Recepta na długowieczność
„Trochę oleju, trochę wody, młotek do unieszkodliwienia rdzy i sporo benzyny – to wszystko, czego potrzebujesz, by twoje Volvo 240 było nieśmiertelne” – w taki sposób ten kultowy model opisywał Staffan Borglund, dziennikarz szwedzkiego magazynu motoryzacyjnego „Teknikens värld”.
Łoś to żaden problem
A skoro jesteśmy przy „Teknikens värld" (po polsku „Świat technologii"), dodajmy, że to właśnie ta gazeta w 1997 roku jako pierwsza odkryła, że Mercedes klasy A nie zalicza „testu łosia", tak ważnego dla Szwedów z racji różnych dziwnych przeszkód pojawiających się na skandynawskich drogach. Przeszkód takich, jak na przykład... łoś, które trzeba ominąć wykonując błyskawiczny manewr skrętu. Podczas testu sprawdza się stabilność auta w takich sytuacjach. Co ciekawe, znakomicie sprawdzian ten zaliczał wiekowy Trabant. Volvo 240 również nie miało z nim żadnych problemów.
Szwedzi konstruowali ten samochód przede wszystkim z myślą o kierowcach w krajach skandynawskich. Volvo 240 miało być solidne, trwałe oraz mieć niezawodne hamulce – tak, aby sprostać ciężkim zimowym warunkom. Gdy dziś, ponad trzydzieści lat po debiucie, widzimy go na ulicy, narzekamy na jego przestarzałą, kanciastą sylwetkę. To jednak kolejny dowód na to, że kultowe Volvo przeżyło swoich rówieśników. Szwedzka marka twierdzi nawet, że jeśli chodzi o długowieczność, ich model nie ma sobie równych, a w badaniach, nawet po dwudziestu latach wyprzedza na przykład Mercedesa.
Przykład trwałości i rzetelności
Właściciele 240-stki mają na ten temat najwięcej do powiedzenia. Nie powinno to jednak dziwić, gdyż Szwedzi od dawna stawiają na wysoką jakość produkcji. Pod względem trwałości i rzetelności wykonania, szwedzkie samochody mogły być wzorem dla wielu innych producentów. Klientów nie zrażała nawet cena, nieco wyższa od konkurencyjnych modeli. Wręcz przeciwnie, od początku swojej kariery jesienią 1974 roku, Volvo 240 sprzedawało się znakomicie.
Oferowano je w sześciu wersjach (dwie kolejne dotyczyły bliźniaczego 260). Najbogatszą z nich była 244GL (pierwsza cyfra w nazwie oznaczała drugą serię modelu, który był następcą serii 140; druga cyfra oznaczała liczbę cylindrów, a trzecia – liczbę drzwi), wyposażona we wtrysk paliwa i skórzaną tapicerkę. Za to w modelu 264GL klienci mieli do wyboru tapicerkę skórzaną lub pluszową oraz elektryczne szyby. W obu wersjach standardem było wspomagane kierownicy. Uzupełniając kwestię nazwy kultowych Volvo, w ramach ciekawostki dodajmy, że poprawna wymowa cyfrowych oznaczeń modeli, to „two-forty", czyli „dwa-czterdzieści", albo „two-sixty", czyli „dwa-sześćdziesiąt", a nie „dwieście czterdzieści" lub „dwieście sześćdziesiąt".
Większość modeli 240 napędzał czterocylindrowy silnik B21 o pojemności 2,1 litra i mocy 97 KM (wersja B21A) lub 123 KM (wersja B21E z wtryskowym układem zasilania). 260-tka otrzymała natomiast nową jednostkę opracowaną wspólnie przez fachowców z Peugeota, Renault i Volvo, nazwaną od tego PRV. Silnik V6 B27E miał 2,7 litra pojemności i dysponował mocą 140 KM.
Volvo od Bertone
W 1977 roku, z okazji 50-lecia Volvo, konstruktorzy szwedzkiej marki stworzyli jubileuszowy model 244DL z automatyczną skrzynią biegów i klimatyzacją. Samochód był dostępny w kolorze srebrnym z czarnymi i złotymi elementami oraz pluszową tapicerką. W kabinie auta przymocowana była okolicznościowa plakietka z napisem „Volvo 1927-1977". Prawdziwym rarytasem okazał się jednak wydany w tym samym roku model 262 Coupe Bertone. Włoscy mistrzowie nieco upiększyli sylwetkę Volvo obniżając nadwozie o 9 centymetrów oraz bardziej pochylając przednią szybę i słupki.
Pierwsze wersje 262C były wyposażone w czarny, winylowy dach. Wszystkie były niezwykle komfortowe i drogie – kosztowały prawie dwa razy więcej od seryjnego 264. Co ciekawe, były droższe nawet od luksusowego Jaguara XJS. Większość z ponad 6,5 tysiąca egzemplarzy 262C trafiła do Stanów Zjednoczonych. Volvo kusiło Amerykanów całą serią luksusowych dodatków – elektrycznie ogrzewanymi, skórzanymi fotelami, okleiną z drewna orzechowego, klimatyzacją, elektrycznie sterowanymi lusterkami, szybami i anteną oraz trzystopniową, automatyczną skrzynią biegów.
Najbezpieczniejszy na świecie
Volvo 240 to najbezpieczniejszy samochód świata – jeszcze niedawno takie dane prezentował amerykański Instytut Bezpieczeństwa Drogowego. Pod tym względem, kultowy model szwedzkiej marki wyprzedzał w rankingach SAAB-a 9000, Mercedesa 190 oraz Volkswagena Passata. Ciekawostką jest fakt, że Volvo jako jeden z pierwszych producentów na świecie zaczął prowadzić dokładną statystykę wypadków drogowych, która dla inżynierów stanowi bezcenne źródło informacji o tym, jak udoskonalać konstrukcję auta, by poprawić jego bezpieczeństwo.
240-stka to również znakomity przykład motoryzacyjnej solidności. Z raportów niemieckiego Urzędu Dozoru Technicznego wynika, że wśród samochodów kilkunastoletnich poddawanych przeglądom, ponad 20 procent z nich miało bardzo poważne usterki. W przypadku Volvo 240, było to tylko 12 procent. Model ten cieszy się znakomitą renomą na rynku Amerykańskim, gdzie jeszcze do niedawna przewodził w klasyfikacjach trwałości i jakości.
Volvo i śpiewające rybki
Choć od zakończenia produkcji kultowego Volvo minęło już ponad 13 lat (w ciągu 28 lat wyprodukowano w liczbie bliskiej 2,5 miliona egzemplarzy), samochód ten cieszy się nieustającą popularnością w wielu zakątkach świata. W krajach skandynawskich, a także w Kanadzie i na Alasce uważany jest nawet za najlepsze auto do jazdy w śniegu i mrozie. Finowie mówią na 240-stkę „huoralaiva", co oznacza mniej więcej tyle, co „tajemnicza łódź". Model ten stanowi również inspirację dla artystów – jest jednym z pojazdów najchętniej poddawanych artystycznej obróbce. Najbardziej znanym tego przykładem jest Volvo nazwane „Sashimi Tabernacle Choir", które upiększono dziesiątkami... śpiewających ryb, raków i krabów. Takiego auta na pewno nie spotkacie na swojej ulicy. W przeciwieństwie do klasycznego, długowiecznego 240.