Duża dziura - duży kłopot...
Na szczęście mroźna zima już na dobre żegna się z nami i przechodzi do historii. Mimo, że nadmiarem śniegu nas w tym roku nie uraczyła, to jednak analizując stan dróg okaże się, że te kilkanaście mroźnych i śnieżnych dni wystarczyło, by na drogach ponownie pojawił się... poligon.
Niestety, wielu z nas długo jeszcze będzie się ona odbijała problemami i wydatkami, jakie ze sobą przyniosła i po sobie zostawiła - wyższe rachunki za ogrzewanie, polarnie mroźne poranki, kiedy to odmrażanie i uruchamianie samochodu stawało się już prawdziwą udręką, nie wspominając już o zaśnieżonych drogach, podróżując którymi o kolizję było naprawdę nietrudno.
Kiedy w końcu zima zdecydowała się ustąpić pozostawiła po sobie jeszcze gorsze piętno – nawierzchnia wielu polskich dróg wygląda nielepiej niż mongolskie dukty (http://www.youtube.com/watch?v=GzP5qrw9BaM). O uszkodzenie zawieszenia bądź też koła/opony samochodu na takiej „szosie” naprawdę nietrudno. Pół biedy, gdy uszkodzenia są od razu widoczne – wówczas sprawa uzyskania odszkodowania staje się mniej problematyczna, co nie znaczy łatwa. Jednak dość często uszkodzenia powstałe na skutek wjechania w takie wyrwy mogą ujawnić się dopiero po kilku dniach, a nawet tygodniach od zdarzenia. I niestety koszty z tym związane będziemy musieli najprawdopodobniej pokryć z własnej kieszeni, gdyż udowodnienie, że są one konsekwencją wjechania w konkretną dziurę graniczy niemal z cudem. Jakkolwiek by nie było, warto mieć świadomość, iż możemy dochodzić swoich praw od zarządcy drogi odpowiedzialnego za utrzymanie jej w należytym stanie. I warto z tego przywileju korzystać. Jak tego dokonać?
Przede wszystkim warto zwolnić! Po ziemie na drodze gdzieniegdzie zalegają jeszcze płaty śniegu, błota pośniegowego, a w innych miejscach potężne połacie stojącej wody. I niestety nie do końca wiadomo co kryje się pod tą pokrywą. A najczęściej niestety wielkie i spękane problemy. Dlatego mniejsza prędkość daje nam większe szanse ewentualnego ominięcia przeszkody, a jeśli i to nie zadziała – mniejsza prędkość w sposób znaczący ogranicza negatywne konsekwencje uderzenia. W każdym razie, jeśli już nie uda się uniknąć spotkania z wyrwą w drodze i podczas przejeżdżania przez nią usłyszymy głuchy stuk poruszający zakończenia naszych nerwów wówczas możemy mieć pewność, że coś uległo uszkodzeniu. I w tym momencie należałoby się zatrzymać i zebrać „dowody w sprawie”. I należy się do tego porządnie przyłożyć, bo im dokładniej udokumentujemy przebieg zdarzenia i okoliczności nieszczęścia, tym łatwiej będzie nam się starać o uzyskanie należnego nam odszkodowania. Pamiętajmy – w tym wypadku nasza skrupulatność i dokładność działa na naszą korzyść.
Najlepszym rozwiązaniem jest wezwanie policji lub straży miejskiej, by te służby sporządziły stosowny raport ze zdarzenia, który będzie dość trudny do podważenia przez ubezpieczyciela zarządcy drogi. Druga sprawa to dokumentacja okoliczności zdarzenia: zdjęcia uszkodzenia drogi, zdjęcia uszkodzeń auta, fotografie ulicy, na której zdarzenie miało miejsce, oświadczenia świadków, plan sytuacyjny miejsca zdarzenia – dosłownie wszystko, co może przemawiać za naszymi racjami przed ubezpieczycielem.
Zasadniczo metodyka działania rozbija się o dwie możliwości: albo skorzystamy z własnej polisy AC (o ile takową posiadamy) i z jej środków naprawimy auto (ewentualnie później nasz zakład ubezpieczeń może starać się o tzw. regres, czyli zwrot kosztów naprawy od winnego zaniedbań, czyli zarządcy drogi), albo też skorzystamy z polisy OC zarządcy drogi. Pierwsza jest zdecydowanie prostsza w realizacji, aczkolwiek niekorzystna dla nas. Druga opcja to rozwiązanie zdecydowanie lepsze z punktu widzenia poszkodowanego, jednak o wiele bardziej skomplikowane. W tym wypadku przygotowany „materiał dowodowy” bardzo się przyda. Należy także pamiętać, że szkoda może być pokryta tylko z jednego z opisanych źródeł.
Zwrot kosztów z ubezpieczenia AC jest dość prosty – dokładne warunki przyznawania i wypłacania odszkodowania wynikają z zapisów zawartych w OWU (Ogólne Warunki Ubezpieczenia) naszej polisy AC. Dość często firmy ubezpieczeniowe pokrywają tylko część kosztów naprawy auta (np. 70%). O zwrot brakujących 30% kosztów naprawy możemy wnioskować u ubezpieczyciela zarządcy drogi.
Jeśli wybieramy opcję nr 2, wówczas to naszym obowiązkiem jest dowieść, ze zaistniała sytuacja wynika z zaniedbań zarządcy drogi. Wszelkie dokumenty (faktury z warsztatu) powinny być wówczas wystawione na zarządcę drogi, a nie na nas. Chyba, że wybieramy opcję wypłaty odszkodowania w kwocie zgodnej z obowiązującymi stawkami kosztorysowymi - wówczas nie mamy obowiązku przedstawiać ubezpieczycielowi faktur za naprawę. Otrzymujemy gotówkę i to w naszej gestii leży naprawa auta. Jednak wówczas należy pamiętać, że ewentualne dodatkowe koszty ponad kwotę przyznaną przez ubezpieczyciela będziemy musieli pokryć z własnej kieszeni.
Od czego zacząć? Przede wszystkim od ustalenia, kto jest odpowiedzialny za stan danej drogi. W przypadku dróg krajowych instytucją odpowiedzialną jest Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, w przypadku dróg wojewódzkich odpowiedzialność ponosi starostwo, za drogi powiatowe odpowiadają władze powiatu, a za drogi gminne – wójt, burmistrz lub prezydent miasta. W przypadku dróg wewnętrznych roszczenia należy kierować pod adresem właściwej spółdzielni lub wspólnoty mieszkaniowej, lub jeśli ta droga to własność prywatna – to do właściciela drogi. Jeśli nie mamy pewności, w czyjej gestii jest droga, wówczas można spróbować uzyskać takową informację od policji, od władz gminy lub starostwa, ewentualnie od zarządu dróg miejskich lub wojewódzkich.
Dysponując wiedzą, kto odpowiada za stan danej drogi można przystąpić do ubiegania się o wypłatę należnego odszkodowania z tytułu odpowiedzialności cywilnej zarządcy drogi za nieodpowiedni stan drogi. Oprócz wymienionej wcześniej dokumentacji (zdjęcia, zeznania świadków, protokoły) będziemy potrzebować dodatkowo… ogromnych pokładów cierpliwości i wytrwałości.