Struś Pędziwiatr
50 tysięcy dolarów – tyle kosztowało Plymoutha odkupienie od Warner Bros. praw do animowanej postaci Strusia Pędziwiatra, zwanego w USA Roadrunnerem. Tym imieniem nazwano nowy samochód, który miał przywrócić tradycyjny wizerunek auta spod znaku „muscle cars”.
Powrót do korzeni
Szefowie Plymoutha byli zgodni – od drugiej połowy lat sześćdziesiątych amerykańskie samochody sportowe zaczęły ewoluować w złym kierunku. Daleko odeszły od swoich korzeni, zmieniając się z bezkompromisowych maszyn w coraz bardziej luksusowe krążowniki szos. Plymouth postanowił powrócić do tradycji „muscle cars” – najpierw wypuszczając na rynek dwudrzwiową wersję modelu Belvedere, a potem przedstawiając światu Roadrunnera. Dewiza przy tworzeniu tego samochodu była prosta – „maksymalna frajda za minimalną cenę”. Tak, jak za starych, dobrych czasów.
„To było auto naprawdę wyjątkowe. Co prawda bazowało na autach „ciężkich” i luksusowych, jednak tak naprawdę. nie miało z nimi zbyt wiele wspólnego. Było na przykład znacznie lżejsze od swojej kuzynki Barracudy. A wygody? Po prostu zapomnij. I nawet nie chodzi tu o takie rzeczy, jak klimatyzacja, czy elektryczne szyby – w tym samochodzie nie było nawet dywaników! Zamiast tego, podłogę wyłożono gumową wykładziną. Wygląd deski rozdzielczej też pozostawiał dużo do życzenia. Właśnie w tym tkwił jednak fenomen Roadrunnera. Wprost idealnie pasuje do niego określenie „fast and furious” [„szybki i wściekły” – przyp. aut.] ” – pisał o Roadrunnerze Tom Shaw w magazynie „Mopar muscle”.
50 tysięcy dolarów za bohatera kreskówki
Zanim samochód trafił jednak do salonów sprzedaży, należało stworzyć jego wizerunek w taki sposób, by jednoznacznie wyróżniał się z tłumu. Pomysł z wykorzystaniem bohatera znanej kreskówki był kapitalny. Rozmowy z Warnerem nie należały jednak do najłatwiejszych. Ostatecznie kompromisem było „skromne” 50 tysięcy dolarów. Co ciekawe, jeden z charakterystycznych dźwięków ze słynnej bajki (pamiętne „beep-beep”) został potem wykorzystany jako klakson w Roadrunnerze.
Samochód został oparty na wspomnianym wcześniej modelu Belvedere. Pod jego maskę trafił wzmocniony silnik V8 o gigantycznej pojemności... 6,3 litra. Jego moc podniesiono do 335 KM. Na specjalne zamówienie marka przygotowała 7-litrową, 425-konną jednostkę 426 Hemi. Współpracowała z nim trzyprzekładniowa skrzynia automatyczna 727 Torqueflite, lub czterobiegowa skrzynia manualna A833. Nie lada atrakcją była podstawowa cena Roadrunnera. Auto kosztowało zaledwie 2896 dolarów. Za jedyne 714 „zielonych” dopłaty, klienci mogli zamówić wersję 426 Hemi.
Sensacja roku 1968
Spektakularny sukces „strusia” zaskoczył nawet panów z Plymoutha. Wystarczy tylko powiedzieć, że według pierwotnych planów, w pierwszym roku produkcji zamierzano sprzedać około 2,5 tysiąca egzemplarzy Roadrunnera. Sprzedano prawie 45 tysięcy! Auto okazało się prawdziwą sensacją 1968 roku.
Kilka miesięcy później, Plymouth wzbogacił ofertę „pędziwiatra” o model convertible. Wprowadził również nowe silniki — 440 Magnum o pojemności 7,2 litra i mocy 375 KM oraz mocniejszy o 15 KM słynny 440 Sixpack V8. Wersja napędzana tą jednostką wyróżniała się czarną maską z włókna szklanego oraz wielkim wlotem powietrza z napisem „440 Sixpack”. Od 1969 roku kierowcy Roadrunnera wreszcie mieli do dyspozycji kubełkowe fotele. Pozostałe zmiany, jakim poddanym została druga generacja tego modelu miały raczej charakter kosmetyczny.
Bezkonkurencyjny na światłach
Nie malało za to zainteresowanie „pędziwiatrem”. Choć trudno w to uwierzyć, sprzedaż Raadrunnera zwiększyła się prawie dwukrotnie. Razem z wersją bez dachu, z fabryki wyjechało tego roku prawie 85 tysięcy egzemplarzy tego modelu. Co najbardziej paradoksalne, popularność „strusia” zmniejszyła się wtedy, gdy samochód otrzymał nieco bardziej opływowe i znacznie bardziej efektowne, agresywniejsze kształty.
Zamiast wielkiego wlotu powietrza na masce, samochód dysponował niewielkim wlotem, sterowanym przez kierowcę, który w każdej chwili, po naciśnięciu jednego przycisku, mógł ten element po prostu schować. Co ciekawe, wlot ozdabiał efektowny rysunek przedstawiający paszczę rekina uwieńczoną napisem „Air Grabber”. Można go było zamówić do każdego silnika. „To wszystko czego potrzebujesz, by zdeprymować swoją konkurencję, gdy stoisz na światłach” — tak reklamowano Roadrunnera z „Air Grabberem”.
Ostatni wzlot „pędziwiatra”
Niestety, zupełnie nieoczekiwanie sprzedaż „strusia” spadła o połowę. Podobnie było w kolejnych latach, w których Plymouth sukcesywnie „odchudzał” silniki swojego modelu. Było to przede wszystkim związane z zaostrzającymi się normami emisji spalin, a także nieszczęsnym kryzysem paliwowym. Dobro środowiska naturalnego nie za bardzo obchodziło jednak klientów, którzy w roku 1970 kupili zaledwie piętnaście tysięcy egzemplarzy Roadrunnera. Jeszcze gorzej było rok później, gdy sprzedaż „pędziwiatra” znów zmniejszyła się o połowę. Zapowiadany od dawna kres „muscle cars” wisiał w powietrzu.
O tym, że historia Roadrunnera pełna jest niespodzianek przekonał wszystkich rok 1973, w którym po kolejnych, gruntownych zmianach „struś” napędzany silnikiem „zaledwie” 5,2-litrowym ponownie wrócił do czołówki „muskularnych”. Co ciekawe, wyprodukowano go w bardzo przyzwoitej liczbie blisko 19 tysięcy egzemplarzy. Nie odmieniło to niestety jego losu, gdyż kilkanaście miesięcy później na rynku pojawiła się ostatnia generacja tego samochodu. Choć „pędziwiatra” sprzedawano jeszcze do końca lat siedemdziesiątych, jego ostatnie modele nie były godne większej uwagi.
I tak nie zmienia to jednak faktu, że Roadrunner był jednym z najciekawszych modeli „muscle cars”, jakie kiedykolwiek jeździły po amerykańskich ulicach.
Superszybki „Superptak”
Na koniec, parę słów o specjalnej, wyczynowej wersji Roadrunnera, zwanej Superbirdem. Na początku lat siedemdziesiątych auto podbiło amerykańską scenę wyścigową. Wyglądało co najmniej groteskowo, w oczy najbardziej rzucał się szpiczasty przód, który miał rozcinać powietrze przy zawrotnych prędkościach powyżej 160 mil na godzinę, a także potężny, gigantyczny, tylny spojler. W swoich czasach „Superptak” uważany był za zwykłe brzydactwo, potwora. Dziś jest jednak legendą. Gwoli uzupełnienia dodajmy, że samochód ten bez najmniejszych problemów rozpędzał się do 270 km/h.