Volvo 960 - ostatni prawdziwy "kanciak"
Życie jest trochę jak pogoda - zmienia się z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Błękitne niebo raz na jakiś czas przyprószone bajkowymi chmurkami, w ciągu kilku minut potrafi zmienić się we wzburzony ocean kotłujących się cumulonimbusów, z których nagle z siłą gromu zaczynają spadać potężne krople deszczu.
Niesamowite jak przewrotne jest życie i wszystko co nas otacza. Niesamowite jak szybko i łatwo można zburzyć harmonijny obraz naszego otoczenia…
Kiedy pod koniec lat 90-tych XX wieku oczom świata pokazano nowe modele Volvo (serie V, S, C), wielbiciele marki przecierali oczy ze zdziwienia. Każdy, bez wyjątków, niedowierzał, że typowa szwedzka kanciasta toporność została porzucona na rzecz obłości i układności wzorowanej na japońsko – niemiecko – francuskiej konkurencji. Niesamowite, mówiono, „Volvo porzuciło swój styl, zaprzedało swoją tożsamość, złagodniało i przestało być… prawdziwym Volvo!”. Wówczas z łezką w oku zaczęto spoglądać na ostatni prawdziwy model szwedzkiej firmy – Volvo 960. Ostatni „kaniasty”…
Volvo 960 to model szwedzkiej marki, który oczom świata przedstawiono w 1990 roku. Zrodzony w dobie kryzysu, który szwedzką markę szczególnie poturbował, musiał okazać się sukcesem komercyjnym. Projektowane pod bacznym okiem księgowych liczących każdą wydaną koronę Volvo 960 okazało się jednym z najefektywniej (czytaj najtaniej) zaprojektowanych samochodów w dziejach koncernu. Szwedzi w obliczu groźnej dla egzystencji zapaści finansowej zmuszeni zostali bardzo racjonalnie podchodzić do kwestii kosztów projektowania nowych modeli. Jednak udało się. Flagowa limuzyna szwedzkiego koncernu dzielnie kontynuowała epopeję zapoczątkowaną przez model 740 zaprezentowany w latach 80-tych.
Bez wątpienia „dziewięćset sześćdziesiątka” doskonale wpisywała się w filozofię marki – potężne nadwozie zapewniające najlepszy z możliwych, czyli szwedzki, poziom bezpieczeństwa, emanujące mocą i statecznością połączono z najnowszą technologią drzemiącą pod karoserią. Volvo 960 spotkało się z ogromnym entuzjazmem ze strony fanów marki. Jednak przede wszystkim nowe Volvo cenione było za kontynuowanie dotychczasowego nurtu stylistycznego szwedzkich aut, jednoznacznie wskazującego na pochodzenie auta, pozbawionego jakichkolwiek obłości. W takiej postaci auto przetrwało do 1993 roku, kiedy przeprowadzono gruntowny lifting auta. Wyrzeźbione pierwotnie przy pomocy ekierki kanty karoserii nieco stępiono, dzięki czemu auto znacznie odmłodniało jednocześnie zachowując ducha marki.
Volvo 960 to samochód dostojny nie tylko za sprawą oryginalnej i niepowtarzalnej aparycji. Liczące niemal 5 metrów długości nadwozie (dokładnie 4.87 m) za sprawą imponującego rozstawu osi (2 770 mm) oferowało jeszcze bardziej imponującą ilość miejsca dla pasażerów auta oraz ich bagaży. Każda kolejna modernizacja sprawiała, że auto stawało się jeszcze lepsze. Po modernizacji z 1993 roku dodano nie tylko szczyptę obłości (całkowicie przemodelowany pas przedni), zmieniono konstrukcję zawieszenia przedniego i tylnego (Multilink II), układu kierowniczego (średnica zawracania zaledwie 9.7 m!), ale także zaserwowano zdecydowaną kurację odmładzającą wnętrzu auta. Bogatsze wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa i komfortu (airbagi, skórzana tapicerka, klimatyzacja automatyczna, udoskonalony system SIPS) sprawiło, że podróż flagową limuzyną koncernu miała być jeszcze bardziej relaksującym doświadczeniem.
Doskonale przemyślana konstrukcja, w tym także niezniszczalnych rzędowych silników benzynowych (2.5 l 170 KM oraz 2.9 l 204 KM), sprawiła, że Volvo 960 w dzisiejszych czasach uchodzi za auto pancerne, któremu niestraszne przebiegi rzędu 400 – 500 tys. km. Volvo 960, jak się później okazało, było nie tylko ostatnim autem szwedzkiej marki o tak nietuzinkowej stylistyce, ale także jednym z ostatnich skandynawskich aut o tak nieposzlakowanej opinii wśród użytkowników. Jak twierdzi większość z nich, eksploatacja tego auta ogranicza się w większości przypadków do dolewania benzyny (dość znacznych jej ilości, bo silniki benzynowe w połączeniu z niebagatelną masą auta potrafią być łapczywe) i wymiany elementów podlegających naturalnemu zużyciu. Wszystko inne okazuje się ponadprzeciętnie trwałe i niezniszczalne. Jak każde stare Volvo.
Zatem czy wraz ze zmierzchem Volvo 960 zakończył się pewien etap w dziejach szwedzkiego koncernu? Na pewno tak. Jednak czy zakończyła się era prawdziwego Volvo? Dla prawdziwych fanów marki: zdecydowane tak. Jednak, tak jak zmienia się pogoda, świat i całe otoczenie wokół nas, tak też muszą zmieniać się samochody. Bo kto nie idzie naprzód, ten się cofa. I Volvo w tej materii nie jest wyjątkiem.