Jaki silnik - taki problem!
Choć sezon zimowy ma się już wyraźnie ku końcowi, to jednak jeszcze w niektórych regionach kraju zdarzają się bardzo zimne noce, po których silniki w samochodach parkujących pod przysłowiową chmurką mogą odmówić posłuszeństwa. Co wtedy zrobić? Jeśli sami nie czujemy się na siłach, aby poszukać potencjalnej usterki, możemy zawsze skorzystać ze specjalnej zimowej oferty warsztatów samochodowych. Wiele z nich podejmuje się bowiem dojazdu do unieruchomionego pojazdu, diagnozy oraz usunięcia przyczyn awarii na miejscu.
Łatwiej w benzyniakach i LPG
Telefonując do warsztatu świadczącego takie zimowe usługi, warto wyraźnie określić jaki rodzaj silnika napędza nasze auto. Poinformowanie fachowca o tym, iż pod maską mamy jednostkę benzynową lub wysokoprężną, może znacznie przyspieszyć postawienie właściwej diagnozy po jego przyjeździe. Nie od rzeczy będzie również zrelacjonować, ile nieudanych prób „odpalenia” motoru stało się naszym udziałem. Fachowiec podejdzie bowiem inaczej do zagadnienia, kiedy dowie się, iż rozrusznik normalnie kręci, niż w przypadku kiedy po przekręceniu kluczyka rozlega się jedynie głuche terkotanie. Po przybyciu na miejsce i dokładnych oględzinach, fachowiec podejmie decyzję, czy naprawiać samochód na miejscu, czy też wciągnąć go na lawetę i odwieźć do warsztatu. Aby nie dać się nabić w przysłowiową butelkę powinniśmy wiedzieć, że nie ma potrzeby „holowania” auta m.in. z rozładowanym akumulatorem, a także uszkodzonymi świecami lub kablami wysokiego napięcia. Inaczej ma się natomiast rzecz np. z zamarzniętym filtrem paliwa. W takim wypadku lepiej przetransportować auto do warsztatu i tam, po jego ogrzaniu, szukać przyczyn usterki. Nieco inaczej może (ale nie musi) wyglądać sytuacja z pojazdami wyposażonymi w instalację LPG, w których podczas mrozów „lubi” zamarzać parownik. W większości przypadków przełączenie spalania z gazu na benzynę załatwia sprawę i silnik daje się uruchomić. Oczywiście powinniśmy wtedy niezwłocznie udać się do serwisu instalacji gazowych, aby usunąć usterkę. Na miejscu warto również przyjrzeć się filtrowi gazu, bo być może nadaje się on również do wymiany.
Gorzej z (wiekowymi) dieslami
Zazwyczaj znacznie gorzej przychodzi zimowe uruchomienie samochodów z silnikami wysokoprężnymi. Dlatego też należy zawczasu powiadomić fachowca, iż będzie miał do czynienia z milczącym jak kamień „ropniakiem”. W przypadku starszych typów diesli, prawdziwą udrękę stanowi parafina, wytrącająca się z oleju napędowego i skutecznie blokująca wtryski układu paliwowego. Należy również pamiętać, iż diesle – a właściwie świece żarowe, potrzebują o wiele więcej prądu do rozruchu, niż ich odpowiedniki stosowane w jednostkach benzynowych. Stąd też nie pierwszej młodości akumulator, który poradzi sobie z uruchomieniem benzyniaka, raczej nie da rady uczynić tego w przypadku jednostki wysokoprężnej. Zdecydowanie inaczej jest w przypadku silników wyposażonych w pompowtryskiwacze lub w system common rail. W ich przypadku wysokie ciśnienie sprężania zazwyczaj wystarcza, aby uruchomić silnik nawet w czasie siarczystego mrozu sięgającego minus 20 st. C. Jest jednak jedno „ale”, które dotyczy wszystkich rodzajów jednostek wysokoprężnych. Aby nie być zmuszonym do wzywania mechanika z okolicznego warsztatu, należy zadbać o właściwy stan techniczny świec żarowych oraz filtra paliwa. I na koniec jeszcze jedna istotna uwaga. Uruchomienie diesla bez przykrych niespodzianek zapewni jedynie stosowanie odpowiedniego – czytaj: zimowego oleju napędowego (zachowuje swoją płynność do temperatury – 25 st. C). A jeśli takowego zabraknie akurat na stacji paliw, wtedy zawsze możemy kupić depresator. Jest to specjalna substancja, która po dolaniu jej do oleju napędowego, obniża temperaturę jego krzepnięcia i zapobiega wytrącaniu się szkodliwej parafiny.