Nieśmiertelny, niezniszczalny
Mówią o nim „beczka”. To samochód prawie niezniszczalny, odporny na zużycie, długowieczny, niezawodny. To również największy rynkowy sukces Mercedesa, nowy rozdział w historii niemieckiej marki.
700 tysięcy kilometrów bez remontu!
Fenomenalną trwałość tego modelu szybko docenili polscy (i nie tylko) taksówkarze, dla których jeszcze kilka lat temu Mercedes W 123 z silnikiem diesla oznaczał auto wprost idealne. Na naszych dziurawych jak szwajcarski ser drogach „beczka" potrafiła przejechać bez remontu nawet do siedmiuset tysięcy kilometrów! Mało tego – po remoncie samochód spokojnie pokonywał drugie tyle! Nic dziwnego, że jeszcze niedawno w korporacjach taksówkowych jeździły prawie same Mercedesy. Do dziś wielu „taryfiarzy" z łezką w oku wspomina swoje legendarne auto. Niejeden z nich tęskni za nim po przesiadce na znacznie mniej stylowego Daewoo, Hyundaya, czy Opla.
Równie dobrym dowodem ogromnej wytrzymałości „beczki" były jej sukcesy sportowe, w tym te odnoszone w najtrudniejszych rajdach świata. Swój udział w tym ma też nasz Sobiesław, nomen omen, Zasada, który w roku 1978 jadąc Mercedesem razem z Błażejem Krupą zajął szóste miejsce w morderczym Rajdzie Safari. W tym samym roku finiszował na drugim miejscu w Rajdzie Dookoła Ameryki Południowej. Osiągnięcie to powtórzył w roku 1979.
Medycyna i fotele Mercedesa
Był styczeń 1976 roku, kiedy dotychczasowa klasa średnia Mercedesa oznaczana symbolami W 114 i W 115 została zastąpiona zupełnie nową rodziną modeli o symbolu W 123. Następca „puchatka", jak pieszczotliwie nazywano „115-tkę" od samego początku zwracał na siebie uwagę zaokrągloną, nowoczesną jak na owe czasy sylwetką. Stylistycznie auto nawiązywało do produkowanej wcześniej od blisko czterech lat klasy S W 116. Już od dnia swojej premiery, o „beczce" było głośno i to nie tylko w samych Niemczech. Przed salonami Mercedesa ustawiały się kolejki, a nierzadko na nowego W 123 trzeba było czekać nawet do kilku tygodni.
Samochód zaskakiwał nie tylko swą bardzo udaną sylwetką. Również jego wnętrze charakteryzowało się dobrym wykonaniem i funkcjonalnością. Konstruktorzy Mercedesa podkreślali, że podczas projektowania i wykonywania foteli, korzystali z fachowej wiedzy medycznej. „Miękkie, bezkształtne siedzenia z czasem wywierają na kierowcę zły wpływ podczas jazdy. Powód jest prosty, wywołują one nieprzyjemne wibracje – podkreślali niemieccy inżynierowie. – Na pierwszy rzut oka nasza tapicerka może wydać się nieco sztywna i twarda. Po krótkiej przejażdżce każdy przyzna nam rację – fotele w tym aucie są niezrównane pod względem komfortu".
Jeden klucz otwiera wszystkie zamki
Mercedes szczycił się również pomysłem z wykorzystaniem jednego klucza, który otwiera wszystkie zamki w samochodzie. „Koniec ze szperaniem po kieszeniach w ciemności i moknięciem przed wejściem do pojazdu, gdy pośpiesznie szukamy odpowiedniego klucza w całym pęku. W W 123 klucz pasuje za pierwszym razem" – głosiło jedno z haseł reklamowych tego auta.
„Beczkę" oferowano w charakterystycznej dla Mercedesa szerokiej i zróżnicowanej gamie silników: od czterocylindrowego 55-konnego diesla po sześciocylindrową 2,8-litrową jednostkę benzynową o mocy 185 KM. W przeciwieństwie do poprzednich serii samochodów niemieckiej marki, pod symbolem W 123 kryły się wszystkie modele, niezależnie od ceny. Nie było rozróżnienia na auta droższe i tańsze. Charakterystyczną cechą „beczki" były umieszczone poziomo przednie podwójne lampy. Za wspólnym kloszem znajdowały się mniejsze od nich światła przeciwmgielne. W dwóch najdroższych modelach – 280 i 280 E, podwójne, okrągłe reflektory zastąpiono pojedynczymi lampami prostokątnymi.
Coupe, rarytas kolekcjonerów
W 123 był pierwszym autem klasy średniej, w którym zastosowano system ABS, kontrolowaną strefę zgniotu oraz hamulce tarczowe na wszystkich kołach. Dzięki rezygnacji z tradycyjnej półramy, znacznie łatwiejsze stały się powypadkowe naprawy tego samochodu. Kolejną innowacją było zwiększenie sztywności kabiny pasażerskiej poprzez wzmocnienie struktury dachu, słupków i drzwi, a także zastosowanie bezpiecznej kolumny kierownicy, dzięki czemu podczas wypadku nie dochodziło do penetracji kolumny do wnętrza kabiny. W „beczce" po raz pierwszy zastosowano również zespolony przełącznik kierunkowskazów i wycieraczek – obecnie jeden ze znaków firmowych Mercedesa. Co więcej, „beczka" była pierwszym w Europie autem z silnikiem turbodiesla.
Zgodnie z tradycją, limuzyny tej serii dostępne były również jako podwozie z częściową zabudową. Na ich bazie producenci tworzyli ambulanse, karawany, półciężarówki i inne samochody do specjalnego zastosowania. W 1977 roku oferta W 123 została natomiast wzbogacona o trzy nowe modele. Jednym z nich była bardzo udana, ciekawa stylistycznie wersja coupe, ciesząca się popularnością również na rynku amerykańskim. Samochód ten szybko stał się prawdziwym kolekcjonerskim rarytasem. Jesienią 1977 roku do rodziny W 123 dołączył model oznaczony symbolem T. Co ciekawe, było to pierwsze pełnoprawne kombi Mercedesa. Wcześniej wersja ta była oferowana jako specjalna, produkowana przez niezależne firmy na bazie nadwozia częściowego.
Nie wychodzi z mody
Znakomite przyjęcie modelu T ukoronowało ogromny sukces serii W 123. Przez dziewięć lat na całym świecie sprzedano ponad 2,7 miliona egzemplarzy tego modelu! Był to wynik blisko dwukrotnie lepszy od poprzednika „beczki" – W 115. Gwoli ścisłości, dodajmy, że w roku 1985 W 123 został zastąpiony przez model W 124, pieszczotliwie nazywany „kopertą". Choć produkcja kultowego Mercedesa zakończyła się dwadzieścia lat temu, samochód ten do dziś cieszy się niezłym wzięciem. Pod koniec lat siedemdziesiątych amerykański magazyn „Car and Driver" napisał o „beczce", że „taki samochód nigdy nie wychodzi z mody". Niech to wystarczy za cały komentarz...
Na koniec – dlaczego „beczka"? Nie wiadomo. Być może z powodu lekko wypukłych kształtów i rowkowatych kierunkowskazów przypominających klepki?