My name is Bond
My name is Bond. James Bond - na sam dźwięk tych słów, każdy z nas w mig rozpoznaje, z kim ma do czynienia. Agent 007 zawsze jest dobrze ubrany, zawsze otacza go kilka pięknych kobiet i zawsze jeździ wspaniałym samochodem. W 1987 roku siadał za kierownicą Aston Martina V8 Vantage.
Od wczesnych lat siedemdziesiątych do początku osiemdziesiątych, James Bond ani razu nie pokazał się w Aston Martinie. O ile Brytyjczycy byli w stanie wybaczyć 007 słabość do Lotusa (Roger Moore), to eksperymenty z innymi samochodami nie były na Wyspach mile widziane. Gdy w filmie „The Living Daylights" (w polskiej wersji – „W obliczu śmierci", rok 1987) agent numer jeden Jej Królewskiej Mości znów zasiadł za kierownicą Aston Martina (wcześniej Bond jeździł modelem DB2 w filmach „Goldfinger" i „Thunderball" i modelem DBS w „Na służbie Jej Królewskiej Mości"), jego rodacy zgodnie odetchnęli z ulgą.
Rakiety, lasery, katapulta i autodestruktor
Timothy Dalton wcielający się w rolę 007 w „The Living Daylights" jeździł pięknym, stylowym modelem V8 Vantage. Samochód o numerze rejestracyjnym B549WUU niewiele miał jednak wspólnego ze swoją wersją rynkową. Oprócz standardowych urządzeń, pojazd Bonda był wyposażony w laser, opony zimowe z automatycznie włączanymi kolcami, stabilizatory, turbodoładowanie, a także... katapulta, odrzutowy silnik, wyrzutnię rakiet, urządzenie pozwalające na podsłuchiwanie policji oraz system autodestrukcji. Jakby tego było mało, niezastąpiony, sędziwy „Q" przerobił samochód na wersję „zimową". Co ciekawe, gdy w jednej ze scen 007 wysadza w powietrze swojego Aston Martina, zniszczona zostaje jedynie plastikowa replika Vantage’a. Na szczęście...
Do historii serii filmowych przygód asa brytyjskiego wywiadu przeszła za to inna scena, w której podczas policyjnego pościgu za wozem Bonda, 007 rozcina nadwozie radiowozu tak, że ten podczas hamowania rozpada się na dwie części. Na pytanie: „Co się stało?" siedzącej obok sir Jamesa Kary Milovy, Bond odpowiada: „To chyba rdza".
Do Forda się nie przyznają
Tak, czy inaczej, kłopotów z rdzą nie mógł mieć jego Aston Martin, wszak auta tej marki należą do najdroższych na świecie. Tańsze od nich są nawet szlachetne Rolls-Royce. Co ciekawe, żeby nie psuć wizerunku, panowie Aston Martina bardzo niechętnie przyznają się, że od lat osiemdziesiątych ich firma należy do koncernu Forda. W końcu w środowiskach bogatych zmotoryzowanych produkty samochodowych molochów nie są zbyt lubiane.
Model V8 Vantage to model jak najbardziej wyszukany. Jego wprowadzeniu na rynek pod koniec lat sześćdziesiątych towarzyszyły ogromne oczekiwania. Szefowie Aston Martina planowali początkowo premierę samochodu na początku roku 1968, jednak ostatecznie odbyła się ona blisko dwa lata później, pod koniec roku 1969. Konstruktorzy do samego końca wprowadzali w aucie drobne poprawki i udoskonalenia. Dziś AM szczyci się faktem, że silnik (moc 345 KM) wykorzystany w modelu, a wcześniej – w wozach wyścigowych, jest montowany do dziś w pojazdach marki.
Rekordowa sprzedaż
Choć przez trzy lata powstało zaledwie 405 egzemplarzy V8, samochód ten okazał się niezwykle ważny w rozwoju brytyjskiej firmy. Niezwykłe osiągi, nienaganna sylwetka i luksusowe wnętrze pojazdu umocniły wizerunek Aston Martina, jako cenionego producenta ekskluzywnych aut użytkowych, o sportowym charakterze GT. Model ten spełnił jeszcze inną ważną rolę – utorował drogę kolejnej wersji V8, która na rynku pojawiła się z końcem 1972 roku. Oznaczono ją kryptonimem Saloon. Jak się potem okazało, był to najlepiej sprzedający się Aston Martin w historii. Wynik blisko 1600 wyprodukowanych egzemplarzy został pobity dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych przez model DB7.
Równie ważny, jak angielscy piłkarze
Premiera drugiej generacji Vantage’a zbiegła się ze sprzedażą Aston Martina konsorcjum inwestycyjnemu Company Developments z Birmingham. Było to o tyle ważne, że brytyjski producent wpadł w niemałe finansowe tarapaty. Jako oficjalny powód podawano kryzys paliwowy, jednak według informacji nieoficjalnych, nie wszystko w Aston Martinie działało jak należy. Niezdrowej atmosfery nie uzdrowiło przyjście nowego inwestora. Paradoksalnie, pomimo obiecujących wyników sprzedaży, sytuacji marki nie poprawił też nowy model V8.
Dalsza część lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych oznaczała dla AM kolejne zmiany właścicieli. Na szczęście, żadne z tych zawirowań nie popsuło kariery kultowego Vantage’a. W 1977 roku angielska marka przypuściła kolejną ofensywę na rynku luksusowych samochodów sportowych prezentując to auto w wersji z 6,3-litrowym, 438-konnym silnikiem! Po jego premierze prasa motoryzacyjna nazwała Vantage’a „wielką dumą Wielkiej Brytanii". Jeden z angielskich dziennikarzy stwierdził nawet, że model ten jest „wizytówką kraju – równie ważną, jak piłkarska reprezentacja synów Albionu".
Powrót w wielkim stylu
W latach dziewięćdziesiątych Vantage miał kolejną misję do spełnienia. Po porażce rynkowej modelu Virage i narastającej recesji samochód ten raz jeszcze wyprowadził Aston Martina na prostą. Vantage (wprowadzany na rynek pod czujnym okiem Forda) wyróżniał się agresywną sylwetką i niezwykłymi rozwiązaniami technicznymi. Jednym z nich był ultranowoczesny komputer pokładowy stosowany wcześniej na torach Formuły 1.
Jeszcze niedawno za bezpośredniego spadkobiercę Vantage’a uważano model Vanquish – kolejny superpojazd 007. Nic bardziej błędnego. Vantage wraca i to wraca w wielkim stylu. Jego rynkową premierę zapowiedziano na tegoroczną jesień. Konstruktorzy Aston Martina zapewniają, że model ten przeszedł najbardziej intensywne testy w całej ponad 90-letnich dziejach marki. Zanosi się również na to, że do historii przejdzie on również jako najdroższy samochód Aston Martina. Jedno jest pewne – jeszcze o nim usłyszymy.