Fast & Furious: Showdown - recenzja gry
Szybcy i wściekli 6 odnieśli ogromny sukces - w amerykańskich kinach film był na szczycie Box Office'u i zarobił już ponad 235 milionów dolarów. Przy okazji tak wielkich premier wydawcy gier wideo starają się dostarczyć produkt, który może wykorzystać popularności kinowego megahitu. Tak było i tym razem. Przywitajcie Fast & Furious: Showdown.
Pytanie jednak czy warto przyjmować nową grę Activision z otwartymi rękami (i portfelami)?
Cóż – w przypadku tego tytułu przysłowiowe „owijanie w bawełnę” nie ma sensu – to totalna pomyłka. Każdy, kto wyda pieniądze na ten tytuł musi liczyć się z tym, że przepłacił. Nawet jeśli kupi Fast & Furious: Showdown na marketowej wyprzedaży z koszyka z oznaczeniem „9,99 zł”. Niestety, dziś w sklepie gra kosztuje ponad dziesięć razy więcej, a to oznacza jedno – skok na kasę. Szukając motoryzacyjnego porównania: to tak jakbyśmy kupili Dacię w cenie Bentley’a. A na dodatek byłyby to garażowo naprawiony egzemplarz, który brał udział w testach EuroNCAP. Krótko mówiąc: takie coś nie powinno pojawić się na rynku. Miejscem dla Fast & Furious: Showdown jest szrot historii.
Gier na licencji filmowej było dużo, a większość z nich prezentuje przyzwoity poziom. O perełki trudno, ale o takie niewypały – również. Fast & Furious: Showdown wygląda jak karykatura gry wyścigowej. Jakość oprawy graficznej bardziej pasuje do darmowej gry niż produktu, za który trzeba słono płacić. Kampania pozwala na wątpliwą przyjemność obcowania z tym tytułem przez około trzy godziny. W tym czasie poznajemy historię bazującą na filmie Szybcy i wściekli 6. Ścigamy się w Los Angeles czy Rio de Janerio, jednak nie ma to większego znaczenia – trasy, które pokonujemy są tak samo brzydkie i mało szczegółowe w każdej z lokacji. Fast & Furious: Showdown wygląda niczym gra na iPada, mimo że jest tytułem wydanym na PC i stacjonarnych konsolach obecnej generacji.
Model jazdy jest przykładem największej sztuczności w branży od lat. Samochody prowadzą się skrajnie nierealistycznie, co jednak nie może dziwić – to gra akcji, a nie symulator. Niestety, jazda w Fast & Furious: Showdown nie daje żadnej frajdy, więc zaprzepaszczono potencjał zręcznościowego modelu rozgrywki.
Poza przeważającymi sekwencjami, gdzie prowadzimy samochód, pojawiają się również innego typu elementy zręcznościowe. Gracz może wcielić się w strzelca, który wychylony przez okno eliminuje karabinem „ogon”. Niestety – celowanie jest niewygodne, dynamika akcji – żadna.
Najlepiej na tym tle wypadają fragmenty filmowe np. podczas przechwytywania pędzącej ciężarówki. Kamera pokazuje naszego bohatera, który wspina się na przyczepę ciężarówki, przesuwa się w stronę kabiny i przejmuje kontrolę nad pojazdem, a naszym celem jest wciśnięcie możliwie jak najszybciej przycisku, który pojawi się na ekranie. Nie jest to jednak żadne novum – sekwencje typu Qucik Time Event są obecne w grach od lat. Niestety, w Fast & Furious: Showdown tylko je można pochwalić. Choć i tak umiarkowanie.
Kampania dla pojedynczego gracza jest krótka, więc twórcy próbują przeszkodzić nam w bezproblemowym przechodzeniu gry zwiększonym poziomem trudności. W Fast & Furious: Showdown zdarzają się misje, w których trzeba liczyć na sterowanego komputerowo kompana (albo znaleźć kogoś kto zaciśnie zęby i będzie grał z nami). Niestety – najczęściej sztuczna inteligencja zawodzi – albo jeździ kiepsko, albo nie potrafi strzelać. Czy to celowy zabieg? Możliwe, ale jest jeszcze inna ewentualność: na zaprojektowanie mechanizmu zachowania się kompana zabrakło czasu/pieniędzy/umiejętności. Co, by to nie było – rozgrywka nie jest przyjemna.
W Fast & Furious: Showdown wykonujemy misje za kierownicą klasycznego Dodge'a Chargera Daytona z 1969 roku. Mamy również możliwość sprawdzenie w bojach nowego Chargera, Challengera czy Chryslera 300. Nie zmienia to jednak faktu, że samochody odwzorowano w sposób godny 2003 roku. Twórcy dają możliwość tuningu samochodów, wszak to Szybcy i Wściekli, jednak wachlarz możliwości woła o pomstę do nieba – kilka nienaturalnych kolorów, garstka naklejek na karoserię – to wszystko. Need for Speed: Underground wydane prawie 10 lat temu miało znacznie większe możliwości. Znacznie.
Fast & Furious: Showdown to jedna z najgorszych gier wyścigowych ostatnich lat, o ile nie najgorsza. Jest to pokaz niedopracowania, nieudolności twórców oraz być może – skąpstwa Activision, który łożył na produkcję tego tytułu. Zachodzę w głowę jak to się stało, że największy wydawca gier wideo zdecydował się wypuścić na rynek taki produkt.
Fast & Furious: Showdown miało być grą wyścigową przeplataną sekwencjami rodem z gier akcji, które miały stanowić miły przerywnik między kolejnymi wyścigami i ucieczkami przed policją. Nie udało się. Rozgrywka jest denna, wyzuta z wszelkiej przyjemności, a pieniądze, jakie trzeba wydać na ten tytuł można przeznaczyć na kilkadziesiąt lepszych produkcji. Tak dużego blamażu w branży gier wideo nie było dawno. Jeśli masz ochotę na klimaty Szybkich i Wściekłych po seansie w kinie lepiej będzie, jeśli odkurzysz sobie NFS: Most Wanted (z 2005 roku) lub Carbona. Będzie taniej i znacznie przyjemniej.