Driver: San Francisco - recenzja gry wideo
Najnowszy Driver był przygotowywany jako growy odpowiednik Bullitta czy serialu Starsky i Hutch. Gracz wciela się w policjanta, Johna Tannera, który jest mistrzem kierownicy prowadzącym Dodge'a Challengera R/T 440 Six Pack. Wraz ze swoim partnerem musi schwytać Charlesa Jericho.
Historia jest więc analogiczna do filmów i seriali rodem z Hollywood. Mamy szybki muscle car, dwójkę dogryzających sobie partnerów oraz czarny charakter, który należy uziemić. Fabuła nie jest jednak tak klasyczna, jak można byłoby się tego spodziewać. John Tanner w wyniku wypadku samochodowego uzyskuje możliwość przenoszenia się do ciał innych mieszkańców San Fransisco (sic!). Dzięki tej nutce paranormalności, twórcom udało się stworzyć wiele zadań urozmaicających grę, które nie mogłyby zostać wykonane przez policjanta na służbie.
Zabawę podzielić można na dwie części: mamy wątek główny, który stara się być stylizowany na film akcji z pościgami w roli głównej. Tanner wraz Tobiasem Jonesem pracują nad dobraniem się do Jericho – stopniowo odkrywają kolejne karty jego przestępczej działalności, tworzą siatkę powiązanych osób i zacieśniają pętle na jego szyi. Jest to jednak tylko kilkugodzinny epizod podczas kampanii. By odkryć misje związane z wątkiem fabularnym, musimy wykonywać zadania rozsiane po całym San Francisco, gdzie zlokalizowano akcję naszej przygody.
Misji jest bardzo dużo, a dzięki rozwiązaniu fabularnemu umożliwiającemu przenoszenie się do umysłów tysięcy mieszkańców miasta, możliwości były praktycznie nieograniczone: bierzemy udział w wyścigach, pościgach, wykonujemy szalone skoki, poślizgi, a także wcielamy się w kierowcę karetki czy ciężarówki. Spectrum zadań jest bardzo szerokie, a misje trwają najczęściej do kilku minut, więc nie zdążą się znudzić. Gdy wykonamy kilka zdań pobocznych, odblokowujemy nowe zdanie z historii i tak toczy się gra. Zabawa została przygotowana na jakieś 10 – 12 godzin, a do tego dochodzi jeszcze multiplayer, który może wydłużyć styczność z tym tytułem co najmniej o drugie tyle czasu, gdyż jest rozbudowany i satysfakcjonujący.
Fabuły nie można określić mianem wyjątkowo nowatorskiej czy szczególnie skomplikowanej, ale jak na potrzeby gry akcji taki poziom historii zupełnie wystarcza. Tym bardziej, że w zręczny sposób przygotowano zarówno elementy zręcznościowe, w których gramy pierwsze skrzypce, jak i materiały wideo. Przerywniki filmowe tętnią życiem, a w niemal każdym z nich główną rolę gra on – żółty Dodge Challenger R/T 440 Six Pack.
Model jazdy został tak zaprojektowany, by po pełnych wybojów, drogach San Francisco gracz mógł jeździć z pedałem gazu w podłodze. Podczas zabawy większość zakrętów pokonamy bokiem w akompaniamencie ryku potężnego V8. Gdyby była to rzeczywistość, to między każdą misją trybu fabularnego musielibyśmy pojechać na zmianę ogumienia. To na szczęście gra, więc zużycie opon i spalanie nas nie interesuje.
Ważne jest jednak jak się rzeczywiście jeździ. Ci, którzy pamiętają hucznie reklamowanego Driv3ra (poprzednią część cyklu, stworzoną przez autorów recenzowanej pozycji) wiedzą, że model jazdy w tamtej produkcji był niesamowicie słaby. Mimo, że recenzowałem ten tytuł wiele lat temu, to do dziś pamiętam absurdalnie wynaturzony system prowadzenia pojazdu, który wręcz zmuszał nas do poślizgu. Gracz miał wrażenie, że cały czas jedzie po jednej wielkiej tafli lodu. Tutaj znaleziono złoty środek – bez problemu można jechać do przodu czując przyczepność opon, ale gdy tylko ostro skręcimy, musimy zakładać kontrę, a spod kół leci masa dymu. Tak właśnie powinno być.
Skory do jazdy bokiem Dodge, to nie jedyny samochód jakim przyjdzie nam jeździć. Z racji, że przy użyciu jednego przycisku możemy przenieść się do każdego samochodu jeżdżącego po mieście (a ruch jest duży), będziemy mogli zasiąść za kierownicą 120 samochodów. Każdy z nich jest licencjonowany, więc odwzorowano je z dbałością o szczegóły. Każdy z pojazdów posiada widok z wnętrza (niestety nie tak widowiskowy jak w NFS Shift czy Test Drive Unlimited 2), a to ważne, bo całą grę spędzamy w samochodach. To nie Grand Theft Auto 4, gdzie mogliśmy wyjść z pojazdu kiedy tylko chcieliśmy.
Na ulicach będziemy mogli znaleźć krążowniki szos (Cadillac Eldorado), masę muscle carów (Pontiac GTO, Oldsmobile Cutlass, Ford Mustang, Ford Gran Torino, Chevrolet Chevelle itd) oraz europejskie samochody produkowane w ostatnich pięćdziesięciu latach: Ford RS200, Fiat 500, Lancia Stratos, Alfa Romeo 159 ti czy Audi RS6. Nie zabrakło również bardziej ekskluzywnych samochodów. Dużą popularność mają Aston Martiny. Jest nie tylko Vantage czy Rapide, ale również Cygnet!
Spośród supersamochodów wyliczyć można unikatowe Pagani Zonda Cinque, Lamborghini Murcielago LP640, Forda GT40 czy McLarena SLR. Oczywiście nie samymi tego typu pojazdami człowiek żyje: w grze znajdą się również SUV-y (Audi Q7), pickupy (GMC Sierra), samochody terenowe takie jak Jeep Wrangler czy vany pokroju GMC Vandura. A gdy będziemy chcieli poczuć się jak kurier, dosiądziemy GMC C5500.
Nowy Driver to ciekawa propozycja dla miłośnika motoryzacji, który ma możliwość jeżdżenia po wirtualnym San Francisco w wielu samochodach, które w grach wideo nie były odwzorowywane. Do tego dochodzi niezła fabuła, która stara się trzymać filmowych standardów, choć z względu na otwartą konstrukcję gry, twórcy zdecydowali się na zabieg rodem z filmów paranormalnych. Tanner podróżuje myślami po mieście, wybiera sobie kierowców i może robić, to czego nie zrobiłby z legitymacją policyjną. Daje to ogromne możliwości, choć burzy tempo rozwiązywania śledztwa. Mimo wszystko na plus należy zaliczyć zarówno wysokiej jakości oprawę audiowizualną jak i mechanikę gry. Bez wątpienia jest to doskonały powrót nieco przyćmionej już gwiazdy Drivera.