Czeski film - Skoda Superb I
Na rynku gościło wiele samochodów, które nie zdobyły popularności z różnych powodów. Najczęstszym był brak grupy docelowej, czyli osób, dla których wybór konkretnego modelu był logiczny, racjonalny, a nawet pociągający. Jakiś czas temu jednak pojawił się pewien samochód, któremu, co zaskakujące, nie przeszkodziło to w osiągnięciu sukcesu.
Grunt to sedan
W ostatnich tygodniach pisałem głównie o konkretnym typie samochodu – autach, które dzieliły wspólną cechę, z powodu której mało kto się nimi zainteresował. Opel Signum, Fiat Croma, Renault Vel Satis i Seat Toledo – wszystkie miały być flagowymi modelami swoich marek. Autami, których zadaniem było pokazanie na co stać danego producenta. Niestety, wszystkie one były hatchbackami – niezbyt dobry wybór nadwozia dla auta klasy średniej lub wyższej. Zasady panujące na rynku są jasne - od kompaktów w dół sprzedają się hatchbacki, od średniej w górę sedany i kombi. Wydawać by się mogło, że jest to znaczne uproszczenie problemu, ale żaden ze wspomnianych samochodów nie posiadał żadnej innej istotnej wady, która mogłaby go dyskryminować w oczach potencjalnych kupców. Najlepszym potwierdzeniem tej tezy jest historia samochodu, który nie miał nic ciekawego do zaoferowania i właściwie pozbawiony był grupy docelowej. A mimo tego odniósł sukces, a to dlatego, że był sedanem. Mówię naturalnie o Skodzie Superb.
Czech i Niemiec – dwa bratanki
Bądźmy szczerzy – lubimy się śmiać z Czechów. Mówimy na nich „Pepiki”, a będąc uczestnikiem kompletnie nielogicznych i dziwnych wydarzeń, mówimy, że to „czeski film”. Prawda jednak jest taka, że nasi południowi sąsiedzi radzą sobie znacznie lepiej od nas. Trudno zaś o bardziej jaskrawy przykład, niż najnowsza historia Skody, która, mimo że miała oferować samochody przystępne cenowo, bardzo szybko pozbyła się łatki „Volkswagena dla ubogich”. Ich modele, choć tańsze od tych z Wolfsburga i z odrobinę gorszym wyposażeniem oraz wykończeniem, były po prostu bardzo dobre i praktyczne. Największą gwiazdą była oczywiście Octavia, która dzieliła technikę z Golfem (a więc również z Audi A3), oferując przy tym przepastny wręcz bagażnik, czyniący z niej idealne auto rodzinne. Spory sukces i sprawdzona formuła na rynkowy hit rozochociła panów z Mlada Boleslav i zapragnęli oni produkować auto trochę bardziej nobilitujące. Volkswagenowi pomysł się spodobał i wyraził zgodę na udostępnienie ich, drugiego po Golfie, sztandarowego modelu, czeskim inżynierom. I tak, na bazie Passata, powstała Skoda Superb. Formuła była identyczna, jak w przypadku Octavii – technika od Volkswagena obleczona w większe, bardziej przestronne nadwozie, a wszystko to w (teoretycznie) przystępnej cenie. W trakcie projektowania popełniono jednak czeski, nomen omen, błąd.
Odkurzacz magazynów
Dlaczego Octavia była i jest tak popularna? Bo oferuje ogromny i praktyczny bagażnik oraz całkiem dużo miejsca w obu rzędach siedzeń, co czyni z niej idealne auto rodzinne. A dlaczego ktoś decyduje się na auto klasy średniej? Ponieważ albo chce jeździć dużym, wygodnym, nowoczesnym i dobrze wyposażonym samochodem, więc kupuje dużego sedana, albo nie lubi ograniczać się podczas wyjazdów na wakacje, więc decyduje się na kombi. Superb nie spełniał żadnego z tych kryteriów. Po pierwsze bazował na Volkswagenie Passacie, który zadebiutował w 1996 roku, a więc trudno tu mówić o nowoczesnej technice. Nie było to jednak dużym problemem w momencie debiutu Superba (2001 rok), ale sytuacja trzy lata później uległa zmianie, kiedy na rynku pojawiła się Octavia II. Bazowała ona na Golfie V, co oznaczało wiele nowości, takich jak silniki benzynowe FSI, nową generację diesli TDI oraz pojawienie się dwusprzęgłowych skrzyń DSG. Gama silnikowa Superba pochodziła zaś z połowy lat ’90, podobnie jak wnętrze i wyposażenie. Elementy deski rozdzielczej Octavii II, takie jak radio, panel klimatyzacji, zegary itp. znaleźć można było w zaprezentowanej w 2005 roku kolejnej generacji Passata. Superb miał deskę rozdzielczą taką, jak jego poprzednik, co skutkowało nie tylko przestarzałym designem, ale na przykład obecnością jednostrefowej klimatyzacji automatycznej. Jednym słowem, trzy lata po debiucie, flagowa limuzyna Skody stała się samochodem opóźnionym o jedną generację. Podczas, gdy wszystkie modele marek podległych Volkswagenowi korzystały z nowych rozwiązań technicznych, Superb czyścił magazyny z tych starych. Nie to jednak było jego największym problemem.
Szofera zatrudnię
Biorąc pod uwagę to, co napisałem wcześniej, jasne staje się, że Superba nie kupiłby nikt, kto szuka w klasie średniej odrobiny nobilitacji. To nie auto dla prezesa, dyrektora, czy menedżera – ktoś, dla kogo limuzyna klasy średniej to element wizerunku i nagrodzenie siebie za ciężką pracę, nie wybierze auta ze znaczkiem Skody, zwłaszcza kiedy jest ono przestarzałe i przeraźliwie nijakie stylistycznie. Z kolei ktoś szukający auta rodzinnego… również zawiódłby się na Superbie. Bagażnik o pojemności 462 l to bardzo skromny wynik w aucie mającym 4,8 m długości. Jeśli do tego dodamy mały otwór załadunkowy i brak wersji kombi nie trudno domyślić się, dlaczego nie mógł on zainteresować ojców rodzin. Dla kogo był zatem ten samochód? Według Skody dla tej pierwszej grupy odbiorców, ponieważ Superb oferował bardzo dużo miejsca na tylnej kanapie. Skoda najwyraźniej uznała, że ktoś kupujący Superba będzie miał… szofera. Pomysł, że wśród potencjalnych klientów jest mnóstwo osób, które planują zatrudnić szofera, aby woził ich samochodem klasy średniej to już zakrawa na czeski film…
Drogi jak… Skoda
Na koniec jest jeszcze jeden argument przeciw Superbowi – wcale nie był tani. Ceny były porównywalne z Passatem i rozpoczynały się (dane z 2004 roku) od 84 tys. zł. Problem w tym, że to znacznie więcej od najbardziej popularnych konkurentów. Opla Vectrę można było mieć za 8 tys. zł mniej, Toyotę Avensis za 9 tys. zł mniej, zaś Forda Mondeo za… 14 tys. zł mniej! Każdy z tych samochodów występował jako sedan, lift back oraz kombi, miał znacznie większy bagażnik, a przede wszystkim był pokazem możliwości inżynierów każdej z marek, a nie sposobem na pozbycie się części do nieprodukowanych modeli.
Dlaczego się udało?
Biorąc pod uwagę wszystko to, co napisałem, trudno odpowiedzieć na pytanie dlaczego pierwszy Superb cieszył się taką popularnością. Sądzę, że część klientów stanowili posiadacze wypasionych Octavii, którzy chcieli mieć porządny samochód, ale sprawiający wrażenie niedrogiego i skorzystali z okazji przesiadki na większy model. Oni jednak w chwili debiutu Octavii II, a także wszyscy inni nabywcy Superbów zdali się chyba mylić przynależność klasową samochodu z jego wielkością. To, że coś jest długie jak limuzyna klasy wyższej, nie znaczy, że ma z nią cokolwiek wspólnego. Wiele jednak osób nie interesuje się motoryzacją i ma do niej proste podejście, oparte na zależności: większe = lepsze. Dzięki temu sporemu, choć nie do końca zrozumiałemu zainteresowaniu, w 2008 roku światło dzienne ujrzał nowy Superb, który naprawił wszystkie błędy poprzednika. Bazując na wciąż produkowanym Passacie nie był już autem przestarzałym – wszystkie silniki mają turbo i wtrysk bezpośredni (poza jednostką 3,6 l, która w nieco mocniejszej formie oferowana jest w modelach… Porsche!), można je łączyć ze skrzyniami DSG i napędem 4x4. Nie ma on co prawda wszystkich opcji dostępnych w Passacie, ale jest ich dosłownie kilka. Co najważniejsze jednak, sedana zastąpił liftback z wielkim bagażnikiem (565 l), a rok po jego premierze do oferty dołączyło kombi oferujące kufer jak w małym dostawczaku (633 l). Superb stał się zatem świetnym autem rodzinnym, oferującym przy tym zaawansowane rozwiązania techniczne. Pierwszy zaś jest żywym dowodem na to, że model flagowy marki musi być sedanem – wtedy jego wady dla wielu osób schodzą na dalszy plan.
PS. A może pierwszy Superb stał się ciekawą propozycją na rynku aut używanych? O tym dowiecie się z innego naszego tekstu