Toyota Celica V - bestia El Matadora
Urodził się 12 kwietnia 1962 roku w Madrycie. Od najmłodszych lat przejawiał ogromne zainteresowanie sportem. Najpierw w wieku szesnastu lat zdobył mistrzostwo Hiszpanii w squasha, by następnie zafascynować się sportami motorowymi. Już jako osiemnastolatek zasiadł za kierownicą pierwszego auta rajdowego (Renault 5 TS), a siedem lat później startował już za kierownicą A-grupowej Sierry. Jednak prawdziwe sukcesy El Matador, czyli Carlos Sainz, odnosił za kierownicą Toyoty Celici. To właśnie w tym aucie w latach 1990 i 1992 Hiszpan zdobywał tytuł Rajdowego Mistrza Świata w Rajdach Samochodowych WRC.
Sukcesy Sainza niewątpliwie przełożyły się na sukcesy piątej generacji Celici, która dzisiaj ma już statut auta kultowego.
Zresztą nie tylko Sainz królował za kierownicą Celici. Krzysztof Hołowczyc, Juha Kankkunen i Didier Auriol to tylko niektóre z najbardziej znanych sportowych osobistości, w sukcesie sportowym których niebotyczną rolę odegrała Celica V. Najbardziej utytułowana ze wszystkich generacji Celic debiutowała na rynku w 1989 roku. Mierzące niespełna 4.5 metra długości sportowe auto Toyoty odstawało zaledwie na 1.3 m od ziemi. Mocno zaokrąglona sylwetka, z drapieżnym przodem skrywającym schowane reflektory i równie ciekawie narysowanym pasem tylnym sprawiały, ze auta nie sposób było pomylić z czymkolwiek innym. Klasyczna linia coupe w połączeniu z bogatą i adresowaną do każdego klienta paletą jednostek napędowych sprawiała, że Celica, mimo wysokiej ceny, cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem. Co więcej, za sprawą pokaźnego bagażnika liczącego imponujące 320 litrów (wersja FWD, wersja 4x4 zaledwie 217 l), auto nadawało się także na krótkie weekendowe wypady za miasto z grupą przyjaciół. Tym bardziej, że autem teoretycznie można było przewieźć cztery osoby (choć wysokim pasażerom podróży na tylnych siedzeniach zdecydowanie nie polecam).
Wykończenie wnętrza typowe dla japońskich konstrukcji z tamtego okresu jakoś nieszczególnie porywało, jednak w tym aucie to nie jakość plastików się liczyła, ale wrażenia z jazdy. A te za sprawą fantastycznie wyprofilowanych i dopasowanych do ciała foteli oraz sportowo zestrojonego zawieszenia bywały niezapomniane. Szczególnie, gdy pod maską pracowała jedna z dwulitrowych jednostek napędowych. Owszem, w ofercie znajdowały się także mniejsze silniki benzynowe (1.6 l, 1.8 l), jednak żaden z tych silników nie mógł uczynić z Celici tego, co czyniły dwulitrowe, mocne jednostki benzynowe z serii 3S-GE i 3S-GTE.
Słabszy z nich, wolnossący o mocy 156 KM, rozpędzał „Celinkę” do 100 km/h w nieco ponad 8 s i maksymalnie katapultował wskazówkę prędkościomierza do wartości 220 km/h. Najmocniejsza wersja, czyli Celica GT4 (czyli 2.0 Turbo 4WD), określana bywa mianem „wide body” ze względu na poszerzenie tylnej części nadwozia. Topowa wersja turbodoładowana 3S-GTE o mocy ponad 200 KM (katalogowo 204 KM, choć pomiary na hamowni często wykazują moc większą o ok. 10 KM), poprzez stały napęd na cztery koła wgryzała się w asfalt w zawrotnym tempie, sprawiając, że Celica pierwszą „setkę” osiągała już po niespełna 7 s (dość optymistyczne dane producenta – w rzeczywistości manewr ten trwał ok. 7.5 s).
Silnik 3S-GTE w środowisku celicomaniaków obrósł już legendą – powietrzny intercooler chłodził powietrze w układzie dolotowym, a łopatki seryjnej turbosprężarki CT26 mogły obracać się z prędkością nawet… 110 tys. obr./min!
Jednak doskonałe osiągi, niepowtarzalny charakter i atmosfera niezwykłości jaka stopniowo narastała wokół auta, z czasem przyczyniła się także pośrednio do… jego rynkowego odejścia w zapomnienie. Dlaczego? W dużej mierze wynika to z mody, jaka zapanowała wśród młodych i spragnionych wrażeń kierowców. Nieprzesadnie wysokie ceny egzemplarzy używanych sprawiły, że Celica V, nawet w wersji Turbo, stała się autem osiągalnym dla większości osób. Niestety, także tych, którzy z kultowego auta w krótkim czasie potrafili uczynić… ruinę. To z kolei sprawiło, że obecnie znalezienie Celici w dobrym stanie graniczy niemal z cudem. A wersja GT4 to już prawdziwy rarytas, który na rynku wtórnym praktycznie nie istnieje. Bo Ci, którzy są w jej posiadaniu, nigdy nie decydują się na pozbycie się wymarzonego i dopieszczanego przez lata auta. Bo któż przy zdrowych zmysłach pozbywałby się skarbu?
Fot. www.cargurus.com, www.oneshift.com