Budżetowy tygrysek - Opel Tigra
Wielu z nas, kiedy tylko odebrało prawo jazdy, marzyło się posiadaniu sportowego coupe. Niestety, rzeczywistość bywa brutalna i wielu młodych kierowców może mieć problem nawet z zakupem auta klasy B. Opel jednak postanowił zaspokoić pragnienia niezbyt zamożnych, młodych kierowców, do posiadania własnego coupe.
Pragmatyczny pomysł na emocje
Przepis na stylowy, ale tani samochód jest prosty – bierzemy popularny model, któremu zamieniamy nadwozie na bardziej atrakcyjne i gotowe. Ponieważ z technicznego punktu widzenia auta są identyczne i współdzielą nawet wnętrze, koszty projektowania i wdrożenia do produkcji są minimalne, co znajduje odzwierciedlenie w salonie. Według tej właśnie formuły powstał Opel Tigra – bazujące na poczciwej Corsie B, budżetowe coupe. W teorii pomysł bardzo ciekawy, dlaczego więc auto to zniknęło w odmętach historii?
Ponętne nadwozie…
Z pewnością problemem nie mógł być wygląd Opla Tigry, bo ten robił wrażenie. Może przód nie powala (choć w momencie debiutu auta w 1994 roku był pociągający), ale tylna część nadwozia nawet dzisiaj może zainteresować. Zdecydowano się bowiem na bardzo ciekawy zabieg – zamiast oddzielania tylnej szyby od bocznych, postanowiono… połączyć je. Efekt jest dość niezwykły, ponieważ po otwarciu bagażnika auto wygląda jak pick-up, któremu dołożono przeszkloną zabudowę. Był to zdecydowanie największy wyróżnik Tigry, a także powód, dla którego koniecznie trzeba było decydować się na wersje z klimatyzacją – latem wnętrze bardzo szybko się nagrzewało.
… i ubogie wnętrze.
Samo wnętrze nie miało w sobie nic ekscytującego. O ile z zewnątrz próżno było szukać jakichkolwiek śladów pokrewieństwa z Corsą, o tyle wnętrze Tigry nie doczekało się modyfikacji. W środku drapieżny kociak Opla był tanim, miejskim autkiem, którego deska rozdzielcza nie miała w sobie krzty polotu i fantazji, a czarne i twarde plastiki nie pozostawiały złudzeń – siedzimy w budżetowym samochodzie. Można było próbować walczyć z tym poczuciem zamawiając „wypasione” wersje, najlepiej ze skórzanymi fotelami, ale nawet najlepszy efekt psuły zawsze tylne siedzenia. A właściwie to nie siedzenia, ani nawet kanapa, a po prostu… ławka, pokryta wykładziną, która wyglądała jakby powstała po to, aby ukryć jakieś ważne podzespoły samochodu, których nie można było zmieścić gdzie indziej. Dla zachowania pozorów zaś, ktoś zdecydował się nie pozostawiać ich pokrytych tylko wykładziną, ale przykleić do niej cienką gąbkę pokrytą normalną tapicerką. Formę oparcia dla podróżujących z tyłu, odgradzającego ich od bagażnika, pełniła plastikowa osłona. Całość wygląda dość prowizorycznie, nawet jak na standardy coupe, w których tylne miejsca są traktowane najczęściej, jak podręczna półka na plecak czy torebkę.
Na sportowo?
Opel Tigra wygląda dość zadziornie, nic więc dziwnego, że zdecydowano się na zmianę nastawów zawieszenia na bardziej sportowe, niż w Corsie. Efektem tego jest bardzo poprawne zachowanie na zakrętach, ale równocześnie pogorszony komfort jazdy. Niestety, dostępne silniki nie pozwalały cieszyć się sportowymi osiągami. Podstawowa jednostka miała, co prawda, pojemność 1.4 l i 90 KM mocy, co w aucie ważącym niecałą tonę jest niezłym wynikiem, ale przyspieszenie do „setki” w 11,5 s nie czyniło z Tigry mistrza sprintów spod świateł. Jedyną alternatywą był silnik 1.6 l o mocy 106 KM, który skracał czas potrzebny na osiągnięcie 100 km/h o 1 s.
Budżetowy nie znaczy, że tani
Opel Tigra nie był zatem autem bez wad, ale musiał być propozycją wyjątkowo kuszącą dla młodych, pełnych temperamentu kierowców. Niestety, ich zapał na budżetowe coupe skutecznie studziła… cena. Opel Corsa z silnikiem 1.4 90 KM kosztował bowiem 38 tys. zł, a Tigra była droższa o… 20 tys. zł! Różnica w cenie częściowo wynikała z bogatego wyposażenia seryjnego małego coupe (ABS, 2 poduszki powietrzne, wspomaganie kierownicy, elektrycznie sterowane szyby i lusterka), ale nawet po doposażeniu Corsy, była ona nadal tańsza o 11 tys. zł. Chętni na mocniejszą odmianę musieli przygotować aż 67 tys. zł, ale na otarcie łez otrzymywali również seryjną klimatyzację.
Co poszło nie tak?
Nie jest łatwo określić, czy Tigra była chybionym projektem. Pomysł, aby oferować coupe o atrakcyjnym wyglądzie na bazie popularnego modelu nie jest przecież nowa i wielu producentów ma na tym polu sukcesy. Pytanie tylko, czy istnieje rynek na coupe tak małe. Cóż, nie dowiemy się tego, ponieważ Opel ustawił na swojego tygryska cenę wręcz zaporową. Za taką samą kwotę (najczęściej nieco niższą) można było kupić wtedy wiele innych aut, które również powinny przypaść do gustu młodemu człowiekowi. Renault Megane Coupe, Citroen Xara VTS, Ford Focus, czy Fiat Punto HGT – wszystkie one miały lepsze osiągi i niemal zawsze lepsze wyposażenie od droższej odmiany Opla Tigry, a kosztowały mniej od tej tańszej. I to wszystko pomimo tego, że, poza Punto, plasowane są one o klasę wyżej! Mając to na uwadze nie trudno domyślić się, dlaczego to małe coupe nie zdobyło popularności.