Jak Elvis zdradził Cadillaca
To prawdopodobnie najpiękniejszy kabriolet, jaki kiedykolwiek powstał w niemieckiej fabryce. Nic dziwnego, że głowę dla niego stracił nawet Elvis Presley, który nie uznawał przecież żadnych innych środków transportu poza Cadillacami.
W ciągu swojego burzliwego życia, król rock’n’rolla kupił ponad sto samochodów tej amerykańskiej marki. Jeden jedyny raz zrobił wyjątek. Stało się tak, gdy zobaczył BMW 507.
Miłość Elvisa
W 1958 roku Elvis szykowany na następcę Jamesa Deana, zostaje wezwany do wojska. W tym momencie miał już na swoim koncie kilka wielkich przebojów i kasowy film, dzięki którym dołączył do najlepiej opłacanych gwiazd Ameryki. Gdy jednak jego rodacy, znani z gorliwego patriotyzmu ujrzeli go odzianego w szykowny mundur US Army, popularność Presleya sięgnęła zenitu. Elvis trafił na służbę do Niemiec, gdzie poznał swoją przyszłą żonę, czternastoletnią (!) wówczas Priscillę Beaulieu. Tam też stał się właścicielem nowiutkiego BMW 507.
- Mówił, że młodzi ludzie marzą, by posiadać samochód, a zwłaszcza ten drogi i lśniący. Cieszył się z tego auta, jak dziecko – wspomina jeden z przyjaciół Presleya.
Rekinie skrzela po bokach
Przenieśmy się na moment trzy lata wstecz. Samochodowym królem roku 1955 jest legendarny już dziś Mercedes 300 SL. W tym samym czasie BMW walczy o przetrwanie. Sytuacja, w której monachijska firma znalazła się po wojnie jest nie do pozazdroszczenia. Na domiar złego, jej oferta rynkowa jest mało atrakcyjna. Obok malutkiego pojazdu Isetta, BMW dysponuje jeszcze tylko luksusowymi modelami 503 i 502. Żaden z nich nie zapewnił Bawarczykom finansowego sukcesu. Nic dziwnego, że szefowie BMW intensywnie rozglądają się za autem, które postawi firmę na nogi.
Wybór pada na model 507. Jego projektantem był słynny Albrecht Goertz. Efekty prac niemieckiego stylisty ujrzały światło dzienne podczas targów motoryzacyjnych we Frankfurcie, jesienią 1955 roku. Oczom publiczności ukazał się piękny kabriolet o smukłej sylwetce, długiej masce, krótkiej kabinie i niewielkim bagażniku. Dzięki uniesionym do góry błotnikom i niskim drzwiom, profil samochodu przypominał falę. Uwagę zwracał również pochylony do przodu nos auta, a także drapieżne, przywodzące na myśl skrzela rekina wloty powietrza na błotnikach.
„Ten samochód wygląda tak, jakby nieustannie wyrywał się do przodu, prężył do startu, emanował niesamowitą energią i wigorem” – napisał w relacji z prezentacji dziennikarz magazynu Auto Motor und Sport.
Fantastyczny bulgot dzikiej duszy
Nadwozie modelu 507 w całości wykonano z lekkiego stopu aluminium osadzonego na stalowej ramie. Pod jego maską pracowała jednostka napędowa V8 o pojemności 2,6 litra oraz o mocy 150 lub 165 KM. Jeden z ekspertów brytyjskiego magazynu BMW Car napisał: „Silnik tego samochodu wydaje najlepszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałem z serca samochodu cywilnego. To fantastyczny bulgot V8!”.
Wnętrze auta wykończono wysokiej jakości skórą, chromem i aluminium. Pomimo, niewielkiej przestrzeni w środku, mało kto narzekał na brak wygody. „Nie luksusy są w tym aucie istotne, lecz jego dzika dusza. Gdy wskazówka prędkościomierza dochodzi do dwustu czterdziestu kilometrów na godzinę, wydaje się, jakby ta dusza chciała wydostać się gdzieś na zewnątrz” – tak wyjątkowo poetycko opisał wrażenia z jazdy BMW dziennikarz „Autosportu”.
Przegrana z Mercedesem i Porsche
Pierwsze egzemplarze modelu trafiły do klientów w roku 1956. Szefowie BMW ostrzyli sobie zęby na rywalizację 507 z Mercedesem 300 SL, jednak szybko okazało się, że muszą jedynie obejść się smakiem. Ich kabriolet nigdy bowiem nie sprzedawał się nawet w połowie tak dobrze, jak jego konkurent z Untertuerkheim. Głównym powodem takiego stanu rzeczy była wygórowana cena „pięćsetsiódemki”. Początkowo auto kosztowało prawie 8,5 tysiąca dolarów. Dwa lata później trzeba było za nie zapłacić aż 10,5 tysiąca „zielonych”.
BMW 507 było składane ręcznie, dlatego o żadnym obniżeniu kosztów nie mogło być mowy. Za to zarówno Mercedes, jak i Porsche oferowali auta znacznie tańsze. Na korzyść marki ze Stuttgartu przemawiały również liczne sukcesy na arenach sportów motorowych, tymczasem 507-ka była reprezentowana jedynie w niezbyt popularnych wyścigach górskich. Przy sukcesach Porsche w Mille Miglia, czy Le Mans jej osiągnięcia wyglądały bardzo blado.
Trzy Jaguary za 507-kę
Jak na ironię, auto, z którym szefowie BMW wiązali nadzieje na odbudowę firmy i zdominowanie rynku luksusowych aut sportowych trafiło tylko do nielicznych. Przez trzy lata, do marca 1959 roku wyprodukowano zaledwie 252 egzemplarze modelu 507 (swego czasu pewne źródła podawały liczbę 254, jednak według oficjalnych informacji BMW prawdziwa jest liczba 252). Nie udał się również podbój Wielkiej Brytanii. Wysokie cła i multum innych opłat sprawiły, że na Wyspach 507-ka kosztowała grubo ponad cztery tysiące funtów! Dla porównania dodajmy, że za tę cenę można było kupić prawie trzy luksusowe Jaguary XK 140! Mimo znakomitych recenzji, podobny los spotkał legendarne BMW w Stanach Zjednoczonych. Tam królowała para: Mercedes 300 SL i Chevrolet Corvette.
Bawarska firma znów znalazła się na skraju bankructwa (uratował ją dopiero przedstawiony w 1962 roku model 1800, pierwowzór dzisiejszej serii 5). Gdy z fabryki wyjeżdżał ostatni egzemplarz 507-ki wydawało się, że auto to szybko odejdzie w zapomnienie. Nic bardziej błędnego – dziś piękne BMW jest prawdziwym rarytasem wśród kolekcjonerów. Niedawno głośno było o jednym z nich – milionerze, który kupił ten samochód po kilkumiesięcznych poszukiwaniach. Zapłacił za niego... ponad 200 tysięcy euro! Trzy egzemplarze modelu 507 stoją też w muzeum BMW Mobile Tradition. Nie są jednak na sprzedaż.