Kultowy „drifter”
Podobno Japończycy wynaleźli deskę klozetową, ale to Amerykanie wycięli w niej dziurę. W pewnym sensie, podobnie było z driftingiem. Wymyślili go rezolutni Japończycy, ale spopularyzowali Amerykanie. A jak to było z Nissanem Silvia?
Najlepszy „drifter” na świecie
Po pierwsze, dla niewtajemniczonych – drifting to w uproszczeniu sztuka polegają na umiejętnym kierowaniu samochodem pokonującym zakręt za pomocą efektownego poślizgu. Japończycy doskonalili ten element jeżdżąc po krętych i wąskich drogach w górach. Z czasem drifting trafił na tory, gdzie wypatrzyli go Amerykanie. W Stanach Zjednoczonych stał się on niezwykle popularną dyscypliną sportu, czego dowodem są słynne i prestiżowe zawody D1 Grand Prix, które przyciągają na tor i przed telewizory setki tysięcy ludzi. Niedawno drifting zawitał również do Polski.
Razem ze wzrostem popularności tej widowiskowej dyscypliny, rosła popularność Nissana Silvia, uznawanego za najsłynniejszego „driftera” na świecie. Auto wprost idealnie nadawało się do driftingu, po pierwsze - z racji napędu na tylną oś, rozwiązania wręcz wskazanego w tym sporcie. Poza tym Silvia jest lekka, zwinna i bardzo mocna.
Silvia ulepiona z gliny
Gdy we wrześniu 1964 roku Silvia debiutowała na targach samochodowych w Tokyo, nikt nie wróżył jej aż tak błyskotliwej kariery. Z drugiej strony, jej projektantem był przecież sam Albrecht Goertz, twórca między innymi fantastycznego BMW 507, a także członek zespołu pracującego nad projektem Porsche 911. W roku 1960 ofertę złożył mu Nissan, a jego pierwszym zadaniem było zaprojektowanie modelu Silvia.
Najnowsze dzieło Goertza nie odbiegało od jego wcześniejszych dokonań – stworzony przez niego pojazd był samochodem wyróżniającym się z tłumu, między innymi dzięki długiej masce, oryginalnej sylwetce, dużym kołom oraz delikatnym zderzakom. Podczas fazy projektowania Silvii, Goertz dość często posługiwał się pełnowymiarowym glinianym modelem samochodu. Co ciekawe, było to pierwsze w historii japońskiej motoryzacji wykorzystanie tego typu metody designerskiej.
Tankowanie dla cierpliwych
Silvię zbudowano na tej samej płycie podłogowej (nazywanej po prostu „S”), co model Fairlady 1500. Choć na zewnątrz auto prezentowało się całkiem nieźle, a w środku robiło równie dobre wrażenie (ta słynna drewniana kierownica i piękna tapicerka...), nie wszyscy właściciele byli nim zachwyceni. Większość z nich narzekała głównie na mało miejsca wewnątrz pojazdu, inni psioczyli na kompletnie niefunkcjonalny wlew paliwa. Na stacjach benzynowych kierowcy musieli uzbroić się w cierpliwość, bowiem ich samochód nie przyjmował więcej, niż tylko pięć litrów benzyny na minutę!
Jakby na domiar złego, kolejną wadą Silvii była rdzewiejąca karoseria. Ponadto, auto składano ręcznie, więc już sama jego cena odstraszała wielu potencjalnych nabywców. Samochód kosztował około 4400 dolarów, więcej niż choćby Lotus Elan, czy Alfa Romeo Giulia. Za 500 dolarów więcej można było kupić wtedy Jaguara i Mercedesa.
Silvia dla Papuasów
Sportowy Nissan nie podbił rynku, czego najlepszym dowodem było zaledwie niewiele ponad 500 wyprodukowanych egzemplarzy. W ramach ciekawostki dodajmy, że pewna ich część trafiła w dość egzotyczne miejsca naszego globu. 49 sztuk Silvii znalazło właścicieli w Australii, kilkanaście sprzedano w Stanach Zjednoczonych, a dziewięć modeli kupili mieszkańcy... Papui Nowej Gwinei.
Doskonałą reklamą dla niejednego samochodu był udział w filmie. W tym przypadku trudno mówić o jakiejkolwiek reklamie – Silvia pojawiała się w takich produkcjach, jak „Karate Kid 2” (!), a także „superprodukcjach made in Japan”: „Godzilla” oraz „Mothra”. Jednak pomimo wielu niesprzyjających faktów, dziś pierwsza generacja Silvii to auto niezwykle cenne i poszukiwane przez kolekcjonerów. Auto kultowe pełną gębą.
Cztery kontynenty, cztery nazwy
Pierwsza ewolucja tego modelu po raz ostatni zjechała z produkcyjnej taśmy w roku 1967. Na jego następcę trzeba było czekać aż siedem lat. W 1974 roku Nissan przedstawił Silvię S10, nazywaną również „Nową Silvią”, auto, które miało konkurować z takimi samochodami, jak choćby Toyota Celica. Szefowie japońskiej marki postanowili odważniej zaatakować rynek europejski i amerykański, nie zapominając również o Azji i Australii, w której Nissany cieszyły się sporą popularnością. Co ciekawe, na każdym z kontynentów Silvię oferowano pod zupełnie inną nazwą! Oryginalne nazewnictwo zachowano jedynie w Japonii, potem również w Europie. W Stanach Zjednoczonych samochód ten opatrzono symbolem 200SX, w Australii sprzedawano go jako Gazelle, jeszcze inaczej w Norwegii i Grecji – jako 180ZX.
W przeciwieństwie do pierwszej generacji modelu, „Nowa Silvia” odniosła spory sukces. W ciągu niespełna pięciu lat wyprodukowano blisko 160 tysięcy egzemplarzy tego samochodu. Nie mniejszą popularnością cieszyła się wersja S13, którą przedstawiono pod koniec lat osiemdziesiątych. Silvia zupełnie zmieniła swoje oblicze, a nowa, drapieżna sylwetka tylko dodała jej charakteru. Stała się prawdziwym, nowoczesnym sportowym bolidem. Żartowano nawet, że inny słynny model Nissana, 300ZX wyglądał przy Silvii niczym... dinozaur.
W oczekiwaniu na następcę
Model S13, podobnie, jak ostatni z serii, S15 to ścisła czołówka najlepszych samochodów do driftingu. Drugi z wymienionych debiutował w roku 2001 w Tokyo, a zaraz potem w Australii, gdzie niemal natychmiast uznano go za najlepszy sportowy samochód roku. Auto szybko trafiło również do Europy i Stanów Zjednoczonych. Ceniono je za piękny, agresywny wygląd i osiągi możliwe dzięki 2- lub 2,4-litrowemu silnikowi o mocy dochodzącej do 250 KM. Silvia przyspieszała do „setki” w zaledwie 5,5 sekundy. Jej ogromną zaletą były również wspaniałe właściwości jezdne i mocne hamulce.
Produkcja S15 zakończyła się przed trzema laty. Jak głoszą plotki, w biurach projektowych Nissana od dłuższego czasu trwają prace nad wskrzeszeniem kultowego modelu. Czy będzie on równie ekscentryczny, jak Silvia Convertible Varietta – czteroosobowy kabriolet z 2000 roku wyposażony m.in.: w automatycznie otwierany dach, a także fotele pokryte tajemniczym materiałem o nazwie Morphoton, który pod wpływem kątu widzenia zmienia swoją barwę? A zatem – do roboty styliści Nissana!