Nie tylko dla wąsaczy - Opel Manta
Według jednego z wielu żartów o tym samochodzie, jego kierowca musiał być muskularnym blond "enerdowcem" z wąsem, plerezą, złotym łańcuchem i osobliwą fiksacją na punkcie swojego auta. Choć większość tych atrybutów wyszła już z mody, Manta jest nadal uwielbiana i podziwiana. Nie tylko przez wąsaczy.
Na temat żadnego innego samochodu nie wymyślono przez lata tak gigantycznej ilości kawałów. „Co robią kierowcy Manty, gdy spotykają się na światłach? Siłują się na rękę!”, „Najmniejszy element Manty? IQ kierowcy!”, „Dlaczego Manty mają taką, a nie inną szerokość? Żeby na tylnej szybie mieściła się nalepka z napisem Kenwood!” - to tylko kilka z nich. Jakby na przekór rzeszy prześmiewców, samochód ten okazał się jednak wielkim sukcesem, zaś wszystkie złośliwości tylko dodały mu uroku tworząc wokół niego prawdziwie kultową otoczkę.
Konkurencja dla Forda Capri
Nie jest żadną tajemnicą, że pierwsze modele Manty zostały zbudowane na bazie płyty podłogowej i wielu podzespołów Opla Ascony, odpowiednika dzisiejszej Vectry. Początkowo Mantę uznawano nawet za sportową wersję Ascony. W rzeczywistości samochód ten był raczej szybką reakcją Opla na spektakularny sukces Forda Capri na europejskim rynku. Capri pojawił się w salonach sprzedaży w lutym 1969 roku. Debiut Manty przypadł na wrzesień następnego roku.
Pierwszą generację słynnego Opla nazwano po prostu „A”. Auto było adresowane głównie do ludzi młodych, którzy nie przepadali za ekstrawagancją i przepychem na drodze. Wyróżniało się ładną, europejską linią nadwozia dwudrzwiowego coupe. Oferowano je z trzema wersjami silnikowymi – 1,2 l. (60 KM), 1,6 l. (92 KM) oraz 1,9 l. (102 KM).
Falstart w Ameryce
Dobre przyjęcie Manty w Europie zachęciło szefów Opla do spróbowania swych sił w Stanach Zjednoczonych. Niestety, Za Oceanem Manta nie radziła sobie już tak pewnie. Amerykanie przyzwyczajeni do potężnych jednostek napędowych pod maskami swoich samochodów, traktowali nowe coupe Opla bardziej w kategoriach ciekawego zjawiska. Kupowali je raczej niechętnie. Nie pomogła ciekawa stylistyka (większość aut miało czarny lakier, pod kolor którego urządzono ich wnętrze) – Manta nie podbiła Ameryki.
28 wybrańców
Na szczęście, jej pozycja na Starym Kontynencie wydawała się już niezagrożona. W listopadzie 1972 roku, na rynku pojawiła się luksusowa wersja Manty – Berlinetta wyposażona w komfortowe zawieszenie, drewniane elementy wykończeniowe, dach z materiału skóropodobnego oraz welurową tapicerkę, której barwa zawsze odpowiadała kolorowi nadwozia. Prawdziwą gratką dla amatorów szybkiej jazdy była się jednak limitowana Broadspeed Turbo, sprzedawana jedynie w wybranych salonów Opla. Jej przygotowaniem zajęła się brytyjska firma Broadspeed Ralpha Broada.
Silnik tego modelu „wzmocniono” do 162 KM. Udoskonalono również jego zawieszenie i hamulce, a także dodano turbosprężarkę Holseta. Ogromne zainteresowanie, jakie towarzyszyło wprowadzeniu Broadspeed Turbo nie przełożyło się jednak na wyniki sprzedaży. Przede wszystkim zadecydowała o tym wysoka cena – 3,5 tysiąca funtów (podstawowa wersja Manty kosztowała „zaledwie” dwa tysiące funtów), a także duże zużycie paliwa. Kryzys naftowy, który nie ominął też Europy, wydatnie ograniczył popyt na „paliwożerne” samochody. Manta w tej wersji sprzedała się w skromnej ilości zaledwie... 28 egzemplarzy! Zaledwie kilka z nich przetrwało do naszych czasów.
Kanciasta „B”
Druga generacja Manty, opatrzona literką „B” zaskakiwała zupełnie nową, znacznie bardziej kanciastą sylwetką. Jej rynkowy debiut w roku 1975 znów zbiegł się z prezentacją nowej Ascony. Co ciekawe, w Wielkiej Brytanii oba te samochody sprzedawano pod jednym szyldem... Vauxhall Cavalier. Na Wyspach największą popularnością cieszyła się Manta w wersji hatchback oznaczonej kryptonimem „CC”, czyli Combi Coupe. Anglikom wyjątkowo do gustu przypadł solidny dwulitrowy silnik, który napędzał ten pojazd.
Potyczka z kobietą
Konstruktorzy Opla nie próżnowali i już pod koniec 1981 roku zaprezentowali model Manta 400. Była to wersja wyczynowa przygotowana pod kątem surowych przepisów homologacyjnych Międzynarodowej Federacji Samochodowej. Opel poważnie myślał o powrocie na szczyty Rajdowych Mistrzostw Świata. Fabrycznym kierowcą niemieckiego teamu był Walter Rohrl, mający na swym koncie już jeden triumf w światowym czempionacie.
Zadanie postawione przed 35-letnim wówczas Niemcem nie było łatwe – on i jego Opel musieli stawić czoła takim gigantom, jak Audi Quattro, Porsche 911, czy Lancia 037. Nieoczekiwanie jednak jego najgroźniejszą rywalką okazała się... kobieta – Michele Mouton. Walka o mistrzowską koronę pomiędzy nią i Rohrlem rozegrała się podczas Rajdu Wybrzeża Kości Słoniowej. Po dramatycznym boju zwyciężył kierowca Opla. Co ciekawe, była to ostatnia wygrana w WRC samochodu z napędem na jedną oś.
Na rynku cywilnym Manta 400 kosztowała prawie 50 tysięcy marek! Wysoka cena nie odstraszyła jednak miłośników tego modelu – limitowana seria 250 egzemplarzy rozeszła się w mgnieniu oka. Równie dobrym posunięciem okazało się wypuszczenie na rynek wersji GT, nieoficjalnie nazywanej serią „C”. Klienci cenili sobie solidne osiągi tego auta – 110-konny silnik rozpędzał Mantę GT do ponad 210 km/h.
„To Jaguar synku”
Ostatnia Manta (biała, wersja GSi), oznaczona numerem 1 056 436 zjechała z taśmy montażowej 28 czerwca 1988 roku. Pożegnanie słynnego Opla odbyło się w fabryce w Antwerpii, gdzie podczas uroczystego bankietu podziwiano zarówno najstarsze, jak i najmłodsze modele tego samochodu. Z tej okazji powstał nawet film dokumentalny nazwany „The Last Manta”.
Przez blisko osiemnaście lat Manta znalazła ponad milion nabywców (znakomity wynik jak na coupe) stając się wielkim rynkowym przebojem niemieckiego producenta. Dziś w całej Europie działa kilkadziesiąt klubów zrzeszających miłośników tego samochodu. Co sprawia, że wszyscy oni wybrali akurat Mantę? Niech odpowiedzią na to pytanie będzie kolejny dowcip na temat kultowego Opla: „Obok Manty przechodzi kilkuletni chłopiec z tatą. – Jaki to samochód? – pyta maluch. A ojciec na to pewnym głosem: Jaguar synku!”.