Mały byk
Na początku lat siedemdziesiątych Ferruccio Lamborghini postanowił przypuścić atak na rynek tanich (sic!) bolidów sportowych. Walkę z takimi samochodami, jak Porsche 911 i Ferrari Dino miał podjąć „Mały byk” – model Urraco. Kosztował „zaledwie” 24 tysiące dolarów.
Szybka odpowiedź Ferruccio
Historia o tym, w jakich okolicznościach Ferruccio Lamborghini podjął decyzję o produkcji samochodów, to dziś jedna z najciekawszych i najbarwniejszych anegdot w dziejach motoryzacji. Słyszeli już o niej chyba wszyscy - signore Lamborghini nie był specjalnie zadowolony ze swojego Ferrari, a do tego zabolały go metody, jakimi potraktowano, gdy zjawił się w serwisie. W taki oto sposób Enzo Ferrai sam wychował sobie rywala na swoim własnym podwórku. Pod koniec lat sześćdziesiątych Lamborghini miał już na swoim koncie między innymi wspaniałą, legendarną Miurę oraz obiecujące: 350 GTV (przepiękne nadwozie) i Espadę. W tym samym czasie Ferrari zaczął promować swoją „tanią" markę Dino. W tej klasie samochodów mocną pozycję na rynku mieli również Porsche 911 i Maserati Merak. Odpowiedź Lamborghiniego musiała być szybka.
Zaprojektowaniem konkurencyjnego modelu zajęła się firma Bertone. Pierwsze projekty wykonane przez jej fachowców nie zyskały jednak uznania u signore Ferrucciego. W końcu za stworzenie „małego byka" zabrał się Marcello Gandini i wtedy przedsięwzięcie naprawdę ruszyło z miejsca. Główną przewagą, jaką Lamborghini miał posiadać nad swoimi rywalami był mocniejszy silnik oraz cztery miejsca, o których mogli tylko pomarzyć właściciele Porsche, czy Ferrari. Jak się w praktyce okazało, autem typu 2+2 mogła jeździć jedynie dwójka dorosłych i dwójka dzieci. Na tylnej kanapie nie było bowiem zbyt wiele wolnego miejsca.
Szukanie oszczędności
Prototyp Urraco było gotowy w roku 1970. Światu po raz pierwszy ukazał się podczas targów motoryzacyjnych w Turynie. Na rozpoczęcie seryjnej produkcji trzeba było jednak poczekać aż dwa lata. Tyle czasu konstruktorzy Lamborghini potrzebowali na wyeliminowanie ciągłych problemów technicznych z silnikiem i skomplikowaną konstrukcją podwozia. Gdy w końcu w 1973 roku auto trafiło do salonów, nie sprzedawało się zbyt dobrze. Kariery Urraco o mały włos nie zniszczył kryzys naftowy. Włoska marka zareagowała na to „ekonomicznym" modelem P200 przedstawionym w roku 1974 wyposażonym w dwulitrowy silnik o mocy 182 KM. Na szczęście, klienci Lamborghini uznali, że takie osiągi nie przystoją bolidom spod znaku byka i P200 (sprzedawany zresztą jedynie na terenie Włoch) niemal przepadł bez śladu. „Rasowe" wersje Urraco obroniły się same.
Mocną stroną tego auta była zawsze ponadczasowa sylwetka, na bazie której powstały kolejne modele Jalpa i Silhouette. Karoserię wykonano ze stali, która była wówczas tańsza i łatwiejsza w obróbce. Cały pojazd został oparty na przestrzennej ramie zbudowanej ze stalowych rurek. Oszczędności panowie z Lamborghini szukali również projektując wnętrze Urraco, najsłabszy punkt kultowego bolidu. Po pierwsze, w standardowej wersji klienci mogli jedynie pomarzyć o skórzanej tapicerce. Sporo pretensji zgłaszano również pod adresem niezbyt efektownej deski rozdzielczej. Ogólna jakość materiałów użytych do wykończenia kabiny tego auta też nie była za dobra.
Najbardziej udany w rodzinie Urraco
Mało komfortowe warunki we wnętrzu samochodu, rekompensowały niezapomniane wrażenia z jazdy. Urraco jako pierwszy model w historii Lamborghini został wyposażony w silnik ośmiocylindrowy. Jego pojemność wynosiła 2,5 litra, a moc – 220 KM. Współpracował on z pięciostopniową skrzynią biegów. Urraco bez większych problemów rozpędzał się do 230 km/h i, co ważne – jego mocnym punktem było również starannie dopracowane zawieszenie.
Konstruktorzy Lamborghini pamiętali o błędach popełnionych przy produkcji pierwszego modelu Urraco. Dlatego model P300, który pojawił się w sprzedaży w roku 1974, był przede wszystkim bardziej dopracowany. Wnętrze pojazdu zostało solidnie wyciszone, przednie fotele były znacznie wygodniejsze, a w standardzie pojawiły się w końcu skórzane obicia. Przyjemniej wyglądała nawet deska rozdzielcza. Wzmocniono też silnik, którego pojemność urosła do trzech litrów, a moc do 250 KM. Urraco P300 był znacznie szybszy od swojego poprzednika, choć ważył blisko 200 kilogramów więcej. Do „setki" bolid rozpędzał się w 5,6 sekundy! Jego prędkość maksymalna wynosiła natomiast 260 km/h. Jedynym zmartwieniem kierowców „Małego byka" było duże zużycie paliwa. Na sto kilometrów auto spalało ponad 20 litrów benzyny! Mimo to, model ten uznano po latach za najbardziej udany w rodzinie Urraco.
Najbardziej niedoceniany
W przeciwieństwie do wersji P250, która była dostępna również w Stanach Zjednoczonych (pod nazwą Tipo III), „trzysetkę" sprzedawano tylko w Europie. Pomimo dużych oczekiwań, wyniki rynkowe kultowego Lamborghini nie postawiły włoskiej marki na nogi. W ciągu ośmiu lat sprzedano go w skromnej liczbie około 800 egzemplarzy. To zdecydowanie za mało, by mówić o finansowym sukcesie. Urraco doceniono jednak dopiero po latach. Dziś model ten jest rarytasem dla kolekcjonerów i wielbicieli szybkich samochodów. Amerykański magazyn „Road and Track" nazwał go „perełką, która nie znalazła właściwego uznania w swoich czasach", a także „najbardziej niedocenianym włoskim supersamochodem". „Mały byk" w końcu doczekał się należnego sobie uznania...