(Nie)zrozumiała pasja
Większość mężczyzn i duża część kobiet kocha samochody. Ich piękno przykuwa nasz wzrok, a dźwięk momentalnie odwraca głowę w ich kierunku. Prawdziwy pasjonat doceni każdy, nawet najmniejszy szczegół, który przeoczyłby zwykły przechodzień.
Wszędzie, gdzie są samochody, jesteśmy i my. Ludzie, którzy zwariowali na ich punkcie. Myślimy o nich przed snem, śledzimy nowości, zagłębiamy się w tabelki z danymi. Marzymy i obieramy cele z nimi związane. Na ulicy nasz wzrok przykuwają sportowe, głośne okazy, ale również drogie, ekskluzywne limuzyny nie umkną naszym oczom. Co sprawia, że tak się zachowujemy? Czy zwariowaliśmy? Zdecydowanie nie.
To wszystko pokazuje, czym jest dla nas motoryzacja. Żyjemy nią i jej całą otoczką. Ekscytujemy się, widząc na parkingu rzadki pojazd, a nawet w miarę pospolite auto, ale ubrane w ciekawy lub rzadki pakiet stylistyczny. Na chwilę przystaniemy, często zrobimy zdjęcie, żeby pochwalić się nim wśród naszych znajomych. Nie wszyscy podzielają jednak naszą pasję. Być może nie zrozumieją nas ci, dla których auto to jedynie sposób na przedostanie się z punktu A do punktu B.
Tymczasem dla nas to coś więcej niż metalowe pudełko z kierownicą i kołami. Fan motoryzacji doceni każdy przebyty kilometr, a jego podróż będzie ciekawą wyprawą. Pokonanie długiej trasy nie będzie wtedy męczące - przeciwnie, sprawi mnóstwo przyjemności. Nie musi to być auto z najwyższej półki, z mocnym silnikiem, przyspieszeniem wbijającym w fotel, ani wielka, komfortowa limuzyna. Samo obcowanie z pojazdem dostarcza nam dużo przeżyć i wywołuje uśmiech na twarzy. Kiedy chwytamy za kierownicę, czujemy więź z autem. Przekręcenie kluczyka w stacyjce, zapięcie pasów i możemy ruszać. Po chwili czujemy się jak w domu. Tak, według mnie to jest nasz drugi dom. Nie przypadkowo używam takiej formy, ponieważ sam jestem tzw. „freakiem” motoryzacyjnym. Nie muszę posiadać McLarena, żeby czerpać przyjemność z jazdy. Oczywiście nie miałbym nic przeciwko, żeby w moim garażu stały egzotyki pokroju P1 czy LaFerrari. Prawdą będzie, jeśli powiem, że cieszę się z każdego kolejnego auta, które prowadzę. Wyruszając w daleką trasę, odczuwam radość z kolejnego pokonanego zakrętu, przy okazji napawam oczy pięknymi widokami. Jestem przekonany, że wielu zapaleńców ma podobnie.
Zupełnie inną kwestią jest postrzeganie nas z boku. Mieliście kiedyś uczucie, że znajomi Was nie do końca rozumieją? Z podekscytowaniem opowiadacie kolejną historię, używacie słownictwa wydającego się dla nas całkowicie naturalnym, a jednak widzicie lekkie zmieszanie na twarzy osoby, z którą rozmawiacie. To, co dla nas jest normalne, ponieważ na co dzień z tym obcujemy, dla innych nie musi być do końca czytelne. Dziwimy się, jak mogą nas nie rozumieć, przecież mówimy o rzeczach dla nas oczywistych. F1, WTCC, FIA, DSG, 4WD, JDM – każdy z nas potrafi rozszyfrować te skróty, a już na pewno wie, co oznaczają. Fakt, F1 kojarzy większość osób. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe oznaczenia – już niekoniecznie.
Zastanówmy się, jak zachowujemy się, idąc ulicą. Czy słysząc ryk silnika, nie szukacie wzrokiem auta? Ja nie mogę inaczej. Szukam, wypatruję i odwodzę wzrokiem, dopóki nie zniknie z oczu. I nieważne czy jest to głośny hot hatch czy bezkompromisowy sportowiec z krwi i kości. Każda redukcja przy dojeździe do świateł sprawia, że rozglądam się dookoła, dopóki nie znajdę winnego tego hałasu. Wydaję mi się, że jest to odruch, którego nie kontroluję. Całkowicie normalna rzecz. W oczach innych może to wyglądać co najmniej dziwnie. Ot zwykły, głośny samochód. Może trochę szybciej ruszył spod świateł i wyszedł na prowadzenia w nierównej walce ze słabszymi przeciwnikami. Zapewne część z tych osób wyrobi sobie szybko zdanie o osobie siedzącej „za kółkiem” takiego auta. Jeśli zwiększy obroty, by nagle wystrzelić, walcząc o pierwsze miejsce, w głowach obserwatorów pojawią się myśli typu „popisówka” i „szpaner”. Stereotypów nie zmienimy i szkoda tracić czas na rozwijanie tego tematu. Tak zareaguje środowisko nierozumiejące fenomenu aut. My w większości przypadków, oprócz marki oraz modelu, jednym tchem wymienimy ważniejsze i mniej ważne parametry. Od pojemności silnika, jego układu czy wersji mocowych, poprzez zastosowane przekładnie, na limitowanych wersjach kończąc. W odróżnieniu od ludzi kierujących się stereotypami, całkowicie rozumiemy zachowanie takie jak mały wyścig spod świateł. Do tego, jeśli już jesteśmy świadkiem takiej batalii, chętnie zatrzymamy się i poczekamy na wynik.
Zdecydowana większość kierowców swoimi "potworami" jeździ przeważnie po drogach publicznych. Nie codziennie jest możliwość wyjazdu na tor, a przecież należałoby korzystać z możliwości i osiągów, jakie dostępne są tak blisko, bo pod prawą stopą kierowcy. Chociaż może nie każdy ma taką potrzebę? Tak jak pisałem na początku, osoba, która nie czuje "tego czegoś", nie ma wygórowanych wymagań. Dla niej samochód to narzędzie, aby bezpiecznie i szybko przemieszczać się z miejsca w miejsce. Nawet jeśli jest to drogie i zjawiskowe superauto.
Tymczasem u fana motoryzacji to właśnie te mocne i niszowe powodują najszybsze bicie serca i chęć chłonięcia każdego kolejnego kilometra, spędzonego za kierownicą swojego "motoryzacyjnego marzenia".