczepą na samochód wyścigowy i miejscem do jedzenia. „Był strasznie chudym chłopakiem z długimi, brudnymi blond włosami, które nie pachniały zbyt ładnie” — dodawał Sohlberg.
Gdy Sohlberg ulokował go Donnington Thistle, kazał mu się wykąpać i coś zjeść, po wszystkim Mika stwierdził, że „czuje się jak w niebie”. Podczas testów znów zostawił w tyle swoich rywali. Jego wyczyny zadziwiły nawet samego Jamesa Hunta, ówczesnego doradcę Marlboro.
Rok później Mika leciał na spotkanie z szefami Dragon Motorsport, którzy zapewniali mu miejsce w zespole Vauxhall Lotus. „Mika bardzo słabo znał angielski, dlatego ludzie z Marlboro prosili mnie o wystąpienie w roli tłumacza — opowiada Sohlberg. — Powiedziałem mu, że jeśli czegokolwiek nie rozumie, niech na miłość boską nie udaje, że tak nie jest! On miał naprawdę blade pojęcie o tym, co działo się poza jego maleńkim światem w Finlandii.”
Zemsta najlepsza na zimno
W 1990 roku, Hakkinen był bliski zwycięstwa w prestiżowym w Formule 3 Grand Prix w Macau. Wystarczyło tylko dojechać do mety. Jego najgroźniejszym rywalem był wtedy... Michael Schumacher. Na dwie sekundy przed końcem wyścigu Fin zdecydował się go wyprzedzić. Zamiast tego, uderzył w tył jego bolidu. Na najwyższym stopniu podium stanął Schumacher. Lekkomyślność kosztowała Hakkinena bardzo wiele.
— Tak, wiem. Miałem jedynie ukończyć wyścig. Plan był prosty, ale Michael popełnił błąd wyjeżdżając z zakrętu i mogłem go z łatwością minąć. Wszystko było w porządku, dopóki on nie zamknął mi drogi przed strefą hamowania. Po zderzeniu wypadłem z wyścigu. Po wszystkim powiedział mi, że jest mu przykro, bo nie widział mnie w lusterkach. Powiedziałem: ok i zapomniałem o sprawie. Kilka dni później zobaczyłem wywiad z Schumacherem na Eurosporcie przeprowadzony tuż po zakończeniu wyścigu. Powiedział, że widział mnie w lusterkach i specjalnie mnie przyblokował. Zawsze będę to pamiętał — powiedział rok po tamtym wydarzeniu. Osiem lat później Mika po mistrzowsku zrewanżował się Niemcowi.
Lojalny
Ron Dennis, szef McLarena zawsze cenił Hakkinena za przywiązanie do zespołu. A Mika nigdy nie narzekał, nigdy się nie poddawał. Dennis wierzył, że ktoś, kto pokonał wielkiego Ayrtona Sennę musi być wyjątkowy. Gdy Fin kończył karierę będąc na szczycie, mało kto wierzył, że jego decyzja jest ostateczna.
Związek z McLarenem Fin traktował niczym małżeństwo. Dlatego, nawet kilka lat po jego odejściu z Formuły 1, wiadomo, że jeśli kiedykolwiek powróci na tor, to tylko za kierownicą „srebrnej strzały”.