Groźny jak diabli, szybki jak błyskawica. Rajdowy potwór. Zwycięzca. - Mitsubishi Lancer Evolution
"Ten samochód wygrywał. Zawsze. Bez względu na przeciwności, pogodę. Był stworzony do wygrywania. Ba, czasem wygrywał nawet bez względu na to, czy... dojechał do mety" - mówił o swoim Mitsubishi Tommi Makinen, światowa legenda rajdów.
Nonsens? Niezupełnie. Przenieśmy się do roku 1998. Mistrzostwa świata WRC kończy Rajd Wielkiej Brytanii. Makinen, lider klasyfikacji kierowców i obrońca tytułu już w pierwszym dniu rywalizacji gubi koło w prowadzonym przez siebie Lancerze i wypada z gry. Po mistrzostwo pewnie zmierza Carlos Sainz. Wszystko jest prawie jasne... Ostatni odcinek specjalny, ostatnie pół kilometra. Nagle w samochodzie zapala się silnik. Razem z nim płoną resztki nadziei Hiszpana. Jakby całej dramaturgii było mało, w tym samym czasie Makinen udziela pierwszych wywiadów, w których... komentuje swoją porażkę. Nie wierzy, gdy słyszy o awarii rywala. Po chwili nikt nie ma już wątpliwości - Makinen i Lancer znów triumfują, po raz trzeci z rzędu. Sainz porażkę przyjmuje łzami.
Rajdowe marzenie
Dziś o tym samochodzie marzy każdy fan rajdowego szaleństwa. To za jego kierownicą słynny „Big Mak” dokonał rzeczy niewiarygodnej – sięgnął po mistrzowski tytuł WRC w czterech kolejnych sezonach – od 1996 do 1999 roku! To w Lancerze Makinen wygrał 20 rajdów zaliczanych do klasyfikacji mistrzostw świata. Czyż może być lepsza reklama sportowego samochodu?
Na cześć słynnego Fina, jego imieniem Mitsubishi nazwało wersję Lancer Evolution VI. Jak odwdzięczył się sam Tommi? Już w debiucie za kierownicą nowego modelu wygrał Rajd Monte Carlo, zaś w dalszej części mistrzostw deklasował przeciwników w Szwecji, SanRemo i Nowej Zelandii.
Amerykańskie lusterka
Początek dziejów Lancera to wczesne lata siedemdziesiąte. Właśnie tym imieniem ochrzczono sedana wyprodukowanego w 1973 roku. Auto wyraźnie stylizowane na modłę amerykańską miało uchodzić za elegancki wóz ze sportowym zacięciem. Rozpoznawczymi elementami tego samochodu była długa komora silnika, nieduży, ścięty bagażnik i lusterka umieszczone „po amerykańsku” na przedniej części błotnika. Od tej wersji niewiele różnił się Lancer z 1976 roku, uznawany przez fachowców za przodka słynnej wyczynowej serii Evolution.
Szefowie Mitsubishi wiedzieli, że najlepszą reklamą dla sportowego wozu będą sukcesy rajdowe. Pierwsze wyniki modelu 1600 GSR były zaskakujące. W 1974 roku Kenijczyk Joginder Shing wygrał jedną z najtrudniejszych imprez w mistrzostwach świata – Rajd Safari. Debiutant spod znaku „Trzech Diamentów” znakomicie poradził sobie na bezlitosnych afrykańskich bezdrożach. Ten sam sukces powtórzył dwa lata później.
Niech żyje Evolucja!
W latach osiemdziesiątych strategia Mitsubishi uległa drobnej modyfikacji, w związku z czym nieco zahamowany został rozwój wyczynowego Lancera. Na jego przebudzenie trzeba było jeszcze trochę poczekać. Pod koniec dekady na trasach rajdowych pojawił się za to model Galant VR-4, który nieźle radził sobie szczególnie w trasach azjatyckich. Jak się potem okazało, samochód ten miał przygotować miejsce rajdowemu Lancerowi z prawdziwego zdarzenia. Bossom Mitsubishi marzyło się zwycięstwo w rywalizacji WRC.
Karty zostały odkryte w 1991 roku. Japończycy zaprezentowali światu auto skonstruowane specjalnie z myślą o Rajdowych Mistrzostwach Świata – Lancer Evolution. Samochód wyposażony w 250-konny silnik ważył zaledwie 1240 kilogramów. Jego debiut na trasie przeszedł jednak bez echa. Auto albo się psuło, albo nie nie było na tyle szybkie, by rzucić wyzwanie potentatom rajdowego świata. Nie było wątpliwości: Lancer wymagał udoskonalenia.
Gdy w 1993 roku szefowie Mitsubishi przyjmowali gratulacje za drugie miejsce ich samochodu w Rajdzie Indonezji i trzecie w Rajdzie Akropolu, wiadomo było, że praca, czas i pieniądze poświęcone „rajdówce” nie poszły na marne. Wręcz przeciwnie, Japończycy zachęceni dobrymi wynikami, wypuścili na rynek Evolution II, nieco zmodyfikowaną wersję Evo I. Silnik wzmocniono do 260 KM. Auto było cięższe od swojego poprzednika o 10 kilogramów. Nowością był również elektronicznie sterowany napęd na cztery koła.
Być jak Tommi
Powoli sprawdzać zaczęła się również strategia: „sukces sportowy = sukces w salonie”. Pięć tysięcy egzemplarzy „cywilnej” wersji Evolution II rozeszło się w ciągu niecałych czterech miesięcy! Klienci i fachowcy ochrzcili Lancera mianem auta „rasowego”.
Wszystko to było jednak przedsmakiem późniejszych wydarzeń z dziełem Mitsubishi w roli głównej. W 1995 roku hucznie przywitano trzecią, jeszcze silniejszą ewolucję Lancera. Pięć wygranych rajdów w tym zwycięstwa w arcytrudnych zawodach w Szwecji i Australii zwiastowały narodziny nowego króla. Do koronacji doszło, gdy w Mitsubishi pojawił się Tommi Makinen.
Popularność zarówno jego samego, jak i „dosiadanego” przez niego Lancera sięgnęła zenitu. Jedna z anegdot świadcząca o rosnącej sławie tego auta mówiła o mężczyźnie, który przyszedł do salonu Mitsubishi i domagał się kupna Lancera... pomalowanego w rajdowe barwy i obklejonego reklamami - dokładnie takiego, jakim jeździł Makinen. Klient za nic w świecie nie chciał uwierzyć, że Mitsubishi nie sprzedaje replik „rajdówki” Fina.
Zwycięstwo z Subaru i Porsche
Gdy w zeszłym roku Lancer Evolution VIII zdobył prestiżowy tytuł „Sportowego Samochodu Roku” przyznawaną przez specjalistyczny francuski magazyn „Echappement”, jurorzy nie mieli wątpliwości. Od każdego z fachowców zasiadających w sędziowskim gremium Mitsubishi otrzymało maksymalne noty! W pokonanym polu pozostawili dziewiętnastu rywali, a wśród nich między innymi: Subaru Imprezę WRX i Porsche 911 Carrera. Tym samym Lancer dołączył do tak legendarnych, niemal mitycznych już dziś samochodów, jak: Lancia Delta HF Integrale, Ford Sierra Cosworth 4x4, czy BMW M3.
Po tym wielkim wydarzeniu, Japończycy przygotowali dla swoich wielbicieli kolejną niespodziankę. W ilości zaledwie 100 egzemplarzy (!) wypuścili na rynek model Lancer Evo VIII MR FQ-400, auto niezwykłe i to nie tylko dzięki długiej nazwie, kojarzącej się raczej z numerem seryjnym odkurzacza albo pralki. Samochód wyposażono w 400-konny silnik, dzięki któremu osiąga w 3,5 sekundy, zaś maksymalna prędkość, jaką rozwija to abstrakcyjne 280 km/h! Przy takich liczbach bledną osiągi Porsche Carrery GT i Mercedesa SLR McLaren. Cena limitowanego Lancera wynosiła, bagatela 300 tysięcy złotych!
Ci, którzy nie załapali się do grupy jego stu szczęśliwych nabywców, niech pilnie oczekują zapowiadanej na ten rok premiery modelu Evolution IX. Być może ich łzy osłodzi 360 koni mechanicznych pod maską tego potwora.