Mandaty - bywa, że można ich uniknąć
Mandaty i karanie kierowców grzywnami służą poprawie bezpieczeństwa na drogach. Tak przynajmniej jest w teorii. Rzeczywistość niestety okazuje się być zgoła odmienna. To zdumiewające w jaki sposób Ministerstwo Finansów podchodzi do kwestii mandatów i karania kierowców za wykroczenia drogowe - prognozy Ministra Finansów i jego sztabu zakładają, że wpływy do budżetu państwa z tytułu mandatów w 2012 roku przekroczą 1 mld PLN. To aż o 100% więcej, niż w roku 2010! Jednak dane za pierwsze trzy miesiące 2012 roku zdecydowanie popsuły humor Ministrowi Rostowskiemu - "tylko" 4.4 mln udało się wyciągnąć z kieszeni kierowców! To zaledwie 1.4% prognozowanej kwoty!
Nowe, skuteczniejsze i bardziej precyzyjne fotoradary mają „pstrykać” niesłychanie przejrzyste i dokładne zdjęcia. Wyższe stawki za wykroczenia drogowe (nowy taryfikator) i skuteczniejsze ściganie kierowców łamiących przepisy drogowe w teorii powinny przyczynić się do podniesienia poziomu bezpieczeństwa na drogach. Gdyby tak w istocie było, to i owszem, warto w taki sposób dyscyplinować kierowców. Jednak statystyki drogowe nie kłamią i wyższe kary nakładane na kierowców wcale nie podnoszą poziomu bezpieczeństwa na drogach. Co najwyżej napychają Kasę Państwa – czy o to w tym chodzi?
W moim mniemaniu kluczem do jakichkolwiek zmian zawsze jest edukacja. Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja! Tylko w taki sposób można zmienić istniejące nawyki kierowców i „zmusić” ich do rozsądniejszego stylu jazdy. Bo niestety prawda jest taka, że kierowcy nie zdający sobie sprawy z zagrożeń szybkiej i niebezpiecznej jazdy nigdy nie zwolnią. Dopóki ktoś nie uświadomi im, iż taki styl jazdy może się dla nich skończyć tragicznie, dopóty nawet najwyższe mandaty nie wyrobią w nich nawyku przestrzegania przepisów.
Gdyby mandaty miały być remedium na bolączki polskich kierowców (kiepska jakość dróg, złe oznakowanie, duże natężenie ruchu, wysoka wypadkowość), wówczas z pewnością warto karać kierowców łamiących przepisy. Przynajmniej wpływy z ich wykroczeń wpływałyby ma poprawę warunków podróżowania pozostałych kierowców. Jednak jednoznaczne przyznanie, że wpływy z mandatów stanowią bardzo istotną część zakładanego Budżetu Państwa, jest znakiem, że tu nie chodzi o kierowców i ich bezpieczeństwo, tylko o „kasę”. „Kasę” kierowców. W takim przypadku warto podpowiedzieć kierowcom co mogą zrobić, by uniknąć mandatu. A jak się okazuje, jest na to kilka sposobów.
Pierwszy, bez wątpienia najskuteczniejszy, to jeździć zgodnie z przepisami. Zwalniać w miejscach ograniczeń, nie przekraczać dozwolonej prędkości. Jadąc 130 km/h na zwykłej drodze międzymiastowej narażamy siebie i innych uczestników ruchu na niebezpieczeństwo. W przypadku takich kierowców kary powinny być wysokie i skrupulatnie egzekwowane. Jednak bardzo często ograniczenia prędkości ustawiane są w tak absurdalnych miejscach, że niektórzy kierowcy nie spodziewają się ich tam, np.; bezpieczna trzypasmowa obwodnica miasta i ograniczenia do 50 km/h! Wówczas o mandat nie trudno. Albo koniec autostrady i ograniczenie do 40 km/h. A za słupkami niewidoczny policjant z radarem w ręku. W tak bezczelnym przypadku polowania na Nasze pomyłki, przeoczenia, powinno się zrobić wszystko, by nie zapłacić mandatu. Dlaczego? Bo ktoś potraktował nas bardzo brutalnie i dlaczego my mamy pokornie godzić się z takim traktowaniem?
Gdy fotoradar lub policjant „przyłapie” nas na przekroczeniu prędkości, zwykle mamy dwa wyjścia: pokornie przyjąć mandat wraz z punktami karnymi i zapłacić go w ciągu 7 dni od daty otrzymania, lub zakwestionować poprawność działania urządzenia. W przypadku zdjęć z fotoradarów mamy także możliwość zaprzeczenia, że to my kierowaliśmy wówczas pojazdem lub zakwestionować poprawność wskazań urządzenia (szczególnie gdy na zdjęciu oprócz naszego auta widnieje także inne). Gdy i to zawiedzie, warto sprawdzić datę ważności legalizacji fotoradaru lub radaru (policjant powinien mieć takowy dokument przy sobie). Gdy urządzenie nie ma ważnej legalizacja, wówczas bardzo łatwo zakwestionować poprawność pomiaru. Stąd prosta droga do uniknięcia mandatu.
Prawdę mówiąc zwykle jestem przeciwnikiem wszelkich działań mających na celu uniknięcie odpowiedzialności za popełnione czyny. W przypadku kierowców nagminnie i celowo przekraczających dozwoloną prędkość nie powinno być litości – stanowią zagrożenie dla pozostałych uczestników ruchu i powinno się robić wszystko, by ich surowo ukarać. Jednak mandaty w moim odczuciu często nie służą poprawie bezpieczeństwa na drogach i nie rozwiązują problemu. Szczególnie te wystawione za przekroczenie prędkości w absurdalnie nietypowych miejscach. Dlatego mam wrażenie, że często mandaty przede wszystkim służą łataniu dziur w Budżecie Państwa. A „poprawa bezpieczeństwa na drogach” to tylko tani chwyt marketingowy.
Źródło: Creandi