Którędy na Grunwald? Przegląd najlepszych nawigacji
Na większości stacji benzynowych nadal znajdziemy stoiska z mapami samochodowymi. Odchodzą jednak w zapomnienie, o ile już nie odeszły, a wypierają je wygodne urządzenia nawigacyjne. Oczywiście mapa zawsze się może przydać, ale raczej w ostateczności. Urządzenia wskazujące drogę są wyjątkowo powszechne - jedno mamy w smartfonie, drugie możemy przymocować do szyby, a trzecie będzie dostarczone przez producenta samochodu. Jakie rozwiązanie jest najlepsze?
Zawsze przy sobie - smartfon
Dziś nie jest trudnością kupić zaawansowany technologicznie telefon. Trzeba sporo samozaparcia i wiary w wyznawane wartości, by wybrać aparat, który służy jedynie do dzwonienia i wysyłania wiadomości. Wróćmy jednak do smartfonów. Nawet, jeśli miałby nie mieć modułu GPS, jest w stanie określić swoje położenie na podstawie nadajników sieci komórkowej. Dokładność takiego wskazania to jednak loteria, co w przypadku jazdy samochodem jest dyskwalifikujące. W wyborze telefonu nie pomogę. Flagowe modele znanych producentów działają trochę lepiej, te tańsze trochę gorzej, ale w większości wszystkie działają. Większość z nich oparta jest o system Android lub iOS. Jakie aplikacje wybierać?
Może wydaje się to trywialne, bo wszyscy je znamy, ale darmowe Google Maps działają świetnie i cały czas są rozwijane. Interfejs jest przejrzysty, baza miejsc docelowych gigantyczna, a liczba dróg na całym świecie aktualizowana na bieżąco. Dodatkowo, proponowane trasy uwzględniają natężenie ruchu. Google Maps pokaże nam szybsze alternatywy i dokładny czas dotarcia na miejsce - choć w godzinach szczytu zdarzają się tu małe rozbieżności. Dodajmy do tego bardzo dobrze działające rozpoznawanie mowy. Wciskasz mały mikrofonik, mówisz, gdzie chcesz dojechać i tyle - z reguły nie trzeba nic powtarzać, ani własnoręcznie poprawiać. Podstawowa funkcjonalność nawigacji może być wykorzystywana w trybie offline. Wybieramy punkt docelowy, zapisujemy trasę i jedziemy, choćby za granicę. W ten sposób nie dostaniemy jednak informacji o aktualnej sytuacji na drodze.
Aktualne informacje o trasie dostarczy też Yanosik, który może ostrzec nas przed kontrolą prędkości i innymi niebezpieczeństwami sygnalizowanymi przez kierowców. Nie ma tu jednak trybu offline. Globalnym odpowiednikiem Yanosika jest Waze. Waze stawia na społeczność i poza dzieleniem się informacjami drogowymi, pozwala też użytkownikom samemu edytować i uaktualniać mapy. Jeśli z aplikacji korzystają nasi znajomi i jedziemy w to samo miejsce, możemy mieć stały podgląd na czas dojazdu wszystkich osób. Szansa na uniknięcie mandatu jest jednak wyższa w Yanosiku - Polacy jeszcze nie przekonali się do tej alternatywy. Stałymi punktami na telefonach są też płatne aplikacje takie, jak AutoMapa, Sygic czy bezpłatne mapy HERE, które bardzo dobrze wywiązują się ze stawianych im zadań.
Przyssany do szyby - urządzenie nawigacyjne
Korzystanie ze smartfona jako nawigacji ma jedną, poważną wadę - znacząco przyspiesza zużycie baterii. Jadąc z południa Polski na północ, moglibyśmy skończyć w połowie drogi, nie wiedząc, gdzie jechać. W autach używanych, o ile nie są odpowiednio wyposażone, nie znajdziemy też raczej modułu nawigacji. Ratujemy się więc innymi urządzeniami, których nie zatopimy w toalecie, a aktualizacje nie muszą być bardzo drogie. Najlepsze z nich mają jasny ekran z matową powłoką, czytnik kart SD, renomowanego dostawcę map i, przede wszystkim, dobrą antenę GPS. Niekoniecznie najdroższe jest najlepsze, bo często te same urządzenia występują w kilku wariantach. Powodem takiej rozbieżności są zazwyczaj różne okresy trwania licencji na mapy, jak i sama zawartość tych map - czy zapisana jest tylko mapa Polski, czy może całej Europy.
Prym wiodą tu Garmin i TomTom. Garmin Nüvi 2457LMT, na przykład, zna drogi całej Europy z dożywotnią subskrypcją. Mapy możemy bezpłatnie aktualizować cztery razy w roku, w cenie jest też możliwość odbioru komunikatów drogowych TMC. Te ostatnie w Polsce nie działają jeszcze tak, jak na zachodzie i często informują o korkach, które już dawno zostały rozładowane. Do myślenia dają w Garminie ostrzeżenia o przejeżdżaniu w pobliżu szkół. To wszystko za 499 zł. W tej samej cenie nabędziemy TomTom Start 25 EU LM o podobnych funkcjach. Różnicą jest sam montaż - choć oba urządzenia korzystają z przyssawek, TomTom stosuje rozwiązanie z pokrętłem, a Garmin tradycyjne z małą dźwigienką.
W niektórych nawigacjach znajdziemy takie gadżety, jak moduł Bluetooth, Wi-Fi, Transmiter FM czy wyjście słuchawkowe, pozwalające podłączyć się do samochodowego złącza AUX. To miłe dodatki, ale wybierajmy z głową - najważniejsze, by urządzenie wywiązywało się z podstawowych zadań.
W desce rozdzielczej - nawigacja fabryczna
Ożywienie na rynku nawigacji zintegrowanych z systemami pokładowej rozrywki nastąpiło po 2000 roku, kiedy to amerykańskie wojsko zezwoliło na dokładne określanie lokalizacji za pomocą nadajników GPS. Choć urządzenia lokalizujące pojawiły się już w latach 90., sygnał był zakłócany, co uniemożliwiało wykorzystanie tego typu modułów w pojazdach. Wcześniej luksus, dzisiaj opcjonalny element wyposażenia praktycznie każdego samochodu. Także Dacii Duster.
Poziom takich modułów jest w większości podobny i jeśli któryś z nich odstaje od reszty to z reguły na minus, niż na plus. Jedną z najgorszych nawigacji, z jakimi miałem do czynienia, była ta instalowana w Mitsubishi Outlanderze sprzed liftingu. Podczas wpisywania adresu podświetlane były tylko te litery, pod którymi znajdowały się nazwy ulic. Kiedy chciałem dojechać na ul. Emilii Plater w Warszawie, system nie pozwalał mi tego wpisać w żaden sposób, wciśnięcie pożądanych liter było niemożliwe. „Pałac Kultury” też nie działał. Z drugiej strony jest nawigacja montowana w autach Volkswagena, Skody i Seata - tam wszystko działa bardzo poprawnie, choć warianty tras najkrótszej/oszczędnej/najszybszej najczęściej są identyczne. Audi może korzystać z dobrodziejstw Google Maps, ale nie cieszcie się przedwcześnie - to mocno okrojony produkt względem tego z telefonów i tabletów. W ostatnich modelach pojawiła się funkcja kontekstowego wyszukiwania miejsc docelowych na zasadzie: -„chcę mi się jeść” -„szukam restauracji w pobliżu”. Rozwiązanie Lexusa jest bardzo przyjazne w użytku, ale Toyota czy Honda straszą niezbyt nowoczesnym interfejsem. W najnowszym HR-V dobór kolorów przypomina rysunek z dawnego Painta. Samochody wybieramy jednak na podstawie rzeczy ważniejszych, niż sama nawigacja.
W doborze dodatków cena nadal jest istotna. Ile musimy dopłacić, żeby cieszyć się komfortem map na pokładzie samochodu? Czytanie liczb o każdym modelu na rynku mogłoby nie być najciekawszym zajęciem, ale sprawdźmy, jak to wygląda w segmencie C - w końcu prawie każdy producent jest w nim obecny. Podawane ceny dotyczą wersji 5-drzwiowych w możliwie najniższej cenie. Taki zabieg obrazuje najdroższe koszta pokładowej nawigacji, ale w większości przypadków im wyższy poziom wyposażenia standardowego, tym tańsze stają się niektóre opcje - aż do pojawienia się w standardzie. Zacznijmy od przedstawicieli marek premium. Do Audi A3 musimy dopłacić… 13 120 zł. W pakiecie Technology będzie to już „tylko” 8 100 zł. W Mercedesie A160 będziemy musieli kupić system multimedialny A20 CD za 3 681 zł i jeszcze dodać do niego mapy Garmin Map Pilot za 2 454 zł. Jeśli nie chcemy się rozdrabniać, wystarczy kupić system Command Online za 13 741 zł. Cenę podstawowego BMW Serii 1 trzeba podnieść o 5 247 zł lub 9 219 zł, jeśli potrzebujemy 20-gigabajtowego dysku twardego. W Lexusie CT200h skromniej - jedyne 4 500 zł. Tyle, że samochodu nie kupimy taniej, niż za 110 900 zł. I pomyśleć, że alternatywa z przyssawką kosztuje 500 zł.
W bardziej popularnych hatchbackach często nawigację dostaniemy dopiero od drugiego poziomu wyposażenia wzwyż. Jako, że danych do zestawienia było raczej sporo, zebraliśmy minimalne ceny, za jakie możemy kupić nawigację w 11 modelach - od europejskich, przez japońskie, po koreańskie - i uśredniliśmy je. Wynik obliczeń to 4145 zł 82 gr. Są jednak szanse obniżyć ten koszt, jeśli system obsługuje Apple CarPlay czy Android Auto. Przykładem Opel Astra, w której zamiast 5 700 zł możemy wydać 2 700 zł i przekierowywać mapę z telefonu na pokładowy ekran. To rozwiązanie jest powoli wprowadzane także u innych producentów. W cenniku Forda Focusa inna ciekawostka - za 600 zł możemy kupić fabrycznie montowany na słupku A uchwyt dla nawigacji Garmin lub TomTom.
Którą drogą pójść?
Kiedy nawigacja samochodowa zawiedzie, zawsze pozostają nam znaki drogowe i mapa. Nie ma jednak znaku, który wskazałby, jaką opcję wybrać do naszego samochodu. Dobrym wyznacznikiem jest jednak cena. Z racji popularności smartfonów, jeśli rzadko jedziesz w nieznane, najbardziej dostępne będzie zestawienie telefon plus uchwyt do niego. Jeśli sporo jeździsz, nie planujesz zmieniać samochodu, a Twój obecny nie został wyposażony w nawigację fabryczną - szykuj kilkaset złotych na urządzenie zewnętrzne. Takie urządzenie warto rozważyć nawet wtedy, gdy kupujemy nowe auto - w końcu nawet lepsze nawigacje mogą być 8 razy tańsze, niż średnia cena wersji fabrycznej. Z drugiej strony, to tylko kilka procent ceny, jaką wydajemy na samochód, a rozwiązaniom fabrycznym nie można przecież odmówić wygody. Nawet, jeśli cały czas ostrzegają Cię o fotoradarach, które rozebrano kilka lat wcześniej.
Redaktor