SUV i „superelektryk” od Ferrari? To musi być koniec świata!
Co te decyzje oznaczają dla świata motoryzacji, tego chyba nie trzeba nawet tłumaczyć. To znak czasów, koniec pewnej epoki – epoki samochodu spalinowego i wielkich silników V12 od Ferrari. Zaczęło się od napędu hybrydowego i turbodoładowania, a teraz... To także koniec samochodu sportowego, w końcu Ferrari i SUV?! I tu nie chodzi nawet o samą markę z Maranello, ale o człowieka który za nią stoi...
Sergio Marchionne, prezes koncernu Fiat Chrysler Automobiles (FCA) i szef w Ferrari, to człowiek bezpośredni, który dobitnie wyraża swoje zdanie, nie owijając niczego w bawełnę, co sprawia, że może być czasami odbierany nawet jako nieco kontrowersyjny. To także jeden z najlepszych marketingowców i menedżerów oraz najbardziej wpływowych ludzi w świecie motoryzacji, który już ma swoje miejsce na kartach jej historii. To w końcu motoryzacyjny purysta i tradycjonalista, człowiek będący jednym z ostatnich obrońców napędów spalinowych, ich wielki fan i jednocześnie przeciwnik napędów elektrycznych, który z zaciekłością bawoła afrykańskiego bronił klasycznego wizerunku włoskiej marki z Cavallino Rampante na masce, i który zaledwie dwa lata temu na Salonie Samochodowym w Genewie na pytanie dziennikarzy o elektryczne Ferrari odpowiedział:
– W Ferrari to niemal nieprzyzwoita koncepcja.
Swoją niechęć do takiego rozwiązania argumentował tym, że dźwięk silnika jest jednym z najważniejszych czynników w czerpaniu przyjemności z jazdy Ferrari, a rozpowszechnianie się napędów elektrycznych nie może być przyczyną pozbycia się tej „motomelodii” z włoskich „rumaków”.
Jeszcze dobitniej wyraził się w sprawie SUV-a ze znaczkiem Ferrari w wywiadzie udzielonym także dwa lata temu, ale na miesiąc przed Salonem Samochodowym w Genewie, krótko podsumowując tak niedorzeczne sugestie:
– Najpierw musielibyście mnie zastrzelić.
A jak Marchionne zareagował na hasło „autonomiczne Ferrari”? Taką samą odpowiedzią jak w przypadku SUV-a, dodając, że takie Ferrari nigdy nie powstanie, ponieważ to samodzielne prowadzenie samochodu przez kierowcę jest fundamentem włoskiej marki i na tym opiera się cała magia obcowania z tymi samochodami. I trudno się z tym nie zgodzić, nie tylko w odniesieniu do Ferrari, ale i całego świata motoryzacji.
Wspominam o tym wszystkim, by spróbować zrozumieć to, co się w tej chwili dzieje. Na zakończonym właśnie Salonie Samochodowym w Detroit Sergio Marchionne, w wywiadzie dla serwisu Bloomberg, wypowiedział się z uznaniem o Tesli Roadster, ale bez popadania w uwielbienie:
– Ludzie są zachwyceni tym, czego dokonała Tesla ze swoim supersamochodem. Nie umniejszam temu, co zrobił Elon, ale myślę, że jest to możliwe do zrobienia przez każdego z nas.
Jednocześnie zasugerował, że tak naprawdę pierwszy prawdziwy supersamochód elektryczny świata opuści bramy fabryki nie w Palo Alto w Kalifornii, ale w Maranello, we Włoszech:
– Jeśli jest do zbudowania elektryczny supersamochód, to Ferrari będzie pierwsze, które tego dokona.
Jednak zanim pierwsze elektryczne Ferrari wyjedzie na ulice, minie trochę czasu – zapewne dobrych kilka lat. Wcześniej drogę będą mu torować hybrydowe modele, gdyż – jak zauważył Marchionne:
– Przejście z hybryd na samochody elektryczne jest łatwiejsze.
Warto jednak przypomnieć, że włoscy inżynierowie już mają doświadczenie z napędem hybrydowym w postaci modelu LaFerrari, nie wspominając już o hybrydowych napędach w Formule 1. A skąd ta zmiana w podejściu prezesa FCA do elektrycznego Ferrari? Jak sam powiedział:
– Robimy to, bo musimy to zrobić.
Dyplomatyczna odpowiedź. A prawda jest taka, że – jak mówi stare porzekadło – jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Marchionne może być tradycjonalistą, ale biznes to biznes. Krótko rzec biorąc, wielu konkurentów poważnie podchodzi do tematu elektrycznego napędu, a skoro „oni tam idą”, to nie może zabraknąć tam też Ferrari, które w tym przypadku chce grać pierwsze skrzypce i wyznaczać standardy w tym nowopowstającym subsegmencie aut supersportowych.
Z kolei w drugim wywiadzie w Detroit, ale tym razem dla serwisu Auto Express, Marchionne potwierdził po raz drugi (pierwszy raz zrobił to w zeszłorocznym październikowym wywiadzie dla Bloomberga) pojawienie się Ferrari na „szczudłach”, czyli SUV-a. Tak, tak – tego, którego powstanie powinno poprzedzić zastrzelenie szefa FCA. Na szczęście, jak widać obeszło się bez rozlewu krwi. Choć podobnie jak w przypadku napędu elektrycznego, zapewne dział księgowości i marketingu „zachęciły” Marchionne do współpracy metaforycznym pistoletem w postaci przewidywanych dochodów dla firmy. Prawdopodobnie nie mniej przekonującym argumentem była też zapowiedź i prezentacja Lamborghini Urusa – w końcu tam, gdzie jest Lamborghini, tam musi być też Ferrari, które z pewnością będzie chciało odebrać mu tytuł najszybszego SUV-a świata.
Jeśli już ktoś martwi się o to, że Ferrari zaprezentuje półciężarówkę lub pogromcę odcinków specjalnych Camel Trophy, to nie ma obaw, według zapewnień Marchionne nowy model będzie typem „bulwarowca” i 100-procentowym Ferrari:
– Będzie wyglądać tak, jak powinien wyglądać SUV od Ferrari i będzie się prowadzić tak, jak Ferrari. Znalazłoby się wiele osób, nawet spoza Ferrari, które nie zostawiłyby na mnie suchej nitki, gdybym zrobił tylko zwykłego SUV-a.
Po takiej zapowiedzi nie trudno domyślić się, że „terenowe” Ferrari pod względem stylistycznym, jak i właściwości jezdnych będzie bezpośrednią odpowiedzią na Urusa, który także wygląda i jeździ jak na Lamborghini przystało. Plotki głoszą, że nowy SUV, oznaczony wewnętrznym kodem X16, będzie oparty na płycie podłogowej następcy GTC4Lusso i ma oferować więcej miejsca niż to sportowe GT. Co więcej, pod jego maską może zagościć napęd hybrydowy – przynajmniej na niektórych rynkach. Debiut samochodu spodziewany jest na koniec 2019 lub początek 2020 roku, a cennik powinien zaczynać się w granicach 300 000 euro, czyli sporo więcej niż konkurent z bykiem w logo.
Marchionne ujawnił również, że pod koniec 2018 roku Ferrari spłaci wszystkie swoje kredyty, a plany marki przewidują, że w 2022 roku jej dochody zostaną podwojone, w czym w dużej mierze pomóc ma właśnie nowy SUV, którego głównym rynkiem zbytu ma być Azja, a przede wszystkim Chiny. Z pewnością szczegóły dotyczące przyszłości marki i „piętrowego” Ferrari poznamy w pierwszym kwartale tego roku, kiedy Sergio Marchionne przedstawi plan włoskiej marki na najbliższe 5 lat do końca 2022 roku.