Nieogolony Azjata, rekin, batmobil
W latach 60. niemieccy biznesmeni coraz głośniej dopominali się o nowoczesną limuzynę ze sportowym zacięciem. BMW przygotowało dla nich model 2000 CS, auto o... „twarzy nieogolonego Azjaty”.
Miłośnicy tego pięknego coupe ochrzcili je właśnie takim mianem głównie ze względu na charakterystyczne, jednoczęściowe, owalne lampy, które nasuwały skojarzenia z oczami Chińczyka. Dodatkowo, tuż za przednim zderzakiem umieszczono szereg niewielkich pionowych wlotów powietrza. Z daleka odnosiło się wrażenie, jakby „skośnooka twarz” auta była delikatnie... zarośnięta.
Trzeba mieć styl
Gdy w czerwcu 1965 roku po raz pierwszy zaprezentowano model 2000 CS, w całych niemal Niemczech zapanowała euforia. Zwracano uwagę na jego nowoczesny i lekki wygląd, podkreślony brakiem środkowego słupka, a także elegancki styl deski rozdzielczej i tunelu środkowego. Dzięki sporej powierzchni oszklonej, widoczność podczas jazdy była znakomita. Co ciekawe, w standardowym wyposażeniu auta były wówczas elektrycznie sterowane szyby – dodatek wówczas ultraluksusowy, nieosiągalny dla przeciętnego obywatela.
Seryjna produkcja samochodu rozpoczęła się w pod koniec roku 1965 w Osnabruck, w północno-wschodnich Niemczech. Model wyposażono w silnik o pojemności dwóch litrów i mocy 120 KM. Byli tacy, którzy psioczyli, że CS rozpędza się do „setki” w dwanaście sekund, ale szefowie BMW od początku podkreślali, że najsilniejszą bronią tego modelu jest raczej jego stylistyka, a także przyjemność płynąca z jazdy.
Lepszy od Cadillaca
Entuzjastyczne opinie, jakie towarzyszyły premierze nowego BMW szybko znalazły odzwierciedlenie w wynikach sprzedaży. W ramach anegdoty przytaczano wówczas zabawną historię pewnego niemieckiego biznesmena, którego wspólnik był zatwardziałym miłośnikiem amerykańskiej motoryzacji. W jego garażu stały między innymi Cadillac i Oldsmobile. Samochodowe upodobania niejednokrotnie były przedmiotem sporów obu panów. Pewnego dnia amator Cadillaców nagabywany przez kolegę (nomen omen motoryzacyjnego patriotę) nie wytrzymał i rzucił: „Dobrze! Jeśli pokażesz mi niemieckie auto, którym będę mógł bez obaw jeździć na spotkania z kontrahentami, czy eleganckie przyjęcia, zrezygnuję z amerykańskich wozów!”. Wspólnik ten mocno się zdziwił, gdy po bodaj dwóch latach wspomniany przyjaciel przywiózł pod jego biuro dwa nowiutkie BMW 2000 CS. „Jedno dla ciebie, drugie dla mnie” — krzyknął zadowolony i dodał ze śmiechem: „A na twojego Cadillaca mam już kupca”.
Rarytas za 20 tysięcy euro
Do końca produkcji w 1970 roku z fabryki BMW wyjechało prawie piętnaście tysięcy egzemplarzy modelu 2000 CS. Wbrew spekulacjom i wstępnym zapowiedziom, bawarska firma nie zdecydowała się jednak na przygotowanie wersji przeznaczonej na rynek amerykański, a także na rynki z lewostronnym ruchem ulicznym. Czas na to miał dopiero nadejść.
Co ciekawe, dziś samo kupienie tego samochodu jest sztuką. Do naszych czasów dotrwały nieliczne egzemplarze 2000 CS. Jeśli już uda się trafić na jeden z nich (zakładamy, że to wersja w idealnym stanie), trzeba za niego zapłacić grubo ponad dwadzieścia tysięcy euro.
Bawarski przebój w Paryżu
Gdy jesienią 1968 roku podczas Międzynarodowych Paryskich Targów Motoryzacyjnych BMW zaprezentowało model 2800 CS, stało się jasne, że sędziwy 2000 CS ma godnego następcę. Z tyłu auto niewiele różniło się od swojego poprzednika. Zastosowanie sześciocylindrowego silnika wymusiło jednak całkowitą zmianę przodu samochodu. Po znakomitym przyjęciu, jakie towarzyszyło 2800 CS w stolicy Francji, szefowie BMW tylko zacierali ręce — na horyzoncie pojawił się kolejny bawarski przebój.
Budowę jego nadwozia rozpoczęto w Osnabruck. Reszta prac odbywała się w nowej fabryce BMW w Dingolfing. Co ciekawe, zakład produkcyjny został w całości odkupiony od niedoszłego producenta samochodowego Hansa Glasa, który po nieudanej próbie wprowadzenia na rynek luksusowego coupe stworzonej przez siebie marki, popadł w poważne finansowe tarapaty.
Veto dla wersji „ekonomicznej”
Model 2800 CS wyposażono w 2,8-litrowy silnik o mocy 180 KM. Do „setki” auto rozpędzało się w osiem sekund, zaś maksymalną prędkością, jaką rozwijało było 210 km/h. Za dodatkową opłatą, w samochodzie montowano 3-przekładniową skrzynię biegów, a także wspomaganie kierownicy. W ciągu pierwszych kilkunastu miesięcy 2800 CS rozeszło się w liczbie blisko dziesięciu tysięcy egzemplarzy.
Nieustającą popularność słynnego BMW zahamował nieco kryzys paliwowy, który przeszedł przez Europę w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. Bawarska firma zareagowała natychmiast, wypuszczając na rynek „ekonomiczną” wersję swojego słynnego auta. Klientom nie za bardzo przypadł do gustu uszczuplony silnik (moc mniejsza o 50 KM). Zaledwie 844 sprzedane sztuki wersji 2.5 CS musiały dać do myślenia szefom BMW, skoro już w 1972 roku zaprezentowali jedno z najbardziej spektakularnych coupe dekady.
Detronizacja Forda Capri
Chociaż model 3.0 CSL („L” w nazwie pochodziło od „leicht” — z niem. „lekki”) wprowadzono do sprzedaży głównie w celu homologacji części używanych w wersji wyścigowej, jego kariera na rynku „cywilnym” została ukoronowana wielkim sukcesem. Auto było lżejsze od swojej wersji podstawowej o... 180 kilogramów! Wyposażono je w trzylitrowy silnik o mocy 210 KM. Samochód ten jest dziś jednym z najbardziej poszukiwanych przez kolekcjonerów modeli BMW.
Po zaangażowaniu pod koniec 1972 roku Jochena Neerpascha, byłego projektanta wyścigowego zespołu Forda, Bawarczycy powołali do życia komórkę sportową. Pierwszym dziełem Neerpascha i Martina Braungarta była wyczynowa wersja CSL, nazwana... „Batmobilem” (samochód zamiast przedniego zderzaka miał spojler, na dachu zamontowano tzw. kierownicę strug powietrza, zaś tył wieńczyło ogromne skrzydło). Auto napędzane potężną 477-konną jednostką zrobiło furorę w wyścigowych Mistrzostwach Europy Samochodów Turystycznych odbierając palmę pierwszeństwa słynnemu Fordowi Capri. „Batmobil” królował na torach Starego Kontynentu w latach 70., zdobywając w tym czasie aż sześć tytułów mistrzowskich.
„Rekin”, jak nazywano ten samochód w Polsce udał się na zasłużoną emeryturę w wielkim stylu. Jego następca, seria 6 miał przed sobą niezwykle odpowiedzialne zadanie...